Articles for Christians at TrueChristianity.Info. Poczucie winy jak cień Christianity - Articles - Temat numeru
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
Poczucie winy jak cień
   

Świadectwo,
Miłujcie się! 4/2003 → Temat numeru



Mam 49 lat. Jestem mężatką i matką 4 córek. Mój mąż jest bardzo dobrym człowiekiem i praktykującym katolikiem. Nasze dzieci również wychowaliśmy w duchu wiary katolickiej. Córki kolejno zaczynają samodzielne życie. Mogłabym powiedzieć, że niczego więcej nie można pragnąć, by czuć się w pełni zadowolonym z życia: dobry mąż, udane dzieci, czegóż trzeba więcej? A jednak nie mogę powiedzieć, że czuję się szczęśliwa. Moje ziemskie szczęście przekreśliłam wiele lat temu ja sama. Im jestem starsza, tym bardziej zdaję sobie z tego sprawę.

Wychowałam się w bardzo religijnej rodzinie. Rodzice starali się, byśmy poznali różne modlitwy, Pismo św., a sami zawsze dawali nam dobry przykład. Byli pracowici i życzliwi, nieśli pomoc innym, starali się każdemu z dzieci umożliwić dobre wykształcenie. Ja też poszłam na studia. Zamieszkałam w akademiku, poznałam koleżanki z różnych środowisk, ale nie spotkałam nikogo, kto w niedzielę chodziłby do kościoła i z odwagą się modlił. Byłam już dorosła i umiałam odróżnić dobro od zła. A jednak ja też przestałam chodzić na Msze św. i nie szukałam żadnych kontaktów religijnych. Powoli moje sumienie zaczęło usypiać. Wciągnęły mnie imprezy studenckie, fascynowały opowiadania bardziej doświadczonych życiowo dziewcząt. Wkrótce poznałam swoją pierwszą „wielką miłość”. Studiował w innym mieście i spotykaliśmy się raczej rzadko. Podziwiałam go za jego inteligencję i byłam dla niego gotowa na wszystko. Mniej więcej po trzech latach znajomości zaszłam w ciążę. Nie byliśmy małżeństwem i przez ostatnie miesiące mieliśmy sobie coraz mniej do powiedzenia. Byłam w trakcie pisania pracy dyplomowej, kończyłam studia, nie wiedziałam, co dalej będę robić. Do domu nie mogłam wracać, nie mogłam przynieść zawodu i wstydu moim rodzicom. Napisałam swojemu chłopakowi, że chcę się z nim spotkać, ale nie odpisał i nie przyjechał. Z żadną koleżanką nie chciałam na ten temat mówić, bo bałam się tego, co o mnie pomyślą. I tak zostałam zupełnie sama ze swoim problemem. I zupełnie też sama podjęłam decyzję o przerwaniu ciąży – była przeszkodą w mojej niepewnej przyszłości. Oczywiście myślałam i o tym, że to grzech, ale wówczas ważniejsze było dla mnie to, że nie zawiodę rodziny. Ot, najwyżej będę potępiona...

Na zabieg prywatny nie miałam pieniędzy, ale lekarz w przychodni dał mi skierowanie do szpitala – bez żadnych pytań, bez żadnej porady czy chęci powstrzymania mnie od tej zbrodni... Poszłam więc do szpitala, wzięłam ze sobą książkę, żeby nie musieć z nikim rozmawiać. Nigdy nie zapomnę odgłosu narzędzi ginekologicznych i tego mokrego pluśnięcia. Nie płakałam, nic nie myślałam, byłam zupełnie pusta... Moje serce przyjęło potępienie bez buntu. Mam przed oczyma wstrząsające zdjęcie główki dziecka z przerwanej ciąży (Miłujcie się!, 4/2002) i łzy cisną mi się do oczu: może to właśnie moje dziecko? Dlaczego wtedy było mi obojętne?

Moje późniejsze życie potoczyło się spokojnym torem. Obroniłam pracę dyplomową, znalazłam zatrudnienie, mieszkanie. Nowe obowiązki zaabsorbowały mnie, byłam pełna pomysłów i energii, na wyrzuty sumienia nie było czasu. Moja znajomość rozwiała się – już nie mieliśmy sobie nic do powiedzenia. Nie dowiedział się ode mnie o tym, co zrobiłam, nie mówiłam tego dotąd nikomu.

Po dwóch latach poznałam mojego obecnego męża. Miałam wielkie szczęście, że spotkałam tak dobrego i wyrozumiałego człowieka. Nie wypytywał mnie o moją przeszłość. Wkrótce pobraliśmy się i byliśmy przykładną rodziną, cieszyliśmy się sobą i naszymi kolejno na świat przychodzącymi dziećmi. Oboje pracowaliśmy i wspólnie zajmowaliśmy się domem. Jako matka bardzo się bałam, aby nie być dla dzieci złym przykładem, ważne było dla mnie ich religijne wychowanie. Chodziliśmy z dziećmi do kościoła, wspólnie się modliliśmy.

Ze swojego ciężkiego grzechu spowiadałam się kilka razy, ale tak naprawdę wielki żal ogarnął mnie dopiero wtedy, gdy nieoczekiwanie dowiedziałam się, że znów jestem w ciąży. To było nasze czwarte dziecko. Zaczęłam wówczas mieć kłopoty z sercem, lekarz podejrzewał, że przeszłam ukryty zawał. Zaczęłam się zastanawiać, co dalej. Mąż bał się o mnie, bo lekarz mówił, że zarówno ciąża, jak i sam poród to wielkie ryzyko. I dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że mogę umrzeć i będę musiała przed Bogiem odpowiedzieć za swoje życie. Zaczęłam się gorąco modlić o zdrowie dla mojego przyszłego dziecka i o przebaczenie mi mojej strasznej winy. W przeświadczeniu, że umrę, a mój mąż zostanie sam z czwórką dzieci, postanowiliśmy wyjechać do Niemiec, gdzie mieszkała rodzina mojego męża. Latem 1990 r. opuściliśmy Polskę. To był bardzo ciężki okres w naszym życiu: nowe środowisko, nieznajomość języka, ciasnota mieszkania, różne kłopoty ciążowe i, już tylko moje, wielkie wyrzuty sumienia.

W grudniu urodziła się nam zdrowa, piękna córeczka. Żyła i ona, i ja! Leżąc w szpitalu, płakałam z żalu i z wdzięczności, że Bóg wysłuchał moich modlitw. Patrząc na swoje maleńkie dziecko, myślałam o tym, jak łatwo jest taką maleńką istotkę skrzywdzić i jak ja mogłam być taka bezduszna wobec swojego pierwszego dziecka! Od tego czasu zaczęłam codziennie odmawiać różaniec, a w niedzielę koronkę do miłosierdzia Bożego.

Nie mogę cofnąć czasu i drugi raz przeżyć życia. Wiem, że Bóg jest miłosierny i wszystko mi przebaczy, ale poczucie winy będzie mi towarzyszyło do końca życia. Moje dziecko miałoby teraz 25 lat. Nie ma dnia, w którym czułabym się naprawdę odprężona; poczucie winy zakłóca moją radość, nie umiem już radośnie i swobodnie się śmiać. Straciłam pewność siebie, zaczęłam unikać ludzi, bo czułam się od nich o wiele gorsza. Jestem zamknięta w sobie, nie umiem z ludźmi otwarcie rozmawiać. Przed dwoma laty znalazłam się w szpitalu psychiatrycznym, bo popadłam w głęboką psychozę...

Kiedyś, podczas spowiedzi, mój kierownik duchowy powiedział mi, żebym więcej o tym nie myślała, ale myśli te uparcie do mnie powracają – i dniem, i nocą. Staram się być dobrą żoną dla swego męża i dobrą matką dla swojej rodziny, ale często czuję się smutna i samotna.

Swoim wyznaniem chcę zwrócić się do kobiet, które w przyszłości będą matkami, aby zawsze broniły życia. Ja zlekceważyłam V przykazanie Boże: Nie zabijaj! Zabiłam własne dziecko i tym samym zmarnowałam sobie życie, bo ciężar winy nie pozwala mi być wolnym człowiekiem. Poczucie winy chodzi za mną jak cień. Jedyną nadzieję mam w miłosierdziu Boga. Proszę Was o modlitwę za mnie.

Janina

Zamów prenumeratę

Jeśli jesteś zainteresowany pobraniem całego Numeru w formacie PDF



Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.


Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku


Top

Poleć tę stronę znajomemu!


Przeczytaj teraz: