Articles for Christians at TrueChristianity.Info. List do dziewcząt Christianity - Articles - Młodzież
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
List do dziewcząt
   

Autor: Jan Bilewicz,
Miłujcie się! 4/2000 → Młodzież



Drogie dziewczęta, czytelniczki „Miłujcie się”!

 

 

Z Italii pozdrawia Was znowu starszy brat. Cześć! To już mój trzeci list do Was. Piszę pod koniec lipca. Środek wakacji i niedługo spotkanie młodzieży w Rzymie.

Szkołę we Florencji ukończyłem z wynikiem pozytywnym (nie postawili nam stopni). Uczyłem się, jak może pamiętacie, tylko dwóch przedmiotów: języka i kultury włoskiej. Teraz jestem na rekolekcjach i równocześnie pracuję trochę na swoje utrzymanie. Mieszkam w tym domu, który widzicie na zdjęciu obok. Jest to kaplica Stygmatów i pustelnia św. Franciszka na górze La Verna, około 70 km od Florencji.

 

To miejsce stale przypomina mi słowa Pana Jezusa: „Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który swój dom zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony” (Mt 7, 24-25). Żeby moje życie było jak dom zbudowany na skale, musi być oparte na nauce Chrystusa. Inaczej może runąć, tak jak dom zbudowany na piasku.

Ciekawe pewnie jesteście, co tutaj robię. Sporo się modlę, także za Was. Tymczasem dziękuję za wszystkie listy. Otrzymałem między innymi następujące sympatyczne życzenia (chyba à propos mojego pierwszego listu): „Życzę Ci, Jaśku, żebyś znalazł dobrą żonę”.  Dziękuję, bardzo miłe... Żony wprawdzie nie szukam, ale te życzenia spowodowały, że zastanowiłem się nad tym, jaką chciałbym mieć żonę.

Najpierw planowałem napisać o tym do chłopców, ale potem jednak doszedłem do wniosku, że mówienie o dziewczynach za plecami dziewczyn byłoby nie fair... A więc z Wami dzielę się tymi osobistymi myślami. Temat jest mniej więcej taki: „Jaką chciałbym mieć żonę, czyli jakie dziewczyny podobają mi się najbardziej”. Materia – powiedziałbym – wdzięczna i delikatna. Wybaczcie zatem starszemu bratu słowa, które być może Was urażą, i nie gniewajcie się nazbyt długo. Przecież wiecie, że starsi bracia nie mają za grosz delikatności i wyczucia.

Pierwsza myśl jest taka: Moja żona wcale nie musiałaby być jakąś „miss” konkursu piękności. Wcale! Raczej dobra, sympatyczna, z wdziękiem niż piękna. Te dziewczyny uznawane za piękności przez magazyny mody, jurorów konkursów „Miss...”, filmowców z Hollywood (mój gust jest zupełnie inny) to przeważnie bardzo biedne istoty, choć przyznać należy, dumne jak pawie. Jeżeli bezustannie się im mówi, że są piękne i jakie to są piękne, atrakcyjne, godne podziwu, to w końcu zaczynają myśleć, że najważniejszą rzeczą pod słońcem jest być pięknym oraz wzbudzać zachwyty i westchnienia mężczyzn. Wtedy siedzi się przed lustrem i nakłada na buzię kremy, pudry, cienie, szminki, róże, tusze... W końcu ta buzia wygląda jak z muzeum figur woskowych (jest takie muzeum w Londynie).

A żeby jeszcze być atrakcyjniejszą („bo przecież to jest najważniejsze”) i „na topie”, trzeba upodobnić się do modelek z pokazów mody. Wiadomo, są one chude jak patyki, więc należy się odchudzać. No bo co to będzie, jeśli nie będę taka chuda jak one Nie będę już wtedy taka piękna i może w ogóle przestanę się podobać chłopakom. Ile samozaparcia, poświęceń, wyrzeczeń, ofiar po to, żeby stać się chudą jak patyk! Moja żona nie mogłaby być nawet w 5% podobna do modelek z żurnali mody. Niektóre z pretendentek do „piękności” w ten sposób zagłodziły się prawie na śmierć, a inne nawet na śmierć... A to wszystko nazywa się próżność – straszliwa choroba duszy, na którą zresztą cierpią nie tylko „piękne dziewczyny”.

I kiedy za 10, 15 czy 20 lat owa „gwiazda” zaczyna się starzeć i ci sami mężczyźni, którzy ją tak podziwiali, zaczynają adorować o 10, 15, 20 lat młodsze „piękności”, wszystko zaczyna się walić (zupełnie jak dom zbudowany na piasku). Trzeba wtedy nakładać coraz grubsze warstwy pudru i tuszu, trzeba robić operacje plastyczne, ale starzenie i tak postępuje. Wtedy następuje katastrofa, tragedia, depresja. Pustka! Koniec męskich westchnień, koniec zazdrości innych kobiet! Koniec!

A gdyby ta sama dziewczyna poświęciła tyle samo uwagi i czasu, włożyła tyle samo wysiłków i starań zamiast w upiększanie swojego ciała w upiększanie swojego charakteru, to teraz po 10, 15, 20 latach miałaby do zaoferowania innym bardzo, bardzo wiele: dobroć, radość, pokój, nadzieję, cierpliwość... Tym na pewno wzbudziłaby autentyczny podziw i szacunek. Chociaż może nie tych mężczyzn, dla których najważniejsza jest przyjemność, łatwe życie i którym zawsze chodzi o „jedno i to samo”. Miłość, dobroć, pokój zawsze są w cenie, zawsze są poszukiwane, ich piękno się nie starzeje. Piękno ciała przemija, piękno serca trwa! Uroda serca jest ważniejsza. Cóż mi z tego, że moja żona miałaby piękną figurę, a nieurodziwy charakter? Obawiam się, że szybko by zgasł mój podziw dla jej pięknej figury.

Jeżeli zbyt wiele uwagi przywiązuje się do własnego ciała, to potem rzecz zrozumiała, że chce się je eksponować. Ja akurat nie przepadam za dziewczynami paradującymi po mieście z gołymi brzuchami, udami w przeźroczystych sukienkach czy szortach, które do złudzenia przypominają – przepraszam za słowo – majtki. Zaraz dokładnie wyjaśnię dlaczego. Zanim to zrobię, chciałbym powiedzieć, za jakimi dziewczynami przepadam. Są takie: pełne kobiecego wdzięku i ciepła, skromne, naturalne, niewinne. Nie zabiegają o tanią popularność, nie rzucają się chłopcom na szyję, wiedzą, co jest dobre, a co złe. Łagodne, ale potrafią też być stanowcze. Pracują nad sobą. Kiedy spotykam takiego „anioła”, to autentycznie „raduje się serce moje”, choć nie muszę wcale nawiązywać z nim znajomości. One nawet się nie domyślają, że ich obecność sprawia mi radość. I nie ma w tym jakiś brzydkich uczuć, pożądania czy czegoś takiego... Niewinne dziewczyny wzbudzają we mnie niewinne uczucia: radość, zachwyt, opiekuńczość, troskliwość, powiedziałbym nawet miłość. Taką Bożą, czystą.

Zastanawiam się, jak to się dzieje... Adam – ukazuje nam to Księga Rodzaju – także rozradował się na widok Ewy. Mężczyzna rozradował się na widok kobiety niewinnej, dziewiczej. Dlaczego? Ponieważ jego męska natura w naturze kobiety znalazła swoje dopełnienie. Adam potrzebował kobiecego ciepła, wdzięku, łagodności, wreszcie miłości. Przede wszystkim kobiecego serca, kobiecej duszy – a nie kobiecego ciała.

Zapytacie pewnie, jakie uczucia wzbudzają we mnie dziewczyny ubierające się zgodnie z najnowszą modą, czyli takie bardziej rozebrane niż ubrane. Nieskromne dziewczyny prowokują u mnie – nie będę tego ukrywał – nieskromne myśli i dlatego staram się trzymać od nich z daleka. Nie jestem ani z drewna, ani z kamienia (i dobrze), ale z krwi i kości, niestety skażonych grzechem pierwotnym. Na szczęście z Bożą pomocą nauczyłem się radzić sobie z tymi reakcjami. Oczywiście zawsze wymaga to większego czy mniejszego wysiłku, w zależności od tego, jak bardzo modna (czytaj: rozebrana) jest dziewczyna, którą widzę. Wewnętrzne zamieszanie spowodowane tym bodźcem muszę uporządkować. A więc zajmuję się tym porządkowaniem, aby doprowadzić siebie do naturalnego stanu ducha. W sumie jest tak: zamiast podziwiać i cieszyć się obecnością dziewczyny, muszę walczyć z samym sobą. I kiedy idę ulicą i co 100 metrów spotykam takiego golasa, to zaczynam się denerwować. Nie można spokojnie przejść! Ta moda jest agresorem!

Zastanawiasz się może, jak to będzie w takim razie po ślubie. Przecież żona nie będzie chodziła stale po domu z zapiętym ostatnim guzikiem pod szyją. Słusznie! Mam nadzieję, że będzie wprost przeciwnie! Ale też sytuacja będzie zupełnie inna. Narzeczona musi mi najpierw dać szansę, żeby rozwinęły się we mnie do niej pozytywne uczucia, czyli miłość. Taki musi być punkt wyjścia. A więc musi być skromna. Jeśli będzie inaczej, to pożądanie zadusi miłość, albo w ogóle nie pozwoli jej nawet zaistnieć.

Wróćmy do początku. Załóżmy, że mam narzeczoną – anioła. Zaczynam ją kochać ze względu na jej wewnętrzne piękno (ciała na tym etapie można jedynie pożądać). Miłość powoli wzrasta, dojrzewa. Kocham coraz bardziej. Gdyby któreś z nas zaczęło być nieskromne (pokusy są bardzo silne, kuszone są nawet anioły), pożądanie zdominowałoby, uśmierciłoby naszą miłość. Jest ona jeszcze wciąż jak mała, delikatna roślinka, potrzebująca ochrony, ale z czasem, jeśli będziemy cierpliwi, rozrośnie się w potężne drzewo, którego nie złamie żaden wicher. Załóżmy, że byliśmy cierpliwi i potrafiliśmy obronić naszą miłość przed pożądaniem. Kochamy się tak bardzo, że chcielibyśmy być ze sobą na zawsze, w złym i dobrym, w radościach i smutkach. Jesteśmy tego pewni. Wobec Boga, przedstawiciela Jego Kościoła, świadków składamy sobie obietnicę miłości i wierności do końca życia (prawdziwa miłość pragnie trwać na zawsze). Ten akt oddania się sobie na całe życie pogłębia jeszcze naszą miłość, która jest teraz dojrzała, silna. Zaczyna też działać łaska sakramentu małżeństwa. I taka dojrzała miłość, wsparta jeszcze dodatkowo Bożą łaską, uśmierza, filtruje, pacyfikuje pożądanie. Teraz już nie pożąda się ciała współmałżonka, ale się je kocha. Nie ożeniłbym się, dopóki nie byłbym pewny siły mojej miłości!

Mam wrażenie, że niektóre dziewczyny zagubiły niestety poczucie wstydu. Jakie są tego konsekwencje Najpierw – między innymi – rozwiązłość, następnie zdrada... Uważaj, co teraz powiem! Moim ideałem żony jest dziewica. I nie tylko moim. Sądzę, że 95% mężczyzn chciałoby mieć za żony dziewice (te pozostałe 5% to – zapewniam cię – naprawdę mało ciekawi faceci). Nie chciałbym być którymś z kolei mężczyzną w życiu mojej żony. Bo jeśli wcześniej bawiła się z innymi w męża i żonę, to może i nasze małżeństwo jest dla niej tylko zabawą? Jeśli jestem którymś z kolei, to może i nieostatnim? Jeśli pomyliła się w swojej „miłości” 3, 5 czy więcej razy, to może i tym razem popełniła pomyłkę. A jeśli dotąd traktowała seks lekko, to pewnie zdradzi mnie przy najbliższej okazji. Sensowne? Można mieć takie obawy?

Ty też byś chyba nie chciała mieć za męża kogoś, kto przez lata uganiał się za dziewczynami. Bo jeśli przyzwyczaił się do takiego stylu życia, mała szansa, że go zmieni po ślubie – co najwyżej trochę go zmodyfikuje. Czym skorupka za młodu nasiąknie... Nawrócenia głębokie, autentyczne zdarzają się, ale rzadko i liczenie na takie nawrócenie po ślubie przypominałoby trochę grę w totolotka. Chciałabyś pewnie mieć męża, który potrafił poczekać na Ciebie. Ja chciałbym mieć żonę, która czekała na mnie.

Za żonę chciałbym mieć dziewicę. Z całą pewnością. Dziewice są piękne! Mówi się: „dziewicza polana”, „dziewicze lasy”, „dziewiczy krajobraz” i ten właśnie epitet oznacza: naturalność, piękno, harmonię, spokój, ciszę. „Dziewicza przyroda” to znaczy: nietknięta, czysta. „Skąd wiem, że dziewczyna jest dziewicą?” – zapytasz. Rozróżniam je dosyć łatwo, tak jak rozróżniam dziewiczy las od lasu zaśmieconego, połamanego, pełnego krzyku.

Są jeszcze dziewice na prostej drodze do utraty dziewictwa (dobrze, że z tej drogi można jeszcze zawrócić). Tylko fizycznie dziewice, ale w głębi serca już nie. Ich sposób zachowania, myślenia, poglądy mówią, że oddadzą się byle komu za miesiąc, za pięć, za rok np. po to tylko, by dorównać koleżankom.

I są też takie dziewczyny, którym zdarzyło się popełnić błąd i które doskonale o tym wiedzą. Szczerze żałują pomyłki. Ta skrucha oraz wyznanie grzechu podczas spowiedzi oczyszcza je. Jeśli trwają w czystości, na powrót stają się piękne, choć nie będzie to już piękno dziewicze.

Dużo dzisiaj do Was napisałem. Muszę kończyć, lecz jeszcze dodam to, co najważniejsze. Chciałbym zatem, aby moja narzeczona, a następnie żona, była wierząca. Tak głęboko wierząca, ażeby kochała Jezusa bardziej niż mnie. Dziwne? Ani trochę! Pomijając wiele innych spraw, tylko to jest gwarancją, że jej miłość do mnie byłaby prawdziwa i że byłbym dla niej naprawdę ważny. I ja także musiałbym kochać Jezusa bardziej niż żonę, żeby ją kochać prawdziwą miłością. A tylko na takim uczuciu mi zależy... Trudne do zrozumienia? Wyjaśnię Wam to w którymś z kolejnych listów. I jeszcze opowiem, jak dziewczyna staje się aniołem.

Niech Pan Cię błogosławi! „Coraggio” – mówią Włosi. Głowa do góry! Napisz!

Twój starszy brat, Jaśko Bilewicz

P.S.

Te stokrotki poniżej (moje ulubione kwiatki) są dla Ciebie. Tylko w ten sposób mogę Ci je przesłać.

Zamów prenumeratę

Jeśli jesteś zainteresowany pobraniem całego Numeru w formacie PDF



Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.


Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku


Top

Poleć tę stronę znajomemu!


Przeczytaj teraz: