Chrześcijańska biblioteka. Boska Komedia. Raj: Pieśń IV. Chrześcijaństwo, katolicyzm, ortodoksja, protestantyzm. Boska Komedia.
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
Raj: Pieśń IV
   

Spis Treści: "Boska Komedia"


Dalszy ciąg. Pouczenie o istocie i stopniach błogosławieństwa i o wolnej woli.

Pomiędzy dwiema siedząc potrawami,

Umarłby z głodu człowiek, pan wyboru,

Gdyby z nich jednej nie przeżuł zębami.

Tak między dwoma drży jagnię wilkami,

Tak drży pies, wpadłszy między dwa rogale;

Tak zawieszony między dwa zwątpienia

Milczałem tylko, bom czuł mus milczenia,

Z czego bynajmniej ja się nie pochwalę.

Milczałem, ale był to chłód pozoru,

Z lic mych iskrzyła chęć pytania nowa

Goręcej, niżby buchnęła przez słowa.

Jak prorok Daniel przez wykład snu dziwny

Gniew ukołysał okrutnego króla,

Tak Beatrycze przez natchnienie boże

Zrobiła mówiąc: — «Ja widzę niemylnie,

Jak cię pociąga dwóch żądz prąd przeciwny;

Troska twa sama wiąże się tak silnie,

Że się na zewnątrz rozwinąć nie może.

Ty rozumujesz: gdy trwa dobra wola,

Dlaczego, gdy jej czyni gwałt kto drugi,

Maleje wartość jej własnej zasługi?

Jeszcze cię robak drugiej troski wierci,

Jakoby dusze wedle słów Platona

Do gwiazd rodzinnych wracają po śmierci.

Dwóch tych trosk w tobie walka niestoczona.

Wpierw zwalczę bronią mojego wykładu

Myśl, co najwięcej ma żółci i jadu.

Wśród Serafinów, co przed Panem panów

Najświetniej gorą, dwóch, czy jeden z Janów,

Samuel, Mojżesz nie mówię, Maryja,

Wszyscy jak duchy, których widzisz cienie,

Nie mają swoich stolic w drugim niebie:

Równie im świeci wiekuiste lato.

Lecz wszyscy pierwszą upiękniają sferę,

Słodycz ich życia równie się rozwija

I światło różnie wyiskrzają z siebie,

Według jak czują w sobie boże tchnienie.

Te duchy tu się pokazały na to,

Abyś przez znaki poznał prawdoszczere,

Jaka najniższa sfera ze sfer nieba.

Do waszych pojęć tak przemawiać trzeba,

Bo rozumowy wasz pogląd zawisły

Od sądu, jaki naprzód tworzą zmysły.

Dlatego pismo folgować wam umie,

Gdy boże oko, boża ręka mówi,

Nadając ludzki kształt Arcyduchowi;

Choć Pismo wcale rzecz inną rozumie.

I święty Kościół pod figurą ciała

Wam Gabriela przedstawia, Michała

I tego, co wzrok wrócił Tobiaszowi. —

Myśl, jaką Platon w usta Tymeusza

Wkłada o duszach, nic wspólnego nie ma

Z tym, co tu widzim; on mówi, jak mniema;

Mówi, że wraca do swej gwiazdy dusza,

Wierząc, że od niej oderwaną była,

Kiedy natura ją z formą łączyła.

Może w tym zdaniu inna myśl się chowa,

Zamiar, którego nie wydały słowa,

Godny nie żartu, lecz raczej podziwu.

Jeżeli przez to rozumie, że wpływu

Do swych sfer wraca chwała i nagana,

Jako odbity promień od zwierciadła;

Strzała być mogła dobrze celowana,

Od tarczy prawdy niedaleko padła.

Już źle pojęta zasada ta śmiała

Ledwo nie cały stary świat zbłąkała,

Który cześć Marsa, Jowisza ogłasza.

Druga wątpliwość, jaka tobą chwieje,

Mniej jadowita, zbić ją mam nadzieję.

Że ludziom zda się sprawiedliwość nasza

Niesprawiedliwą, w tym jest skarga stara,

Nie złość kacerska, lecz wątpiąca wiara.

A że tę prawdę twój rozum w lot zbada,

Wedle, jak żądasz, objaśnię cię rada.

Gdy gwałt przychodzi, cierpiąca go dusza,

Chociaż spokojnym żalem się zakrwawia,

Bez żadnej spółki z tym, który ją zmusza,

Gwałt jeszcze takiej duszy nie wymawia.

Wola, gdy nie chce, ma ognia naturę,

Gaś po sto razy, on wybucha w górę.

Więc gdy się wola mniej lub więcej zgina

Przed siłą, siły sługą być zaczyna:

Tak i te duchy mogły na wstyd siły

Wrócić za kratę, jednak nie wróciły.

Gdyby ich wola była tak wytrwała,

Jaka Wawrzyńca na żarach trzymała,

Co w ogniu rękę paliła Scewoli;

Czyżby nie mogły swe śluby przerwane

Dopełnić w miejscu, skąd były porwane?

Lecz arcyrzadka taka stałość woli!

Ten wykład, jeśliś doń ucha przykładał,

Twemu twierdzeniu cios ostatni zadał.

Lecz oto drugi ciebie błąd pokusza,

Z którego własna myśl cię nie wyzwoli:

Z tej walki mógłbyś wyjść cały znużony.

Błogosławiona, mówiłam ci, dusza

Kłamać nie może, ponieważ szczęśliwa

Przy pierwszej prawdzie najbliżej przebywa.

I w tym Pikarda, mówiąc, na myśl wbiegła

O Konstancyi, która wiernie strzegła

Niepokalaną miłość dla zasłony.

Stąd w słowach naszych, z mojej i z jej strony,

Mógł cię uderzyć pozór przeciwieństwa.

Często się zdarza, że trwogą przejęci

Ludzie, chcąc uciec od niebezpieczeństwa,

To, co źle robią, robią mimo chęci.

Masz z matkobójcy przykład, z Alkmeona,

Który uległszy powadze ojcowskiej,

Stał się bezbożnym z miłości synowskiej.

Chcę, abyś myślał, że wina zrodzona

Z przymierza woli i siły gwałcącej,

Niczym nie zetrze plamy ją hańbiącej.

Bezwarunkowej woli gwałt nie złamie

I na zło tylko o tyle przyzwala,

Ile ją bojaźń od dobra oddala.

Więc gdy Pikarda uprzednimi słowy

Orzekła woli moc bezwarunkowej,

Poznałeś drugą wolę z mej rozmowy;

Dowód, że prawdzie z nas żadna nie kłamie».

Tak dźwięcząc, płynął szmer świętego zdroju

Z krynicy, z której wszelka prawda tryska,

Aż obie żądze zgasił mi w pokoju.

«Kochanko boża! Gdy deszcz słów twych leje,

Duch mój w nim rzeźwo kąpie się i grzeje:

Skąpy lśni promień z uczuć mych ogniska,

Aby twej łasce sprostać choć w połowie,

Niech ten, co może, za mnie ci odpowie.

Rozum nasz nigdy, jak łakome dzieci,

Niesyt, póki się prawdą nie oświeci,

Za którą każda inna prawda kłamie;

Gdy w jego oku jej promień się złamie,

W niej odpoczywa, jak zwierzę w swej jamie:

Przeciwnie, pogoń żądz naszych daremna

Nas by strawiła jak febra tajemna.

Wskutek tej żądzy wątpienie wynika

Z podnóża prawdy jak latorośl dzika

I coraz wyżej i wyżej powiewa,

Aż nim doścignie do wierzchołka drzewa

To mnie ośmiela, o Pani! w tej chwili

O drugą prawdę zapytać w pokorze,

Której blask dla mnie zakrywa błąd gruby:

Chcę wiedzieć, człowiek czy złamane śluby

Zastąpić godnie innym ślubem może,

Gdy szalę jego ciężarem przechyli?»

Ona spojrzała oczyma boskimi,

W nich żar miłości pałał tak uroczy,

Że jego blaskiem zwyciężone oczy

Jak przelękniony spuściłem do ziemi.


Spis Treści: "Boska Komedia"

Pobierz: "Boska Komedia"

Źródło: http://wolnelektury.pl

Читайте також: Данте Аліг'єрі. Божественна комедія.

Читайте также: Данте Алигьери. Божественная комедия.


W górę

Poleć tę stronę znajomemu!

Przeczytaj teraz: