Chrześcijańska biblioteka. Boska Komedia. Czyściec: Pieśń XXX. Chrześcijaństwo, katolicyzm, ortodoksja, protestantyzm. Boska Komedia.
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
Czyściec: Pieśń XXX
   

Spis Treści: "Boska Komedia"


Pochód staje. Beatrycze, jeszcze zasłoniona, mówi o Dantego miłości ku niej i sprzeniewierzeniu się jej: główna myśl Boskiej komedii, analogicznie do pieśni II Piekła.

Kiedy pierwszego ten siedmiogwiazd nieba,

(Który nie wschodzi, nigdy nie zachodzi

I nie znał innej chmury prócz zasłony

Przez grzech na jego światłość narzuconej,

Który świat uczył, jak żyć i strzec trzeba

Swych powinności, jak *nasz* sterem łodzi

Zręcznie obraca, że łódź w port swój wchodzi),

Wstrzymał swój pochód; ci, co pierwej przyszli

Przed gryfem, oczy zwrócili i myśli

Do wozu jako do swego pokoju.

Jeden z tych starców jak niebieski goniec

Potężnym śpiewem wykrzyknął na koniec,

Trzy razy wtórząc: — «Przyjdź w godowym stroju,

Oblubienico! rzuć cedry libańskie!»

I wszyscy po nim koleją nucili.

Jak szybko w sądny dzień błogosławieni

Powstaną z grobów, nucąc alleluja

Odzyskanymi na koniec głosami;

Tak na śpiew starców z wozu tejże chwili

Ze stu posłańców wieczności powstało:

«Błogosławiony! który w imię Pańskie

Przychodzisz», wszyscy rzekli zachwyceni.

Gdy krzyk ten wzleciał i w powietrzu buja,

Potem wzwyż wkoło rzucając kwiatami:

«Sypcie lilije pełnymi garściami».

Widziałem przedświt, jak wschodnią część całą

Niebo rumieni, a ile wzrok sięga,

Stroi pogodą resztę widnokręga.

Widziałem, z cieniów jak wybłyska słońce,

Rannymi mgłami blask swój łagodzące

W sposób, że mogłem na to świata oko

Poglądać długo; tak w nim zatopiony

Przez obłok kwiatów, dziw nad wszystkie dziwy!

Co z rąk anielskich wznosił się wysoko,

A potem spadał na wóz i wokoło,

Świętą niewiastę postrzegłem szczęśliwy.

Twarz jej świeciła spod białej zasłony,

Oliwny wieniec oplatał jej czoło,

Płaszcz wiał z jej ramion jak szmaragd zielony,

Suknia czerwona jako płomień żywy.

Duch mój, co z dawna i długo odwykał

Podziwem, trwogą drżeć w jej obecności,

Poznał ją łatwo bez pomocy oka

I poczuł dawnej potęgę miłości

Przez skryty pociąg, jaki z niej wynikał.

Ledwo przez oczy tajemniczy skutek

Poczułem siły, co jak błysk z wysoka

Jeszcze zraniła mię w dzieciństwie mojem;

W lewą zwróciłem oczy z niepokojem,

Jak małe dziecko, co bieży i łowi

Matkę za rękę, czując strach lub smutek,

Aby te słowa rzec Wirgiliuszowi:

«Każda krwi kropla drży we mnie i pali,

Poznaję ślady dawnego płomienia».

Lecz już Wirgili znikł i był w oddali,

Wirgili, wódz mój i ojciec zarazem,

Który skłoniony jej słodkim rozkazem,

Aż tu mię przywiódł dla mego zbawienia.

Nawet raj ziemski po takim rozstaniu

Nie zmniejszył smutku; w łez moich wezbraniu

Twarz chociaż rosą omyta czyśćcową,

Z goryczy płaczu sczerniała na nowo.

— «Dante! że ciebie porzucił Wirgili,

Czegóż masz płakać? płacz hamuj tej chwili,

Łzy twe zachowaj na ból innej rany».

A jak admirał dbały o cześć flagi

Sam robi przegląd swej floty zebranej,

Nowotnym majtkom dodając odwagi,

Patrzy, jak wiążą kotew do powrozu;

Tak, gdy na brzmienie mojego imienia

Jam się odwrócił, a które tu wzmienia

Pieśń przez konieczność; z lewej strony wozu,

Już z uprzedniego znajoma widzenia,

Pośród aniołów godowego koła

Stała niewiasta i ku mnie bez przerwy

Z tej strony rzeki swe oczy zwracała,

Chociaż zasłona, spadając z jej czoła,

Gęsto dzierzgana liściami Minerwy

Większą część rysów jej twarzy skrywała;

Z gestem pogardy jak gniewna królowa,

Mówiła dalej, jak mówca, co chowa

Na koniec mowy najgorętsze słowa:

— «Patrz, a mnie poznasz, jam jest Beatryce!

Jak śmiałeś wstąpić na tę górę żywy,

Tu, kędy mieszka tylko duch szczęśliwy?»

Na jasne wody spuściłem źrenice,

Lecz je po chwili podniosłem od wody,

Patrząc w nią, wstyd mi czerwienił jagody.

Jak matka dziecku, tak ona surową

Wydała mi się, choć pełna słodyczy,

Czułem w pieszczocie jej słów jad goryczy.

Ona umilkła, a wzwyż nad jej głową

Poczęli nagle śpiewać aniołowie:

«W tobiem ja, Panie, położył nadzieję!»

Aż psalm na wierszu ucięli w połowie!

«Tyś mię postawił na miejscu przestronnem».

Jak śnieg na górach osiwiałych szronem,

Co od północy grodzą ziemię włoską,

Gdy tchnie słowacki wiatr, nagle twardnieje,

Potem promieniem rozmiękczony słońca

Płynie jak świeca w ogniu topniejąca;

Podobnie stałem z suchymi oczyma,

Przed posłyszeniem pieśni, której nuta

Zawsze wtór nutom sfer niebieskich trzyma.

Gdy się wsłuchawszy w melodyję boską,

Pojąłem w końcu, że ta pieśń współczuta

Zdradza współczucie ich nad moją troską

Większe, niż gdyby powiedzieli: «Siostro!

Dlaczego z nim się obchodzisz tak ostro?»

Lód, co me serce owiał chłodem mrozu,

Z zakrzepłym bólem, oczyma, ustami,

Topniejąc płynął westchnieniem i łzami.

Lecz ona w prawą obrócona z wozu,

Rzekła do istot litościwych nieba:

«Wasze w dniu wiecznym tak wielkie czuwanie,

Że wam nie kryje ni noc, ni zaspanie

Jednego kroku, co zrobi stulecie

Pielgrzymujące po doczesnym świecie.

Z większym staraniem i dłuższą daleko

Dam wam odpowiedź, jak dla was potrzeba,

Aby mię pojął płaczący za rzeką;

By błąd i boleść w nim jak dwa ciężary

Na jednej szali były jednej miary.

Nie tylko wpływem wielkich sfer i słońca,

Co każde ziarno prowadzą do końca,

Według gwiazd biegu; lecz przez łaski boże,

Których deszcz w duszę wsiąkając głęboko,

Lotne jej treści wznosi tak wysoko,

Że się wzrok do nich przybliżyć nie może,

On był w swym życiu nowym tak szczęśliwy,

Że wszelki nałóg prawy i godziwy

Mógłby w nim skutki wyrodzić cudowne.

Ale zły siewca ma plony nierówne,

Grunt złą uprawą często chwasty kryły,

Im więcej w sobie ma rodzajnej siły.

Czas jakiś, póki, a był to czas błogi,

Moje dziecinne świeciły mu oczy,

Wodziłam jego na tor prostej drogi:

Ale stanąwszy w progu mej młodości,

Gdy z ciała w życie wstąpiłam duchowe,

On mnie zapomniał dla innych piękności.

Gdy duch mój w piękność rósł i cnoty nowe,

W nim ciągle płowiał mój obraz uroczy.

Potem samochcąc zszedł na drogi krzywe,

Gonić dóbr ziemskich obrazy kłamliwe,

Co swych obietnic dotrzymać nie mogą.

Daremnie jego przez sny i natchnienia

Chciałam odwołać w przeszłość dlań tak błogą,

On spadł tak nisko! z środków wyczerpnionych

Pozostał jeden dla jego zbawienia,

Dać jemu poznać męki potępionych.

Dlatego otchłań zwiedziłam głęboką

Śmierci i grzechu! o czym wiecie sami,

By skłonić wodza prośbami i łzami,

Aby wprowadził jego tu wysoko.

Przedwieczny zakaz boży przez poetę

Byłby złamanym, gdyby przeszedł Letę

I chciał kosztować takich wód do syta,

Nie zapłaciwszy łzami skruchy myta».


Spis Treści: "Boska Komedia"

Pobierz: "Boska Komedia"

Źródło: http://wolnelektury.pl

Читайте також: Данте Аліг'єрі. Божественна комедія.

Читайте также: Данте Алигьери. Божественная комедия.


W górę

Poleć tę stronę znajomemu!

Przeczytaj teraz: