Articles for Christians at TrueChristianity.Info. Panie, chcę przejrzeć! Christianity - Articles - Młodzież
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
Panie, chcę przejrzeć!
   

Świadectwo,
Miłujcie się! 3/2002 → Młodzież



Jestem żonaty od siedmiu lat. Swoją żonę poznałem jeszcze w liceum. Nigdy przedtem nie miałem żadnej dziewczyny. I żadnej nie szukałem. Byłem zajęty, miałem mnóstwo obowiązków.

 Z moją przyszłą żoną zacząłem chodzić w trzeciej klasie liceum. Były wspólne wyjścia do kina, spacery, wspólna nauka, tak jak to bywa w tym wieku. Bardzo się zaangażowaliśmy, bo ona była

dla mnie pierwszą, a ja dla niej pierwszym. Wszystko zaszło bardzo daleko. Niestety, moja wiara i powtarzane w codziennym pacierzu przykazania, nie przeszkodziły w tym, aby popaść w grzech nieczystości. Doszliśmy do wniosku, że skoro się kochamy, to wolno wszystko. Byliśmy jednak na tyle ostrożni, że nie zdecydowaliśmy się na współżycie, w wyniku którego mogło począć się dziecko.

„Pan Bóg nam sprzyja” – mówiliśmy sobie. Czasami pojawiały się wyrzuty sumienia, ale usprawiedliwialiśmy się. Często chodziliśmy razem do kościoła, przyjmowaliśmy Komunię św., a potem grzeszyliśmy.

Nasze narzeczeństwo trwało długo i, jak to w takiej sytuacji bywa, rozmyło się w czasie. Zarówno rodzina mojej narzeczonej, jak i moja przyzwyczaiła się, że jesteśmy razem i tak już zostanie. Nikt nigdy nie rozmawiał ani ze mną, ani z moją przyszłą żoną na temat czystości przedmałżeńskiej, ani o naszej przyszłości. W ogóle nie rozmawiało się na żadne poważniejsze tematy ani u mnie, ani w jej domu. My też nie byliśmy w stanie w pełni otworzyć dusz przed sobą. Dyskusje kończyły się kłótniami i zerwaniem. Ostatecznie jednak po kilku doświadczeniach doszliśmy do wniosku, że najwyższy czas się pobrać. Moja narzeczona była bardzo szczęśliwa, ja mniej. Ale pomimo wszystko, ufając Panu Bogu i mając na uwadze fakt, że chodzę z tą dziewczyną ponad 8 lat, nie mogłem nagle ot tak jej zostawić. Skoro powiedziało się „a”, trzeba powiedzieć „b”.

Był wspaniały ślub, wesele mniej uroczyste, goście, życzenia, prezenty... Zamieszkaliśmy w mieszkaniu zakupionym za własne, zarobione wspólnie pieniądze. Życie – sielanka. Zacząłem pracować jako nauczyciel. Moja żona również pracowała, ale jej pasją był dom. Na jego upiększanie i porządkowanie poświęcała bardzo dużo czasu. Nie było między nami szczerych rozmów, nie było wspólnych wyjść, bo albo było za drogo (trzeba kupić szafę), albo doskwierało zmęczenie po całym dniu. Z roku na rok oddalaliśmy się od siebie. A wszyscy wokół podziwiali nas jako wspaniałą, pobożną parę. Ja oddałem się pracy w szkole: lekcje, korepetycje, praca z samorządem uczniowskim. Lubiłem to, bo mogłem pogadać z młodymi ludźmi na różne tematy. Był ktoś, kto potrzebował mojego spojrzenia na problemy dzisiejszego świata, a

także interesował się moimi problemami.

Będąc opiekunem na kolonii, zorganizowanej przez parafię, poznałem dziewczynę – młodą, ale jakże dojrzałą intelektualnie. Chodziła do szkoły, w której pracowałem. Zaproponowałem jej pracę w samorządzie. Zgodziła się, choć nie bez oporów. Została przewodniczącą i praca samorządu nabrała tempa. Oczywiście zaczęliśmy częściej przebywać razem. Zacząłem poznawać ją bliżej, a ona moje problemy domowe. Po skończonych zebraniach samorządu rozmawialiśmy już tylko we dwoje. Ja słuchałem jej, a ona mnie. Byłem podbudowany, stałem się powiernikiem i poczułem się potrzebny. Ona znalazła we mnie oparcie, bo nie mogła go znaleźć w domu,

ja podobnie. Zaczęły się wspólne spacery, rozmowy, które zawsze były dla nas zbyt krótkie, bo albo ja musiałem wracać do domu, albo ona.

Pojechaliśmy na wspólną wycieczkę klasową. Wieczorem usiedliśmy do poważnej rozmowy. Wyjaśniliśmy sobie, że ja mam żonę i najprawdopodobniej dziecko „w drodze”, i nie ma szans na to, byśmy mogli być kimś więcej, niż tylko przyjaciółmi. Oboje jednak wyznaliśmy sobie, że czujemy coś więcej, lecz nie możemy pozwolić sobie na rozwinięcie tego uczucia. Niestety, w tym właśnie momencie wszystko się zaczęło.

Zaczęliśmy się naprawdę spotykać. Ja oszukiwałem moją żonę i córkę, a ona swoją rodzinę. Czuli

śmy się razem wspaniale i rozumieliśmy doskonale. Byliśmy spontaniczni i, nie myśląc zbyt wiele, robiliśmy to, na co mieliśmy ochotę. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że brniemy prosto w bagno. Czuliśmy się w sobie zakochani po uszy. Planowaliśmy wspólną przyszłość. Nadal pracowaliśmy w samorządzie, robiliśmy mnóstwo ważnych i wielkodusznych rzeczy. Razem chodziliśmy do kościoła, modliliśmy się, a potem grzeszyliśmy. Coś nam podpowiadało, że robimy źle, ale przecież się kochamy. Próbowaliśmy zerwać wielokrotnie, lecz daremnie – wracaliśmy do siebie z jeszcze większym pożądaniem. Trwało to ponad dwa lata.

Pewnego ranka moja żona znalazła list, który był próbą kolejnego zerwania. Zaczęło się piekło. Moja żona poinformowała o wszystkim rodzinę „mojej dziewczyny”. Piekło rozgorzało w obu domach i w wielu sercach. Postanowiliśmy zerwać ostatecznie. Pożegnaliśmy się i rozstali. Nie na długo jednak. Znów zacząłem oszukiwać żonę i jeździć na spotkania. Nie mieliśmy już takiej swobody, jak przedtem, ale było to tym bardziej podniecające. Jednocześnie coraz silniej zacząłem odczuwać wewnętrzne rozdarcie. Byłem w impasie, czego bym nie zrobił, kogoś krzywdziłem. To był jeden wielki koszmar. Ryczałem jak małe dziecko, godzinami prosząc Boga o to, aby coś zrobił. Nie wiedziałem, o co mam prosić. Nie widziałem sensu w dalszym życiu z rodziną, a jednocześnie nie mogłem związać się z tą drugą osobą, bo była nieletnia. Nocne koszmary, histe

rie mojej żony, przeraźliwy płacz córki w środku nocy, wewnętrzny niepokój, udręka, i ciągłe pytanie, co dalej. Nikt nie był w stanie mi pomóc. Rozmowa z żoną tylko pogłębiała problem, znajomi, księża nikt nie mógł pomóc. Chciałem się w jakiś sposób z tego wyrwać, ale robiłem wszystko w przeciwnym kierunku. Błagałem Boga na kolanach o pomoc, przystępowałem do Komunii św., ale nadal trwałem w grzechu. Jak więc Bóg mógł mnie usłyszeć, skoro stałem przed Nim odwrócony plecami?

A jednak mnie wysłuchał. Spacerując po szkolnym korytarzu spotkałem Jezusa. Powiedział mi, że muszę się wyrwać z tego wszystkiego, a On mi w tym dopomoże. Dzięki wstawiennictwu znajomego księdza wyjechałem do Starej Wsi, do Zgromadzenia Sióstr Wielkiego Zawierzenia. Tam, podczas rekolekcji ignacjańskich odzyskałem w swoim sercu Boga. Zrozumiałem, jak bardzo zraniłem tego, który dał mi swoją miłość, miłość do końca. Urodził się dla mnie w zimnej szopie, uzdrawiał, czynił cuda, cierpiał prześladowania... A ja? Ja włożyłem mu na głowę cierniową koronę, zadałem krwawe rany biczując Go, kazałem nieść krzyż. I upadł rozbijając kolana i głowę o kamienie. Aż w końcu wbiłem gwoździe w Jego ręce i nogi. Przebiłem bok. I umarł... przeze mnie i dla mnie.

Pewnego wieczoru podczas różańca dotknął mnie ponownie. Powiedział, że muszę wybrać: albo On, albo zło i grzech. Wybrałem bez zastanowienia. Siostra, która się mną opiekowała była uradowana. Zdradziła mi, że wstawiła się za mną u św. Teresy od Dzieciątka Jezus.

Czułem się, jak nowonarodzony. Chciałem opowiadać całemu światu o Jezusie i o tym, jak mnie uleczył. Postanowiłem zerwać grzeszną znajomość, wrócić do żony, przeprosić wszystkich i pokutować do końca życia za swoje postępowanie. Byłem pełen zapału i chęci do życia. Dokończyłem rekolekcje, odbyłem spowiedź generalną i poczułem się, jak w dniu swojej pierwszej Komunii św. Był tylko jeden problem, bałem się wracać do świata, bałem się, czy wytrwam w obietnicy. Ale powtarzałem sobie, że przecież Jezus mnie wesprze.

Wróciłem do domu z wielkim bukietem róż. Przeprosiłem żonę

i wszystko jej wyjaśniłem. Nie bez wahania żona wybaczyła mi i przyjęła z powrotem. Z równie pięknymi bukietami pojechałem do tej drugiej kobiety i jej matki. Tutaj przeprosiny niewiele pomogły i nie zostałem zrozumiany. Wyszedłem od nich z domu z przekonaniem, że wkrótce wszystko się ułoży i oboje wrócimy do swoich światów.

Nasza znajomość się urwała. W oczach „tej drugiej” jestem tym, który rozkochał, wykorzystał i porzucił. Ale sam również mam złamane życie. Walczę z sobą nadal. Codziennie jestem na Mszy św., modlę się na różańcu i odmawiam koronkę do Miłosierdzia Bożego. Bez modlitwy nie miałbym żadnych szans wytrwać w postanowieniu. Zacząłem regularnie chodzić do spowiedzi. Cały czas toczę wewnętrzną walkę... Jakże trudno jest zapomnieć i pokochać na nowo żonę. Jak trudno nie zadzwonić pod znany numer telefonu, jak trudno nie zostawić listu w umówionym miejscu, wreszcie, jak trudno nie myśleć o tym wszystkim. Ale jeśli Bóg z nami, to któż przeciwko nam...

Dedykuję ten list wszystkim młodym nauczycielom i dziewczętom, których pociąga wzajemny urok i swoista odmienność. Nie dajcie się wciągnąć w podobną historię. Zły czuwa i natychmiast wykorzystuje najmniejsze symptomy zainteresowania. Początek jest zawsze niewinny i motywy całkiem szlachetne. Trzeba znać granice i czuwać, czuwać cały czas. Różnica wieku nie gra tu roli, często ten starszy jest nieodpowiedzialny, bardzo naiwny. A Zły tylko na to czeka. Potrafi tak omamić człowieka, że ten nie chce wcale słuchać Boga i ludzi. Jest przekonany, że skoro „kocha”, robi dobrze, nagina do swojej sytuacji przykazania Boże i naukę Kościoła. Szuka w nich sprzeczności i odrzuca niepasujące do sytuacji treści. Wchodzi w otchłań grzechu... Jednak nawet tam dociera Zbawca, wystarczy Mu tylko powiedzieć, gdy zapyta: „Co chcesz, abym ci uczynił?” „Chcę przejrzeć, Panie!”

Andrzej

Zamów prenumeratę

Jeśli jesteś zainteresowany pobraniem całego Numeru w formacie PDF



Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.


Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku


Top

Poleć tę stronę znajomemu!


Przeczytaj teraz: