Articles for Christians at TrueChristianity.Info. Tylko w Bogu nasza siła Christianity - Articles - Młodzież
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
Tylko w Bogu nasza siła
   

Świadectwo,
Miłujcie się! 2/2004 → Młodzież



Wszystko, co dobre, zawdzięczamy Jezusowi. To On nas podnosi, rozgrzesza ręką kapłana – mało tego – przygarnia, dodaje mocy, po prostu kocha. On bezsprzecznie jest Przyjacielem każdego z nas, Tym, który nigdy nie zawiedzie, zawsze ma czas, nigdy nie odrzuci.

W młodzieńczych latach nie sprzeniewierzyłam się Bogu grzechem nieczystości. Moje upadki zaczęły się, gdy poznałam mojego przyszłego męża. Nie mogę sobie darować do tej pory, że na pierwszym miejscu zamiast Boga postawiłam chłopaka, którego tak bardzo pokochałam. Gdybym wtenczas stanowczo powiedziała „nie”... Ale tego nie zrobiłam. Upadłam, podniosłam się, postanowiłam poprawę i znowu upadłam.

Po roku znajomości pobraliśmy się. W rok po ślubie urodziłam pierwsze dziecko, po dwóch następne. Gdy byliśmy małżeństwem z sześcioletnim stażem, mieliśmy już troje potomstwa. Pracowałam zawodowo, prowadziłam dom – nie było łatwo. Mój mąż zmarł nagle po wspólnie przeżytych dziewięciu latach. Szok... zostałam sama z trójką dzieci.

Teraz po latach tak sobie myślę, że Bóg wtedy dosłownie trzymał mnie za rękę i prowadził. Pierwsze chwile po śmierci męża, to było zwrócenie się do Boga. Wprost namacalnie odczuwałam Jego opiekę. Nie umiem tego opisać, to było takie poczucie bezpieczeństwa, że w ogóle nie było mowy o bezsilności. Starałam się dzieci uspokoić i tak jak kwoka chowałam je pod skrzydła. Nie umiałam sobie tego wyobrazić, ale wydawało mi się, że z Bożą pomocą dam radę. Męża nie miałam, ale Boga wprost namacalnie czułam obok siebie. Chyba na tej kartce papieru nigdy nie wyrażę tego, co Jemu wtedy zawdzięczałam.

Po pół roku od śmierci męża, odezwało się we mnie uczucie ogromnej miłości, tęsknoty, pożądania... Latałam na cmentarz, płakałam. Na szczęście miałam dzieci, pracę, dom, szkołę, przedszkole... jak w kieracie.

Bywały jednak dni, że uczucie pożądania potęgowało się. Nawet w pracy, gdy tylko była wolniejsza chwila, wspominałam intymne chwile z mężem. Wspomnienia rodziły pożądanie. Czasem nie mogłam już pracować, nie mogłam się skoncentrować, aż się trzęsłam. Wzywałam Boga na pomoc, chwila wytchnienia, jednak po chwili to samo. Dotrwałam do godziny szesnastej, więc czas do domu. Jak zwykle, najpierw dzieci, choć praca przy nich w takie dni w ogóle mi nie wychodziła.

Bywało, że znalazła się chwila wolna, dzieci pobiegły na podwórko. Raz usiadłam sama i mówię do siebie – Co jest? Tak silnej pokusy jak dzisiaj jeszcze nie znałam. A szatan podsuwa mi myśl, że męża nie ma, znajomości można zawierać, a na razie po co czekać na znajomość, można samemu sobie „ulżyć”. Bóg, który zawsze był dla mnie autorytetem i siłą, nagle znalazł się jakby w oddali, jakby za mgłą. I ten szatański podszept – A co tam, najwyżej zgrzeszę... Gdy to pomyślałam, pojawiła się następna refleksja – Ale właściwie dlaczego? Za co ja mam Przyjaciela skrzywdzić, za co? W tym momencie przypomniało mi się to wszystko, co zawdzięczam Bogu. Jego wprost namacalną obecność przy mnie w trudnych chwilach. Jego pomoc, dobroć. Oczami wyobraźni widziałam twarz Jezusa, taką smutną, Jego oczy pełne łez... Energicznie wstałam i mówię – Nie! Jak w ogóle mogłam do siebie dopuścić tę myśl?! Pokusa odpłynęła i ogarnął mnie wewnętrzny pokój.

Mijały lata, dzieci dorosły, pozakładały rodziny. Był Rok Jubileuszowy. Z tej okazji podczas rekolekcji poszłam do spowiedzi generalnej. Gdy robiłam rachunek sumienia doszłam do wniosku, że ja przeciw VI przykazaniu po śmierci męża nie zgrzeszyłam. Jakoś wydawało mi się, że życie bez tego grzechu to coś normalnego, że tak dojrzałej kobiety jak ja pokusy erotyczne już nie dopadną. W jak wielkim byłam błędzie...

Po kilku latach, gdy już zapomniałam o grzesznych myślach, znów pojawiły się pokusy. Nie w dzień, a w nocy. Z powodu takich odczuć erotycznych budziłam się po kilka razy. Z nocy na noc pokusy atakowały mnie coraz silniej.

Poszłam do spowiedzi, wstydziłam się bardzo – babcia i takie sprawy. Powiedziałam wszystko szczerze. Na szczęście kapłan stwierdził, że nie zgrzeszyłam, uspokoił, że to minie. Uwierzyłam i rzeczywiście po jakimś czasie tak się stało. Jezu, dziękuję!

Napisałam ten list, by osobom, które mają pokusy przeciw VI przykazaniu podsunąć ten rodzaj refleksji, który mnie uratował, a zatem, by w momentach pokuszenia nie tyle myślały, że zgrzeszą, że Boga obrażą, że zasługują na karę, ale raczej uświadomiły sobie, że grzech to krzywda wyrządzona Przyjacielowi. Temu, który zawsze przy nas jest i pomaga, który obetrze każdą łzę i nigdy nikogo nie spisze na straty.

Druga sprawa, na którą chcę zwrócić uwagę, to ta, żeby każdy wiedział, że szatan stale się wokół nas kręci i nie przegapi żadnej okazji, żeby nas zwieść. Ze stanowczością to piszę, że wiek nie gra roli – czy będąc w wieku młodzieńczym, czy mając 70 lat stale trzeba mocno trzymać się ręki Boga, by się nie poddać podszeptom złego, bo tylko w Bogu jest nasza siła.

Antonina

Zamów prenumeratę

Jeśli jesteś zainteresowany pobraniem całego Numeru w formacie PDF



Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.


Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku


Top

Poleć tę stronę znajomemu!


Przeczytaj teraz: