Articles for Christians at TrueChristianity.Info. Krzyż jest moim uniwersytetem Christianity - Articles - Temat numeru
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
Krzyż jest moim uniwersytetem
   

Autor: Katarzyna Czarnecka,
Miłujcie się! 2/2003 → Temat numeru



5 listopada 1996 roku ks. kardynał Franciszek Macharski, metropolita krakowski uroczyście otworzył proces beatyfikacyjny Rozalii Celakówny – krakowskiej pielęgniarki. Zostawiła ona liczne pisma, które odsłaniają głębię jej relacji z Bogiem oraz dają wgląd w treści, przekazywane jej przez wewnętrzny głos, także podczas objawień. Wśród nich na szczególną uwagę zasługują wezwania do osobistego poświęcenia się Najświętszemu Sercu Pana Jezusa i przeprowadzenia aktu tzw. intronizacji.

Dom pełen Boga

Rozalia Celakówna przyszła na świat 19 września 1901 roku w Jachówce – niewielkiej wsi położonej w Beskidzie Makowskim, należącej do parafii Bieńkówka. Jeszcze przed narodzeniem została ofiarowana przez matkę Najświętszej Maryi Pannie. Rodzice: Tomasz Celak i Joanna z Kachniców dbali o bogobojną atmosferę, przyzwyczajali ośmioro dzieci do codziennej wspólnej modlitwy, śpiewu godzinek, wieczornego odmawiania różańca, doceniali również znaczenie lektury – w pokaźnej biblioteczce sporo było książek, tak religijnych, jak i dzieł literatury, nie tylko polskiej. Ze względu na surowość obyczajów dom Celaków porównywano niekiedy, nie bez nutki złośliwości, do klasztoru. Po latach Rozalia cytowała rodzicielskie pouczenia: Sumienne zachowywanie przykazań Bożych i wypełnienie obowiązków swego stanu to jest pobożność, nie zaś wysiadywanie w kościele z zaniedbaniem swych obowiązków. Porywczej, dumnej dziewczynce nie zawsze było łatwo przyjmować wymagania stawiane przez rodziców. Wychowywana do wierności Bogu, trudne epizody z wczesnego dzieciństwa przeżywała bardzo intensywnie. W pamięci zapadło znamienne wspomnienie: gdy Rozalię jako sześcioletnie dziecko ukarano batami za domniemane skrzywdzenie koleżanki, zrozumiała, że cały ten ból i upokorzenie trzeba ofiarować Panu: Wtedy było pierwsze wewnętrzne spotkanie się Pana Jezusa z moją tak bardzo nędzną duszą.

Ukończywszy siódmy rok życia, Rozalia rozpoczęła naukę w szkole powszechnej, przystąpiła też po raz pierwszy do spowiedzi, przygotowana przez matkę. Zgodnie z ówczesnymi zwyczajami dopiero po trzech kolejnych latach następował upragniony moment: pierwsza Komunia święta. W zapisywanych wiele lat później notatkach Celakówny zachował się tekst modlitwy, odzwierciedlający pragnienia z pamiętnego dnia – 1 maja 1911 roku: Jezu mój najsłodszy, o nic Cię tak gorąco nie proszę, jak o to, bym Cię nigdy ani cieniem grzechu dobrowolnego nie obraziła, bo grzech sprzeciwia się Twej miłości. I Jezu mój! Daj mi, proszę Cię, miłość: bym Cię tak bardzo kochała jak żadne dziecko; bym Ci była wierna do końca mego życia. Już wcześniej, przed przystąpieniem do stołu Pańskiego, Rozalia często zwracała się myślą ku Bogu. Zapamiętała na całe życie natchnienia, odczytywane jako wewnętrzny głos, zapraszający do szczególnej bliskości: Moje dziecko! Oddaj Mi się cała! Bądź moją! Świat ci nigdy szczęścia nie da. On nie zaspokoi twoich pragnień. Oddaj się Mnie, a znajdziesz wszystko. Ja cię nigdy nie opuszczę (...). Kochaj Mnie, bo moje Serce wpierw ciebie ukochało. Kochaj Mnie za cały świat! Ja rozszerzę twoje serce i napełnię miłością, byś Mi mogła płacić miłością za miłość.

Czas wyborów

Po ukończeniu sześciooddziałowej szkoły Rozalia, uważana zawsze za wyróżniającą się uczennicę, zgodnie ze swym dziecięcym postanowieniem grzeczna, posłuszna i pilna w nauce, mimo wcześniejszych planów nie podjęła dalszej edukacji – na przeszkodzie stanęła I wojna światowa. Pozostała w gronie rodziny. Towarzyszyło jej przekonanie odczytywane w duszy: Stworzenia nie zaspokoją twego serca. Twoje serce zaspokoić może tylko Bóg. Na rozwój wewnętrzny duży wpływ wywarła ciężka choroba, której nie umiano rozpoznać. Rozalia uznała ją za przygoto

wanie do późniejszych cierpień, przede wszystkim – do trwających przez sześć długich lat duchowych ciemności, związanych z poszukiwaniem drogi życiowej. Młodej dziewczynie proponowano małżeństwo, odrzuciła jednak tę możliwość. Pragnęła opuścić dom rodzinny, przekonana o tym, że tak właśnie spełni wolę Boga. Dodatkowym motywem był zamiar przeprowadzenia się do takiej miejscowości, gdzie bez przeszkód będzie można uczestniczyć w codziennej Mszy św. Przez pewien czas borykała się ze sprzeciwem ze strony rodziców, własnymi wątpliwościami i skrupułami, nie znajdowała też zrozumienia u spowiedników, których prosiła o radę. Gorliwie modliła się o najwłaściwsze odczytanie Bożych planów. Chwilami myślała o życiu zakonnym, dążeniu do świętości, kiedy indziej jednak uznawała się za osobę niegodną takiej łaski, dręczyły ją wizje nieuniknionego potępienia. Jak czytamy w jednym z opracowań, Rozalia „lubiła osoby „pobożne”, lecz nie podobał się jej ich sposób życia. Zdawało się jej bowiem, że służąc Bogu, musi tak jak one nosić opuszczoną głowę, ubierać się dziwacznie i z nikim nie rozmawiać. Postanowiła więc... nie być pobożną! Powiedziała sobie, że za łaską Bożą zdobędzie charakter prosty, bez dziwactw, prawy”. Wreszcie rodzice z goryczą przystali na pomysł wyjazdu; Rozalia nie usłyszała słów serdecznych, a tylko niechętną zgodę matki: Idź! Ale się przekonasz, że źle robisz. 27 sierpnia 1924 roku, mimo przestróg i braku konkretnych perspektyw, prawie dwudziestotrzyletnia Rozalia wyjechała do Krakowa. Rozpoczynał się nowy etap...

Służba w szpitalu

Rozalia zatrzymała się w Krakowie u znajomej staruszki. Pomagając jej w prowadzeniu domu, zastanawiała się nad dalszym kształtem życia. Niejednokrotnie odwoływała się do przeczytanej niegdyś biografii św. Franciszka Salezego, zachęcającej do systematycznej pracy nad sobą. Po kilku miesiącach, w kwietniu 1925 roku, została zatrudniona w szpitalu św. Łazarza. Od wszelkich obaw silniejszy był wewnętrzny głos, utwierdzający ją w przekonaniu o słuszności wyboru: Moje dziecko! W szpitalu jest miejsce dla ciebie, z mojej woli ci przeznaczone. Początkowo skierowano Celakównę do pracy na oddziale chirurgicznym, wkrótce jednak przeniesiono ją na oddział chorób skórno-wenerycznych. Zadanie wydawało się przerastać siły młodej kobiety, przerażonej nie tylko ciężarem obowiązków, ogromem widzianych co dnia cierpień fizycznych, ale i nieładem moralnym, którego skutkiem było wiele chorób leczonych w tej części szpitala. Zniechęcona zachowaniem pacjentów, skarżyła się spowiednikowi: Ojcze, ja idę ze szpitala. W takich warunkach stanowczo nie mogę pozostać. Nie mogę tego znieść, że te osoby tak obrażają Pana Jezusa, a przy tym może to szkodzić mej duszy. Wyraźne polecenie kapłana zadecydowało o pozostaniu w pracy. Z czasem Rozalia nauczyła się odczytywania Bożych zamiarów w trudach szpitalnej posługi. Odważyła się na podjęcie nielubianych przez personel nocnych dyżurów, szukając umocnienia w modlitwie: Panie Jezu, jeżeli jest w tym wola Twoja, to daj mnie ciężkie dyżury i łaskę do sumiennego wypełnienia, by Cię więcej nie obrażali i nie marnowali łaski, przywiązanej do nocnego czuwania przy chorych. Zamieszkała w szpitalu,

tym sposobem stawała się bardziej dyspozycyjna, w każdej chwili mogła zająć się pacjentami. Po pewnym czasie zdolna była już napisać: Praca przy chorych jest tak piękna, jak może żadna inna, zwłaszcza przy chorych wenerycznie.

Intensywny wysiłek nie przeszkadzał w głębokim życiu modlitwy. Wyczulona na Boże natchnienia, Rozalia doświadczała szczególnych widzeń. Jedno z nich, z 11 czerwca 1926 roku, pozwala zrozumieć zaangażowanie pielęgniarki, znajdującej siłę w bliskości Chrystusa, mówiącego do niej: Ja tak kierowałem życiem twym, że cię tu przyprowadziłem. Ja dawałem ci tę nieprzepartą tęsknotę do Siebie (...). Wiesz o tym, że jestem zawsze z tobą i wspieram cię moją łaską, i nadal przy tobie pozostanę; a chociaż Mnie nie widzisz jak teraz, masz Mnie widzieć oczyma duszy i w to wierzyć, bo gdybym nie był przy tobie, sama nigdy byś nie mogła się ostać w tych warunkach. Wizje zawierały też pouczenia dotyczące kształtu codzienności: Masz ukochać całym sercem życie ukryte, zapomniane; taką pracę, która nie ma żadnego uznania i znaczenia w oczach ludzkich. Unikaj czynów głośnych, którymi się ludzie zachwycają, bo takie czyny zazwyczaj nie mają żadnego znaczenia w oczach moich, bo są skażone miłością własną. Ludzie zawsze patrzą na stronę zewnętrzną, a Ja patrzę na serce: na czystość intencji. Sądy ludzkie są zupełnie inne niż sądy Boże. Rozalia usłyszała w swym sercu także zapowiedź przyszłych doświadczeń: Ja cię będę krzyżował, upokarzał, ale ty się w duszy będziesz z tego cieszyć. Ty będziesz bardzo cierpieć (...) Ludzie tobą wzgardzą, mówić będą źle przeciw tobie, lecz Ja to dopuszczę na ciebie, by Bóg przez to był uwielbiony. Dlatego tak z tobą będę się obchodził, bo mam względem twej duszy pewne zamiary, ale aby one się w tobie urzeczywistniły, musisz być wierną mej łasce w każdej rzeczy.

Epizod zakonny

 Zaangażowanie w służbę chorym nie zagłuszyło pojawiających się od dawna myśli o poświęceniu się Bogu w życiu zakonnym. Od momentu przybycia do Krakowa Rozalia, częstokroć z poparciem kapłanów, ubiegała się o przyjęcie do zakonów kontemplacyjnych; marzyła o Karmelu, zgłaszała się do sióstr wizytek i norbertanek, a w końcu, posłuszna poleceniu spowiednika, zwróciła się do sióstr klarysek. Te ostatnie przyjęły ją do krakowskiego klasztoru na czas próby w dniu 15 grudnia 1927 roku. Celakówna tak uzasadniała swą decyzję: Poszłam, by w klasztorze kochać więcej Pana Jezusa i lepiej Mu służyć. Na wstępie powiedziałam Panu Jezusowi, dlaczego przyszłam do zakonu: by Go kochać tak, jak tego jest godzien; następnie, by się nauczyć cierpieć w milczeniu i ukryciu, a przez modlitwę, ofiarę z siebie i cierpienie miłośnie przyjęte oraz doskonałe poddanie się woli Bożej – zdobywać dusze Jezusowi. Szlachetne intencje zderzyły się z usłyszanym nie po raz pierwszy wewnętrznym głosem, który w chwili, gdy Rozalia przekraczała próg klauzury, oznajmił: Tu nie twoje miejsce. Wola Boża jest inna względem ciebie. Mimo tego ostrzeżenia Celakówna z całym zapałem starała się wdrażać w życie zakonne. Siostry widziały w niej postulantkę wyjątkowo gorliwą, nieustannie skupioną na Bogu, rozmodloną i chętną do wszelkiej pomocy. Wyróżniała się posłuszeństwem i pobożnością. Po dwóch miesiącach pobytu w klasztorze niespodziewanie zapadła jednak na zdrowiu. Wynik badania lekarskiego przesądził o losie Rozalii: przełożone orzekły, że jej kondycja nie pozwala na znoszenie trudów życia zakonnego. 1 marca 1928 roku Celakówna z głębokim smutkiem opuściła więc mury klasztoru. W późniejszych latach znalazła ostateczne pocieszenie w wizji św. Teresy z Avila – w słowach wypowiedzianych przez reformatorkę zakonu karmelitańskiego: Nie przyswajaj sobie innego ducha. Twój duch jest duchem Karmelu, mimo że nie jesteś w zakonie. Pan Jezus zaprowadzi cię swą drogą na szczyt doskonałości, drogą krzyża, którą On sam szedł.

Posłuszna Bożej woli

Rozalia boleśnie przeżyła konieczność przerwania postulatu. Nie zamierzała powrócić do szpitala, podporządkowała się jednak raz jeszcze wyraźnemu poleceniu spowiednika, podjęła zaproponowaną jej pracę w izbie przyjęć, a później w klinice okulistycznej. Nie umiała cieszyć się obiecywanym jej stałym zatrudnieniem, zabezpieczeniem materialnym – jak wyznała, moją emeryturą, etatem i pensją jest wola Boża. Ku zdumieniu przełożonych i współpracowników, wbrew wszelkim argumentom przeniosła się na znany jej już, szczególnie ciężki oddział chorób wenerycznych – w ten sposób realizowała Chrystusowe żądanie, odczytane podczas wizji sceny biczowania: Masz pracować w tym miejscu, by Mi wynagradzać za te straszne grzechy i pocieszać moje boskie Serce. Ja cię tu chcę mieć! Także i później nie uległa propozycjom przejścia na stanowiska zapewniające lepsze warunki materialne, większą samodzielność, zamieszkanie w okolicy o korzystniejszym klimacie – nie zdecydowała się ani na posadę w szpitalu na Prądniku Białym w Krakowie, ani też na zatrudnienie w Instytucie Wychowawczym dla upadłych dziewcząt we Lwowie. Postanowiła natomiast uzupełnić swe wykształcenie – prywatnie, z korepetytorem przerobiła program gimnazjalny do szóstej klasy włącznie, ukończyła kurs dla sióstr pogotowia sanitarnego Polskiego Czerwonego Krzyża, a następnie kurs pielęgniarski, zdobywając ostatecznie dyplom zawodowej pielęgniarki. Wszystkie te starania podejmowała jedynie i wyłącznie z tą intencją, by (...) więcej być pożyteczną dla biednych chorych, a zwłaszcza dla ich dusz,

by doskonalej spełniać swój obowiązek pielęgniarski.

Mimo nawału pracy – zdarzało się bowiem, że przez ambulatorium przewijało się dziennie około stu osób – Rozalia sumiennie spełniała swe obowiązki przy chorych, otaczając ich wielką życzliwością. Troszczyła się również o ich sytuację duchową, w razie potrzeby starała się uświadamiać delikatnie wartość nawrócenia. Prowadzona przez Boga, poznawała istotę cierpienia. Wśród zapisków, sporządzanych wyłącznie z posłuszeństwa, znajdujemy takie oto słowa, skierowane do Rozalii: Ja dzisiaj ci odsłonię tajemnicę cierpienia. Cierpienie jest tak wielką łaską, że nikt z ludzi tego nie pojmie dostatecznie: większą niż dar czynienia cudów, bo przez cierpienie dusza mi oddaje, co ma najdroższego: swą wolę – ale przez cierpienie miłośnie przyjęte. Sił do wymagającej służby Celakówna szukała w codziennym przeżywaniu Mszy św. i przyjmowaniu Komunii św., w nabożeństwie do Serca Jezusowego i refleksji nad Męką Pańską. Codzienne odprawianie Drogi Krzyżowej staje się dla mej duszy mocą i światłem – pisała. Zachęcana przez objawiającego się jej Chrystusa, wielką czcią otaczała także Matkę Bożą. Jak spostrzegła, mało ludzie znają Jezusa, bo nie pytają o to Najświętszej Maryi Panny. Kto o to pyta i prosi Maryję, ten poznaje Jezusa. Żyjąc w bardzo skromnych warunkach, starała się pomagać potrzebującym, nie oczekiwała żadnej wdzięczności. Uchodziła za osobę nadzwyczaj skromną, zdolną do ustępstw, spokojnie przyjmującą upokorzenia. Zabiegała o to, by każdy czas był wykorzystany dla miłości (...), by Jezus był poznany i ukochany przez cały świat. W swym pragnieniu bezwzględnej przynależności do Pana Jezusa bywała wystawiana na próby. Ich obrazem mogłoby być widzenie z roku 1930. Rozalia zobaczyła w nim siebie, podążającą przez nawę wielkiego kościoła ku Najświętszemu Sakramentowi. Drogę zagrodziły jej najpierw morskie fale, później pojawił się i ogromny smok, trzymany na łańcuchu przez świętego Michała archanioła, wciąż jednak niebezpieczny, rzucający się w kierunku kobiety. Wezwany na ratunek Jezus wyjaśnił Rozalii: Moje dziecko, to jest symbol pokusy. Chcę cię pouczyć, byś się nie lękała, gdy pokusa na cię będzie dopuszczona. Szatan chce cię zniechęcić: wmawia w ciebie, że wszystko dla ciebie stracone, że Ja jestem na ciebie zagniewany, że cię odrzucam od Siebie. To tylko pokusa. Szatan nie może nic złego zrobić żadnej duszy, która się do niego nie zbliży, tj. nie zezwoli na (...) grzech. W innej części zapisków odnajdujemy zdanie o podobnym wydźwięku – zachętę do pokonania obaw i zawierzenia pomocy Bożej: Jak ta łódź na wzburzonych falach się ostoi, gdy jest o Mnie oparta, tak samo i ty, będąc oparta na Mnie, pomimo wszystkich przeciwności szczęśliwie dopłyniesz do wieczności i na wieki połączysz się ze Mną.

Wewnętrzny głos

Od czasów dzieciństwa Rozalia doświadczała niezwykłych spotkań z „wewnętrznym głosem”, a także objawień, w których widywała różne sytuacje i postaci, również samego Chrystusa. Zobowiązywana przez kolejnych kierowników duchowych, wbrew własnym chęciom prowadziła notatki, przekazywane kapłanom. Jak sama wyznała w jednym z listów, pisanie jest chyba najcięższym dopuszczeniem Bożym dla mnie. Lepiej jest, Ojcze, umrzeć, niż o sobie pisać. Stanowcze polecenia spowiedników, potwierdzane na modlitwie, doprowadziły do powstania pokaźnego korpusu tekstów. Do czasu obecnego dochowały się: Notatki i wspomnienia z życia – 3 części od lat dziecięcych do połowy roku 1931, Listy do kierownika sumienia (o. Władysława Całki) z lat 1931-1936, Wyznania z przeżyć wewnętrznych – prawie 600 stron, od jesieni 1937 do roku 1944 oraz Odpowiedzi na pytania (266 odpowiedzi na ponad 500 szczegółowych pytań postawionych przez spowiednika). Ze względu na wagę niektórych treści kapłani nalegali, aby redagowała dodatkowe wyjaśnienia. Pisanie wydawało się szczególną udręką – Celakówna nie chciała żadnego rozgłosu, część zwróconych jej zapisków spaliła, by najmniejszy ślad po niej nie pozostał. Z posłuszeństwa też, we wrześniu 1938 roku, na przekazane jej przez spowiednika życzenie kardynała prymasa Augusta Hlonda poddała się dwukrotnie badaniom neurologicznym; pozytywna opinia lekarska potwierdziła w pełni jej zdrowie psychiczne, oddalając wątpliwości medyczne co do autentyzmu objawień. Ojciec Całka, który przez wiele lat towarzyszył Rozalii, podkreśla: Nigdy nie zauważyłem w niej ani odrobiny ekscentrycznej egzaltacji. Zawsze naturalnie się nosiła, naturalna była w postępowaniu, rozmowie i w słowach; na zewnątrz niczym nie zdradzała nadzwyczajnych darów od Pana Boga otrzymanych.

Wśród natchnień, które przybierały formę widzeń i słyszanych w sercu słów, istotne miejsce zajmują przynaglenia do starań o przeprowadzenie w Polsce i na

całym świecie intronizacji Najświętszego Serca Jezusowego. Ja chcę niepodzielnie panować w sercach ludzkich – domagał się Boży głos. Kolejne wizje miały tę samą wymowę: pomimo wielu poważnych zaniedbań i grzechów popełnianych przez naród Polska nie zginie, o ile przyjmie Chrystusa za Króla w całym tego słowa znaczeniu; jeżeli się podporządkuje pod prawo Boże, pod prawo Jego miłości. W jednym z widzeń, w lipcu 1938 roku Rozalia ujrzała glob ziemski zagrożony Bożą karą. Męska postać, pełna powagi i majestatu, oznajmiła: Sprawiedliwość Boża nie może znieść dłużej tych występków. Ostoją się tylko te państwa, w których będzie Chrystus królował. Jeżeli chcecie ratować świat, trzeba przeprowadzić intronizację Najświętszego Serca Jezusowego we wszystkich państwach i narodach na całym świecie. Tu i jedynie tu jest ratunek. Kula ziemska, obserwowana przez Celakównę, pękła z wielkim hukiem, z jej wnętrza wydostały się ogień i dym, zniszczeniu uległy niektóre państwa, m. in. Niemcy. Na pytanie wizjonerki, czy to już koniec świata, padła odpowiedź: To nie jest koniec świata ani piekło, tylko straszna wojna, która ma dopełnić dzieła zniszczenia. Widzenie zakończyło się obrazem ocalałej Polski i oświadczeniem: Państwa oddane pod panowanie Chrystusa i Jego boskiemu Sercu dojdą do szczytu potęgi i będzie już „jedna owczarnia i jeden pasterz”. Motyw intronizacji i osobistego oddania się Bożemu Sercu powracał wielokrotnie; za pośrednictwem kapłanów wezwania te dotarły na Jasną Górę oraz do prymasa Polski, kardynała Hlonda. Z tego też powodu Rozalia Celakówna bywa nazywana apostołką intronizacji.

Wydarzenia II wojny światowej również znalazły odwierciedlenie w natchnieniach, udzielanych Celakównie. Od roku 1937 w widzeniach pojawiały się przestrogi przed nadejściem trudnego okresu. Pielęgniarka zanotowała wizję ciężkich chmur, nadciągających od zachodu, opatrzoną usłyszanym komentarzem: Nastaną straszne czasy dla Polski. Kiedy indziej zapisała: Zobaczyłam w sposób duchowy granicę polsko-niemiecką, począwszy od Śląska aż do Pomorza, całą w ogniu. Widok ten był naprawdę przerażający. Zdawało mi się, że ten ogień zniszczy cały świat. 1 września 1939 roku, w dniu wybuchu wojny, Rozalia na modlitwie zwróciła się do Pana Jezusa, przedstawiając Mu swój niepokój o los ludzi. Usłyszała w duszy: Ludzie Mnie nie zrozumieli, przeto przemawiam do ich twardych serc kulami i bombami, a to dlatego, że ich miłuję. (...) I to wszystko jest z miłości, bo wiele jest dusz takich, które przez akt doskonały żalu znajdą przebaczenie. Pewną otuchę przyniosła Celakównie wizja Polski jako człowieka, przykrytego łachmanami, powstającego z trumny. Nieznana postać wyjaśniła: To nie jest zmarły człowiek, tylko śpi w letargu. (...) To Polska. Kiedy odzyska wolność, będzie o wiele wspanialsza niż była.

U progu wieczności

Miłość każe zapominać o sobie, pracować dokładnie i bezinteresownie, służyć wszystkim – bez względu na to, jak się na mnie zapatrują i jak ze mną postępują – uważała Rozalia. W czasie wieloletniej, ofiarnej pracy nie oszczędzała sił, zdarzało się często, że nie dosypiała i nie dojadała. Nigdy nikomu się nie żalić ani o nic nie prosić, to była i jest metoda całego mojego życia – przyznawała. Kilka chorób nadwerężyło wyraźnie jej zdrowie. Badania przeprowadzone w styczniu 1941 roku wykazały osłabienie serca, ograniczoną wydolność płuc, wątroby i żołądka. Jeszcze przed wybuchem wojny Rozalia zastanawiała się nad śmiercią. Pragnę gorąco – zanotowała później, pod datą 16 listopada 1940 roku – by Pan Jezus był uwielbiony moim życiem i moją śmiercią; by moja śmierć była najdoskonalszym i najczystszym aktem miłości ku Panu Jezusowi. W roku 1944 kilkakrotnie zapowiadała swe rychłe odejście. 7 września tego roku, mimo osłabienia i złego samopoczucia, nie odmówiła postawienia baniek swej znajomej. Przeziębienie, które wywiązało się tego wieczora, przerodziło się w poważną chorobę – wezwany po kilku dniach lekarz stwierdził anginę Plauta i Vincenta, zadecydował o przewiezieniu chorej do szpitala. Zabiegi medyczne okazały się daremne – Celakówna gasła. Zaopatrzona sakramentami świętymi, zmarła o drugiej nad ranem w nocy z 12 na 13 września 1944 roku.

Ostatnie słowa, jakie Rozalia skreśliła przed śmiercią, były modlitwą do Chrystusa Eucharystycznego:

Panie Jezu, ukryty w Sakramencie Miłości, kochający nas mimo naszej ogromnej nędzy, przyjmujący nas w każdej chwili ze wszystkimi sprawami, przychodzę do Ciebie z całą moją nędzą i wszystkimi sprawami, byś Ty mi pomógł. Zmiłuj się nade mną, mój Najsłodszy Jezu, i wysłuchaj mnie, o co Cię proszę z całego serca przez Niepokalane Serce Najświętszej Maryi Panny. Proszę Cię, mój Jezu, dla siebie o łaskę umiłowania Ciebie miłością podobną do Twej miłości.

Katarzyna Czarnecka

Do przygotowania artykułu wykorzystano książkę Wielkie wezwanie Serca Jezusa do Narodu Polskiego. Rozalia Celakówna i jej misja, red. Sylwia Kaczmarek, Anna Matusiak, WAM, Kraków 1995. Z tej pozycji pochodzą wyróżnione kursywą cytaty z pism Celakówny oraz innych osób, wypowiadających się na jej temat.

Zamów prenumeratę

Jeśli jesteś zainteresowany pobraniem całego Numeru w formacie PDF



Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.


Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku


Top

Poleć tę stronę znajomemu!


Przeczytaj teraz: