Articles for Christians at TrueChristianity.Info. Czekał na mnie 35 lat Christianity - Articles - Miłosierdzie Boże
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
Czekał na mnie 35 lat
   

Świadectwo,
Miłujcie się! 3/2007 → Miłosierdzie Boże



Nie mogę przemilczeć faktu, że tylko Bóg ma moc i łaskę uwalniania od demonów zniewoleń alkoholowych, lekowych, narkomanii i wszelkich innych przez sakramenty święte, które dał nam w Kościele świętym i powszechnym.

Przez 35 lat – nie znając Boga ani wiary – szedłem przez życie, kłamiąc, kradnąc i zabijając siebie alkoholem, lekami i narkotykami. Czyniłem zło i zło zbierałem; byłem do końca zakłamany, nie widziałem swoich grzechów, win i całej tej zgnilizny w sobie. (...) Za swoje niecne czyny trafiałem do więzień. To były paradoksalnie chwile oddechu, ale i tam piłem i ćpałem. Któregoś dnia wyszedłem na wolność i za litr wódki kupiłem adres „meliny” – Domu św. Brata Alberta w Świnoujściu. Poznałem tam inny świat – życzliwość, zrozumienie oraz modlitwy. Wszyscy byli niby tacy sami jak ja, ale jednak inni – bogatsi o coś, czego sam nie miałem – bogatsi o wiarę.

Bałem się wejść do kaplicy domowej, gdzie odmawiana była koronka do Miłosierdzia Bożego. Uważałem się za gorszego, dlatego też poszedłem do miasta, zrobiłem włamanie i wniosłem do tego domu alkohol. Uważałem oczywiście, że dobrze zrobiłem, odwdzięczając się w ten sposób za gościnę. Jak bardzo się myliłem, przekonałem się po paru dniach, kiedy zostałem aresztowany. Na posterunku milicji zrobiłem rachunek sumienia i zakończyłem go próbą samobójstwa. Odratowano mnie i odwieziono do schroniska dla bezdomnych. Tam złorzeczyłem wszystkim i sobie też: „Żyć nie umiesz i nawet zabić się nie potrafisz, co ty jesteś za bydlę!”. Po paru dniach założyciel Domu św. Brata Alberta zapytał mnie, czy chcę jechać do Jezusa – powiedziałem: „chcę!”. Pojechałem do Lichenia, gdzie byłem po raz pierwszy. W licheńskim sanktuarium Matki Bożej Bolesnej, Królowej Polski, podczas drogi krzyżowej, przy grobie Jezusa, usłyszałem wewnętrzny głos: „Uwierz, Ja jestem i kocham ciebie”. Wszystko, na czym budowałem swoje dotychczasowe życie, runęło, a ja poczułem się pusty i brudny, nikomu niepotrzebny. Długo płakałem, klęcząc przy grobie Jezusa Chrystusa. Nie chciałem stamtąd wyjeżdżać, ale musiałem wracać do rodzinnego miasta, bo to była tylko pielgrzymka.

 Piłem dalej i czyniłem wiele zła – jako niebezpieczny alkoholowy recydywista trafiłem ponownie do zakładu karnego. Otrzymałem duży łączny wyrok, ale ziarenko wiary zasiane w Licheniu zaczęło we mnie kiełkować. Kiedy byłem w celi, powtarzałem zasłyszane wcześniej zdanie: „Jezu, ufam Tobie!”. W tym czasie w lokalnej prasie ukazała się seria artykułów szkalujących bezdomnych oraz schroniska dla nich. Przedstawiono je jako wylęgarnie zła, a mój przykład był podstawą do udokumentowania słuszności tej tezy. Zrozumiałem wtedy, że to ja jestem sprawcą zła, i po raz pierwszy poczułem w sercu żal za swoje czyny. Poczułem, jaką krzywdę uczyniłem swoim postępowaniem, i to skłoniło mnie do napisania listu. Przepraszałem w nim wszystkich bezdomnych oraz założyciela Domu św. Brata Alberta. Nie napisał odpowiedzi pisemnej, zamiast tego zjawił się u mnie w więzieniu z prezentami: Ewangelią, książkami religijnymi i modlitwą. Wyraził zgodę na mój powrót; powiedział: „Synu, gdy wyjdziesz, wracaj do domu, czekamy!”. Świat zawirował mi ze szczęścia, bo dostąpiłem łaski osobistego przebaczenia od człowieka, którego wcześniej skrzywdziłem.

Ze względów zdrowotnych dano mi przerwę w karze i wyszedłem na wolność. Bramy więzienne zamknęły się za mną, a ja pierwsze kroki skierowałem od razu do knajpy i całe moje przyrzeczenie o powrocie do schroniska poszło wniwecz... Znów przekreśliłem siebie przez alkoholizm, który nie jest chorobą, ale zniewoleniem demonami, legionem demonów atakujących człowieka od środka i dążących do całkowitego jego unicestwienia. W końcu, pijany, dotarłem do schroniska; obudziłem się na korytarzu obok kaplicy i wtedy radykalnie chciałem ze sobą skończyć, ale bracia bezdomni zatrzymali mnie i zaprowadzili mnie do prezesa, który chciał mnie widzieć w takim stanie, w jakim właśnie byłem. Gdy powiedziałem, aby mi nie pomagał, bo idę na zatracenie, przywitał mnie słowami: „Synu, witaj w domu! Coś ty z sobą zrobił? Jak ty wyglądasz?”. Przytulił mnie, dał mi nowe ubranie, pieniądze i kazał wracać do schroniska.

Szedłem, płacząc i zadając sobie na cały głos pytanie: „Dlaczego zawsze wybieram zło, dlaczego takie ze mnie bydlę?”... W pewnym momencie poczułem, jakby Ktoś się do mnie przyłączył, a potem położył rękę na moim ramieniu. Usłyszałem wewnętrzny głos: „Człowieku, to po co Ja ciebie wypuściłem z więzienia? Uporządkuj swoje wnętrze, bo jakbyś miłości w sobie nie miał, to już by ciebie nie było”. Myślałem, że oszaleję. Gdy słodycz i radość minęły, ujrzałem wszystkie grzechy, wszystkie świństwa i łajdactwa, których się dopuściłem od dzieciństwa. Po chwili wszystko zamieniło się w ciało Jezusa Chrystusa, którego swoimi grzechami biczowałem. On mi wtedy powiedział, że mnie kocha i żebym się przemienił.

Dwa tygodnie nie mogłem ani jeść, ani spać... Słyszałem ciągłe podszepty zła, abym dalej pił, kradł, kłamał i abym nie ufał Jezusowi, bo On takich jak ja nie potrzebuje. „Zobaczysz, wyrzucą cię z tego domu, należysz do nas, do zła. Nie masz żadnych sakramentów!!!”. Doświadczałem nagłych skoków temperatur, duszenia ciężarem grzechów, ataków demonów, które robiły wszystko, abym się nie zmienił. Po dwóch tygodniach wewnętrznej walki wszedłem do kaplicy domowej i przed obrazem Jezusa Miłosiernego padłem na kolana, mówiąc: ,,Boże, ratuj mnie! Bądź moim Panem, nie chcę już pić, ćpać, kraść, czynić zła, chcę normalnie żyć, chcę być normalnym człowiekiem. Niech się dzieje zawsze Twoja wola, Panie Jezu Chryste, nigdy więcej moja”. Po tych słowach poczułem w sercu pokój i nieopisaną radość. Chciałem krzyczeć, że Jezus żyje, i w takim stanie euforii pobiegłem do kościoła, a później do biura prezesa. Opowiedziałem mu o wszystkim – wyznałem, kim byłem i co robiłem – zrzuciłem przed nim wszystkie swoje maski. Powiedziałem też, że nie mam żadnych sakramentów. Obaj płakaliśmy ze szczęścia. Namacalne spotkanie z Bogiem uświadomiło mi Jego wielką miłość do nas – ludzi.

Po chrzcie i komunii poczułem się jak inny człowiek. Zrozumiałem wtedy, co to znaczy powtórnie się narodzić – stać się nowym stworzeniem z ducha, a nie z ciała. Wtedy to, podczas uroczystej Mszy Świętej – po modlitwie wstawienniczej – otrzymałem słowo: dziękczynienie za łaskę nawrócenia z Pierwszego Listu św. Pawła do Tymoteusza (1 Tm l, 12-17). Pan uzdrowił mnie całkowicie z alkoholizmu, lekomanii, narkomanii i całego mojego zła, uwrażliwił moje sumienie i dał mi nowe życie.

Rzuciłem się w wir pracy dla bezdomnych, alkoholików, narkomanów, dla biednych i chorych. Zacząłem uczestniczyć w modlitwach i pielgrzy­mkach, w działalności wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym i grupie Żywego Różańca, ale co najważniejsze, wszystkie swoje sprawy oddawałem Miłosierdziu Bożemu. Od wielu lat jestem innym człowiekiem, bo Jezus nadał mojemu życiu nowy sens. Pojednałem się z rodziną i z tymi wszystkimi, których wcześniej skrzywdziłem. Żyję dla Jezusa i mówię o Nim na spotkaniach, rekole­kcjach. Dostałem dar malowania sakralnych obrazów, piszę też swoje wierszomodlitwy. Głoszę chwałę i dziękczynienie za ten ogrom łask i darów, które Pan Bóg daje nam tylko za to, że jesteśmy.

On czeka także na Ciebie, Bracie i Siostro. Na mnie czekał 35 lat po to, aby obdarzyć mnie nowym życiem, życiem pełnym radości. Teraz wiem, gdzie się udać po pomoc i wsparcie w trudnych chwilach. Msza Święta, sakrament pokuty i pojednania, Eucharystia, modlitwa (moja ulubiona to koronka do Miłosierdzia Bożego, różaniec) – to droga do uwolnienia, uzdrowienia wszystkiego łaską miłości obecnej we wszystkich tabernakulach i na ołtarzach całego świata, miłości naszego Pana Jezusa Chrystusa, Boga, do nas, ludzi.   

Zamów prenumeratę

Jeśli jesteś zainteresowany pobraniem całego Numeru w formacie PDF



Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.


Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku


Top

Poleć tę stronę znajomemu!


Przeczytaj teraz: