Articles for Christians at TrueChristianity.Info. Sensacje świadków Jehowy Christianity - Articles - Temat numeru
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
Sensacje świadków Jehowy
   

Autor: Mirosław Rucki,
Miłujcie się! 1/2007 → Temat numeru



Kiedy rozmawiamy ze świadkami Jehowy lub czytamy Strażnicę, dowiadujemy się o wielu sensacjach, które zawiera Pismo św. i które podobno ukrywa przed nami Kościół. Dla ludzi nie znających Pisma św. i prawd wiary, które objawił nam Jezus Chrystus, objaśnienia jehowitów wydają się logiczne, proste i oparte na Biblii; w dodatku słyszymy wiele nieznanych nam greckich i hebrajskich wyrazów i przyjmujemy ich argumentację z powodu braku wiedzy. Zaczynamy wątpić: a może faktycznie Kościół nas oszukuje?

Tymczasem świadkowie Jehowy pouczają nas o sprawach, jakie bez trudu możemy sprawdzić, sięgając do rzetelnych, naukowych opracowań. Najprościej jest przekonać się o braku spójności i logiki „świadków”, jeżeli zweryfikujemy „rewelacje” dotyczące Imienia Boga, końca świata i ukrzyżowania.

Jak brzmi Imię Boga?

Pierwszą sensacją, która pozwoliła jehowitom zgromadzić nowych wyznawców, było „ujawnienie” Imienia Bożego. Według „świadków” Kościół ukrywa przed ludźmi prawdziwe Imię Boga, objawione Mojżeszowi. Według nich imię to brzmi „Jehowa”, bo tak jest napisane w Biblii hebrajskiej.

Okazuje się jednak, że to nie taka prosta sprawa. Owszem, to prawda, że w Biblii jest napisane „Jehowa”, ale prawdą ogólnie znaną jest również to, iż to Imię brzmi zupełnie inaczej. Każdy, kto poznał podstawy hebrajszczyzny, wie, że język ten posługuje się pismem spółgłoskowym. Znaczy to, że pierwotnie alfabet hebrajski w ogóle nie zawierał samogłosek, a struktura tego języka umożliwia pisanie i czytanie bez ich zastosowania. Dla przykładu: wyraz gewer (mężczyzna) zapisuje się tylko literami gimel-bet-resz (GWR), wyraz kadosz (święty) – literami kof-dalet-szin (KDSZ) itd. Z reguły z kontekstu wynika, jak należy czytać dany wyraz i co on oznacza w konkretnym przypadku, jednak czasami znaczenie słowa zależy od samogłosek. Na przykład aby zapisać hebrajskie słowo gibor (potężny, wielki), użylibyśmy tych samych liter GWR, a wyraz kodesz (to, co święte) zapisalibyśmy identycznie jak kadosz: KDSZ.

Oczywiście taki sposób zapisu nieuchronnie prowadzi do nieporozumień i żydowscy mędrcy zauważyli to już w starożytności. Dlatego w czasach talmudycznych został stworzony system znaków (kombinacje kropek i kresek), za pomocą którego każde słowo w Biblii hebrajskiej otrzymało symbole oznaczające samogłoski; dzięki temu każde z tych słów można już było przeczytać i zrozumieć niezależnie od kontekstu. Jedynym wyjątkiem było właśnie Imię Boże. Dlaczego?

Otóż jak wiadomo z historii, Izrael bardzo przestrzegał przykazania „Nie będziesz wzywał imienia Pana, Boga twego, do czczych rzeczy”, a zwłaszcza przejmował się groźbą, że „Pan nie pozostawi bezkarnie tego, który wzywa Jego imienia do czczych rzeczy” (Wj 20, 7). Wypowiadanie Imienia Bożego w życiu codziennym uważano za niedopuszczalne bezczeszczenie świętości Bożej, w związku z czym już w czasach Jezusa Imię Boga wymawiał tylko arcykapłan, składając raz w roku ofiarę w Miejscu Najświętszym. W każdej innej sytuacji Żydzi zastępowali je słowem Adonai (Pan) albo Haszem (imię).

Z tego właśnie powodu powstało coś, co wprowadziło w błąd jehowitów. Mianowicie w starożytnym tekście Biblii Imię Boga pojawia się wielokrotnie i jest zapisane za pomocą czterech liter oznaczających spółgłoski: jud-he-waw-he. Uczeni żydowscy, którzy dokładnie wiedzieli, jak należy wymawiać Imię Pańskie, nie wpisali pomiędzy J, H, W i H odpowiednich znaków symbolizujących samogłoski, tylko umieścili przy nich litery: ‘a, o oraz a, sugerujące wymawianie zamiast Imienia słowa Adonai. Nikomu to nie przeszkadzało, dopóki „świadkowie” nie ogłosili swojej „rewelacji”. Otóż przeczytali oni to, co zobaczyli, jako: JeHoWaH, nie mając zielonego pojęcia o tym, że owe samogłoski pochodzą od zupełnie innego wyrazu! To „sensacyjne odkrycie” Imienia Bożego w tekście oryginalnym spowodowało zamieszanie w umysłach wielu ludzi, którzy uciekli z „heretyckich” Kościołów i przyłączyli się do świadków Jehowy.

Jeżeli jednak o mnie chodzi, to ja w żaden sposób nie mogę zaufać w sprawach wiary ludziom, którzy z powodu braku elementarnej wiedzy tworzą „sensacyjne” odkrycia. To przecież tak, jak gdyby nagle jakiś historyk w Polsce odkrył „prawdziwe” imię Piasta Kołodzieja, ukrywane przed ludzkością, które brzmi „Posotiej” – bo połączył spółgłoski „Piasta” z samogłoskami „Kołodzieja”…

Najdziwniejsze jest w tym wszystkim to, że choć – poznawszy przytłaczające dowody uczonych (między innymi katolickich) na kompletną fałszywość swej interpretacji przytoczonego wyżej zapisu – „świadkowie” już się nie upierają przy tym dziwacznym brzmieniu Imienia Bożego, to jednak nadal uważają siebie za „świadków JeHoWy”, mimo że przecież wiedzą, jakim nonsensem jest odkryty przez nich „sensacyjny” zlepek liter dwóch całkowicie różnych słów.

Ile może być końców świata?

Sprawy „końców świata” w ogóle bym nie poruszał, gdyby nie fakt, że dzisiaj jehowici nader skrzętnie pomijają ten niesławny epizod w swojej historii. W ciągu zaledwie stu lat wyznaczali oni kilkanaście „końców świata” – i wszystko to jedynie po to, by się przekonać, że „nikt nie zna dnia ani godziny” (zob. Mt 25, 13). Czy warto więc zrywać z Kościołem, przechodzić do świadków Jehowy i przez sto lat wierzyć w kolejne „daty końca świata” – tylko po to, by ostatecznie dojść do wniosku, że nauczanie Kościoła w tej kwestii jest biblijne i nieomylne? I z drugiej strony: jeżeli po tylu wpadkach z „końcem świata” ktoś zaczyna mnie pouczać o życiu wiecznym, zmartwychwstaniu, duszy i innych sprawach ostatecznych, to czy mogę mu zaufać?

Dla mnie sprawa jest jednoznaczna: koniec świata albo był, albo go nie było. Jeżeli święty Piotr pisze, że „niebiosa z wielkim trzaskiem przeminą, a żywioły rozpalone ogniem stopnieją, a ziemia i rzeczy, które są na niej, spalone będą” (2 P 3, 10) – to moim zdaniem koniec świata jeszcze nie nastąpił. Ostatecznie jestem jednak na tyle otwarty, że mógł­bym przyjąć, iż jakiś tam niewidzialny koniec świata nastąpił, że Jezus objął władzę gdzieś tam w niebie – chciałbym jednak wiedzieć, jak to się ma do kilkunastu „końców świata” wyznaczonych przez świadków Jehowy. Bo przecież jeżeli nastąpiło to w 1914 roku, to dlaczego wyznaczano przez tyle lat po tym kolejne „końce świata”? A jeżeli świat się skończył w 1975 roku, to po co te sensacje z rokiem 1914 i 1989?

Zastanawiające jest, jak zacięcie cały świat przeciwstawia się nieomylności papieża. Jednakże ludzie ci zapominają przy tym, iż papieska nieomylność jest związana wyłącznie z definiowaniem prawd wiary, które zostały objawione nam przez Boga. Kiedy natomiast świadkowie Jehowy ogłaszają „co trzy lata koniec świata” – i to za każdym razem już ten „prawdziwy”, „ostateczny” – nadal znajdują się ludzie gotowi wierzyć w ich nieomylność…

Rzymski krzyż czy „żydowski” pal?

Równie łatwo jest zweryfikować naukę jehowitów o palu. Mianowicie według wyznawców tej sekty Pana Jezusa nie ukrzyżowano, tylko wbito Go na pal. Dowodem tego ma rzekomo być wzmianka o wężu na pustyni, którą posłużył się sam Pan Jezus (zob. J 3, 14). „Wąż był wbity na pal – twierdzą „świadkowie” – więc i Jezus musiał być wbity na pal, a nie na krzyż”. Z tym palem są jednak związane dwa problemy historyczne: pierwszy z nich dotyczy Rzymian, a drugi – chrześcijan pierwszych stuleci.

Jeżeli chodzi o Rzymian, to trzeba w tym miejscu przypomnieć, że oni nie znali takiej egzekucji jak wbijanie na pal. Wprowadzili ukrzyżowanie jako haniebną kaźń na długo przed ukrzyżowaniem Chrystusa i praktykowali je jeszcze długo po Jego śmierci. Źródła historyczne zawsze opisują rzymski krzyż jako crux składający się z ramienia pionowego (łac. stipes lub staticulum) oraz poziomego (łac. patibulum). Z reguły belka pionowa była na stałe utwierdzona w miejscu, gdzie dokonywano egzekucji – po to, by przypominać ludności o tym, kto tu rządzi. Belkę poziomą natomiast skazany musiał nieść sam. Nad głową ukrzyżowanego (a nie nad złożonymi rękami skazańca, jak to się rysuje w Strażnicy) umieszczano titulus, czyli tabliczkę informującą o jego przewinieniu.

Gdybyśmy chcieli przyjąć wersję ukrzyżowania proponowaną przez świadków Jehowy, musielibyśmy uwierzyć, że dla nieznanych przyczyn Piłat postąpił absolutnie wbrew rzymskim regulaminom, rezygnując z poprzecznej belki rzymskiego krzyża. Musielibyśmy uwierzyć również w to, że apostołowie, którzy – jak pamiętamy – pochodzili z niższych warstw społecznych, wysłali do Piłata poselstwo z prośbą o uwzględnienie Jezusowej aluzji do miedzianego węża i wbicie Zbawiciela na pal zamiast przybicia Go do krzyża – i że Piłat tę ich prośbę wykonał. Albo że sam Jezus wybłagał u Piłata łaskę bycia żywcem wbitym na pal zamiast ukrzyżowania, bo tak napisał przed tysiącem lat Mojżesz w żydowskich księgach (choć Mojżesz akceptował jedynie wbicie na pal zwłok przestępców – zob. Pwt 21, 22-23). Musielibyśmy uwierzyć także i w to, że dla Jezusa specjalnie wyrwali z Golgoty staticulum i przynieśli je do pretorium, by On miał co nieść na Golgotę (a właściwie nie On, tylko Szymon z Cyreny). I w końcu musielibyśmy uznać za prawdę to, że te wszystkie udziwnienia zostały pominięte przez ewangelistów lub usunięte z Biblii przez zakłamanych księży katolickich – jedynie w tym celu, by świadkowie Jehowy mogli po dwóch tysiącach lat odkryć prawdę…

Warto jednak w tym miejscu przypomnieć, że w początkach istnienia nieomylnej sekty braci z Brooklynu ich symbolem był ów „pogański” krzyż skrzyżowany z koroną. Można go sobie obejrzeć na każdej nieomylnej publikacji wydawanej przez Stowarzyszenie Strażnicy aż do roku 1931. Dopiero potem się okazało, że Kościół oszukuje wiernych, każąc im wierzyć w śmierć Jezusa na krzyżu, a nieomylni „świadkowie” od zawsze są strażnikami Prawdy...

Musimy jednak pamiętać, że według brooklińskiej wersji historii prawdziwy pal został zastąpiony fałszywym pogańskim krzyżem w IV stuleciu. Pomija się przy tym całkowicie fakt istnienia Kościołów chrześcijańskich daleko poza granicami Imperium Rzymskiego i poza zasięgiem chrześcijaństwa rzymskiego, które niosąc Ewangelię aż do Indii i Chin, głosiły „moc krzyża Chrystusowego” i nie wiedziały nic o żadnym palu. Świadectwo Tertuliana z roku 195 głosi, że chrześcijanie w czasie modlitwy wznoszą ręce z otwartymi dłońmi na wysokość barków, przybierając pozę Jezusa na krzyżu, a lecące ptaki rozpościerają skrzydła, przypominając kształt narzędzia męki Chrystusa. Jeżeli więc w II wieku chrześcijanie znali „prawdę o palu”, to dlaczego nie składali rąk nad głową, jak to widzimy na obrazkach w Strażnicy? Co więcej, Justyn Męczennik ok. roku 135, opisując krzyż Chrystusa, porównuje go z różnymi znanymi czytelnikowi przedmiotami, z których żaden nie jest tylko pionowym palem. Również świadectwa archeologiczne potwierdzają używanie znaku krzyża przez gminy chrześcijańskie już w pierwszym wieku, zarówno w Pompejach, jak i na terenie Izraela (w Aradzie i Jerozolimie). Jeżeli więc „świadkowie” całkowicie kompromitują się w dziedzinie tak podstawowej wiedzy, bez większego trudu dostępnej dzisiejszemu człowiekowi, to jak mogą być autorytetem w zakresie wiedzy duchowej, ukrytej, niezrozumiałej?

Jezus powiedział: „Jeżeli wam mówię o tym, co jest ziemskie, a nie wierzycie, to jakżeż uwierzycie temu, co wam powiem o sprawach niebieskich?” (J 3,  12). Jak zatem mogą „świadkowie” zrozumieć duchowe przesłanie Biblii, kiedy negują niezaprzeczalne fakty historyczne, tradycję i wiedzę Kościoła?

W moim przekonaniu to wygląda przecież tak, jakbym przyszedł na operację do lekarza, od którego usłyszę piękne teorie o zdrowiu człowieka, o medycynie i chirurgii, a czasami cytaty z łacińskich i greckich tekstów naukowych. Oczywiście, tym wszystkim mi on zaimponuje, ale kiedy poproszę go o zwykłe wypisanie recepty, okaże się, że ów medyk nie umie pisać nawet po polsku! A w trakcie dalszej rozmowy, kiedy spróbuję ustalić, co i jak on chce operować, odkryję, że człowiek ten nie odróżnia serca od wątroby… Powinienem chyba zadać sobie pytanie: czy jest w stanie mi w ogóle pomóc? Jak jego piękne teorie przełożą się na moje zdrowie, jeżeli on nie ma podstawowego wykształcenia i elementarnej wiedzy o anatomii?

Dokładnie to samo pytanie powinniśmy sobie zadać, zanim choć odrobinę przejmiemy się straszeniem, że Jehowa zniszczy wszystkich chrześcijan i ich Kościół. Zastanówmy się bowiem nad tym, jaką to wiedzę językową posiadają ludzie, którzy nie dość, że nawet nie umieją poprawnie odczytać Imienia Boga, to na dodatek, jeśli się im o tym powie, nadal uparcie obstają przy swojej wersji przez ponad sto lat. Czego mogą oni nas nauczyć o historii zbawienia, jeżeli zaprzeczają najbardziej oczywistym i ogólnie znanym faktom z historii powszechnej? Co oni mogą wiedzieć o przyszłym świecie, rzeczywistości duchowej i życiu wiecznym, jeśli już kilkanaście razy precyzyjnie wyznaczyli „ostateczną datę końca świata” – i dalej nie są pewni, czy on nastąpił, czy nie? Jak można zaufać im w sprawach ostatecznych, kiedy w sprawach doczesnych wykazują się najzupełniej elementarną ignorancją?

Zamów prenumeratę

Jeśli jesteś zainteresowany pobraniem całego Numeru w formacie PDF



Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.


Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku


Top

Poleć tę stronę znajomemu!


Przeczytaj teraz: