Articles for Christians at TrueChristianity.Info. Mity wokół średniowiecza (cz. II) Christianity - Articles - Karty historii Kościoła
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
Mity wokół średniowiecza (cz. II)
   

Autor: Grzegorz Kucharczyk,
Miłujcie się! 1/2010 → Karty historii Kościoła



Kolejną „czarną kartą” średniowiecznego Kościoła – obok inkwizycji i „zacofania” wieków średnich – wedle jego krytyków miały być krucjaty. Jednym z pierwszych autorów tej czarnej legendy wypraw krzyżowych był Marcin Luter, który pisząc o krucjatach, przyznawał, że „gdybym był żołnierzem i jako sztandar wojskowy widział herb jakiegoś księdza lub krzyż, nawet gdyby to był krucyfiks, uciekałbym, jakby mnie diabeł gonił”...

„Czarna legenda” krucjat

Dla Lutra nie tak bardzo liczył się „grób, którym władają Saraceni” [chodzi o Święty Grób Chrystusa w Jerozolimie – przyp. mój: G.K.], jak Biblia mordowana i grzebana przez „papistów”, „której ciało strzeżone jest przez inkwizytorów”. Według niemieckiego reformatora ekspansja muzułmanów w Europie powinna być traktowana jako kara Boża, a nie jako zagrożenie; jako kara za grzechy „papistów” (czyt. katolików).

Epoka oświecenia na nowo podjęła krytykę wypraw krzyżowych i do dzisiaj – trudno się oprzeć temu wrażeniu – dla wielu krytyków krucjat najbardziej miarodajny jest sposób myślenia o tych wydarzeniach podany przez oświeceniowców. Edward Gibbon – XVIII-wieczny historyk brytyjski, autor monumentalnej Historii upadku cesarstwa rzymskiego – stwierdzał więc, że „zasadą krucjat był dziki fanatyzm, a najważniejsze rezultaty były analogiczne do samej sprawy (…). Wiara katolików została zepsuta nowymi legendami (…). Aktywny duch łacinników żerował na witalności ich rozumu i religii… Życie i wysiłki milionów, którzy zostali pochowani na Wschodzie, z większym pożytkiem byłyby wykorzystane na rzecz poprawy ich własnych krajów”.

Z kolei Denis Diderot, autor Encyklopedii – biblii francuskich oświeceniowców, tak wyjaśniał przyczyny zwołania I krucjaty w 1095 r.: „Nikt by nie przypuszczał, że przyjdzie czas tak głębokich ciemności i tak wielkiego otępienia ludów i władców co do ich prawdziwych interesów, że jedna część świata ruszy do małego zakątka, by wymordować jego mieszkańców i zawładnąć kawałkiem skały, niewartym nawet kropelki krwi”.

Zauważmy, że krytyka krucjat była tutaj pretekstem dla zamanifestowania pogardliwego stosunku Diderota do chrześcijaństwa w ogóle (Grób Chrystusa jako „kawałek skały, niewarty nawet kropelki krwi”). Dalej autor oświeceniowej Encyklopedii zaproponował własne wyjaśnienie celów krucjat: „Krucjata służyła zadłużonym, by nie spłacać swoich długów; złoczyńcom, by ujść karze za swoje zbrodnie; niezdyscyplinowanym duchownym, by zrzucić jarzmo własnego stanu; nieposłusznym mnichom, by opuścić swoje klasztory; upadłym kobietom, by tym swobodniej prowadzić swoje życie. Widać z tego, że krzyżowców istotnie musiało być wielu”. Również skutki krucjat – według Diderota – były opłakane. Dla Europy oznaczały one bowiem „wyludnienie, wzbogacenie się klasztorów, zubożenie szlachty, ruinę dyscypliny kościelnej, zarzucenie rolnictwa, nieskończoność udręk czynionych pod pretekstem naprawienia tych szkód”.

Długa historia idei krucjatowej

Jak już zaznaczyłem, wystarczy przejrzeć większość dostępnych monografii o krucjatach na rynku, by się przekonać, że sposób myślenia Lutra i Diderota (czy Gibbona) o wyprawach krzyżowych jest ciągle dominującym sposobem interpretowania tego ważnego wydarzenia w dziejach chrześcijaństwa. Bo trzeba pamiętać – o czym krytycy zdają się zapominać – że krucjaty nie były jakąś tragiczną aberracją, incydentem w dziejach wyznawców Chrystusa, ale były zjawiskiem mającym ponadpięćsetletnią historię; i to nie tylko na Zachodzie, ale i na Wschodzie.

Walczący w I połowie VII wieku z Persami w obronie Ziemi Świętej i relikwii Prawdziwego Krzyża bizantyjski cesarz Herakliusz traktował tę wojnę jako wojnę w obronie Wiary i Krzyża. Co ciekawe, już wtedy wojna ta ze strony chrześcijan była wojną obronną (agresorami byli Persowie, którzy dokonali rzezi chrześcijan w Ziemi Świętej i zabrali relikwie Prawdziwego Krzyża).

Po kilkudziesięciu latach przyszła kolejna, o wiele groźniejsza fala antychrześcijańskich agresorów – muzułmanie. Począwszy od lat 30. VII wieku, przez następnych kilkadziesiąt lat dokonali oni systematycznego podboju ziem chrześcijańskich: Azji Mniejszej, Syrii, Egiptu, Afryki Północnej, Hiszpanii oraz południowej Galii (Francji). Zajęli również Ziemię Świętą. Należy przy tym pamiętać, że te podbite terytoria nie były peryferiami chrześcijaństwa, jego obrzeżami, ale odwrotnie: były terenami, gdzie od wieków kwitło życie chrześcijańskie i chrześcijańska kultura. Takie miasta, jak Antiochia w Syrii, Hippona w Afryce Północnej czy Sewilla w Hiszpanii, cała Kapadocja w Azji Mniejszej, nie mówiąc już o Ziemi Świętej – od zawsze były związane z życiem Kościoła jako siedziby najstarszych biskupstw, miejsca nauczania ojców i doktorów Kościoła.

Pamiętajmy jeszcze o jednym: agresji muzułmańskiej w Europie nie powstrzymał dialog międzyreligijny, ale zwycięstwo Franków w bitwie z Arabami pod Poitiers w 732 r. Zresztą zwycięstwo to nie oznaczało likwidacji zagrożenia. W roku 846 muzułmanie – operujący z opanowanej przez siebie południowej Italii oraz Sycylii – dokonali najazdu na Rzym, niszcząc Bazylikę św. Piotra (i konfesję Księcia Apostołów) oraz Bazylikę św. Pawła za Murami. Wyobraźmy sobie, co by było, gdyby wojska chrześcijańskie dokonały analogicznego najazdu na Mekkę i zniszczyły znajdujący się tam najświętszy dla muzułmanów meczet. Jak długo Kościół musiałby przepraszać za grzechy swoich synów!

Tak więc chrześcijanie, zarówno na Zachodzie, jak i na Wschodzie (w VIII i IX wieku Konstantynopol zwycięsko odparł oblężenia Arabów) – chcąc nie chcąc – przyzwyczajali się do tego, że pojęcie „rycerstwa Chrystusowego” (militia Christi) nie tylko ma swoje tradycyjne znaczenie w odniesieniu do mnichów podejmujących walkę duchową za murami klasztorów, ale również walkę w najbardziej dosłownym sensie: walkę podjętą w obronie swojej wiary. I w tym sensie wyprawy krzyżowe były traktowane jako wojna sprawiedliwa. W tym kontekście warto przytoczyć wątek polski.

W XV wieku – pod koniec średniowiecznej epoki – to polscy myśliciele: Stanisław ze Skarbimierza i Paweł Włodkowic (obydwaj księża profesorzy z Akademii Krakowskiej), opracowali teorię wojny sprawiedliwej jako część międzynarodowego prawa narodów (ius gentium). Odbywało się to w kontekście wojny Polski z Krzyżakami i polscy profesorowie uzasadniali prawo Polski do odparcia krzyżackiej agresji, korzystając nawet z pomocy „schizmatyków” (prawosławnych) i pogan (Tatarów), bo takie kontyngenty walczyły po stronie Jagiełły i Witolda pod Grunwaldem. Sytuacja była o tyle delikatna, że Krzyżacy byli przecież zakonem rycerskim (Zakon Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie), wyrosłym z krucjatowej epoki. Co ciekawe jednak, Polacy nie kwestionowali zasadności wypraw krzyżowych jako takich. Stanisław ze Skarbimierza w swoim głoś­nym traktacie O wojnie sprawiedliwej (De bellum iustum) wyjaśniał: „I nie przeszkadza to, że papież nadaje odpusty tym, którzy wyprawiają się przeciw Saracenom dla odzyskania Ziemi Świętej. Ona bowiem jest uświęcona narodzeniem, mieszkaniem i śmiercią Jezusa Chrystusa, a ponieważ w niej jest czczony nie Chrystus, ale zdradliwy Mahomet, godzi się, aby toczono walkę w celu jej odzyskania, gdyż jest otaczana czcią przez chrześcijan”.

„Zbrojna pielgrzymka”

Właśnie motyw religijny – czyli miłość do Ziemi Świętej jako miłość do ziemskiej ojczyzny Chrystusa, cześć dla Jego Grobu, bo ten Grób był pierwszym świadkiem Zmartwychwstania – legł u najgłębszych podstaw zwołania i niesłabnącej przez wieki popularności krucjat. Jak pisał św. Bernard z Clair­vaux – doktor Kościoła i wielki propagator II krucjaty (I połowa XII wieku): „Bądź pozdrowione, miasto święte, które Najwyższy poświęcił na swój przybytek, przez które i w którym uratuje się to pokolenie. Bądź pozdrowione, miasto wielkiego Króla, w którym nigdy nie brakło nowych i radosnych cudów… Bądź pozdrowiona, ziemio obiecana, która, płynąc mlekiem i miodem, zapewniasz pożywienie i lekarstwo – dawniej swoim mieszkańcom, dziś całemu światu. Ziemio najlepsza, która przyjęłaś ziarno niebieskie ze spichlerza serca Ojcowskiego, zaowocowałaś obfitością męczenników, a potem wydałaś po całej ziemi plon wiernych z każdego rodu”.

Tak pojmowana miłość do Jerozolimy i Ziemi Świętej była przyczyną ożywienia w X i XI wieku ruchu pielgrzymkowego z Zachodu do ziemskiej ojczyzny Chrystusa (szczególne nasilenie tego ruchu przypadło na lata wokół roku 1000 i 1033 – tysiąclecia od narodzin Chrystusa oraz millennium Męki i Zmartwychwstania). Pielgrzymi niejednokrotnie – już w obrębie Ziemi Świętej – byli narażeni na napaści ze strony muzułmanów, a poza tym mogli się naocznie przekonać, co w praktyce oznaczają rządy muzułmanów nad Miejscami Świętymi. Na początku XI wieku, na polecenie kalifa Al-Hakima, została zburzona bazylika Grobu Świętego w Jerozolimie.

Cytowane słowa św. Bernarda pochodzą z jego traktatu Pochwała nowego rycerstwa, będącego wielką zachętą pod adresem rycerstwa do wstępowania w szeregi zakonów rycerskich. Słowa i postać Doktora Miodoustego (jak nazywany jest św. Bernard) przypominają również, że krucjaty to dzieło świętych. Zresztą początkowo obowiązywała nazwa „zbrojna pielgrzymka”, a nie „krucjata”, by tym bardziej oddać religijny charakter wyprawy. Błogosławiony Urban II zwołał w 1095 r. I krucjatę, II krucjatę organizował bł. Eugeniusz III, a propagował ją św. Bernard. Król Francji św. Ludwik IX w XIII wieku był organizatorem i uczestnikiem dwóch wypraw krzyżowych. Krzyżowcem avant la lettre czuł się papież św. Grzegorz VII, który w liście z 1074 r. wzywał władców Zachodu, by pospieszyli ze zbrojną pomocą chrześcijanom na Wschodzie zagrożonym kolejną falą ekspansji muzułmanów (Turków seldżuckich).

Otóż chęć niesienia pomocy zagrożonym wschodnim chrześcijanom – obok motywu religijnego i obrony Zachodu – była kolejną istotną przyczyną zaistnienia ruchu krucjatowego. Bezpośrednio przed zwołaniem I wyprawy do papieża Urbana II przybyło poselstwo bizantyjskiego cesarza Aleksego II, który prosił biskupa Rzymu o zorganizowanie pomocy dla Bizancjum. Prośba ta została wysłuchana w geście rzeczywistego ekumenizmu (przypomnijmy: od roku 1054 Kościół wschodni znajdował się w stanie schizmy od Rzymu). Dodajmy, że przez niemal dwieście lat obecność krzyżowców w Ziemi Świętej skutecznie powstrzymywała ekspansję muzułmanów w głąb Europy. Nieprzypadkowo ekspansja Turków osmańskich na nasz kontynent (w pierwszej kolejności na Bałkany) rozpoczęła się na początku XIV wieku, dosłownie kilka lat po upadku Akki (w 1291 r.) – ostatniego bastionu krzyżowców w Ziemi Świętej.

Krzysztof Kolumb i ostatnia krucjata

W 1453 r. Turcy zdobyli Konstantynopol (nasz Jan Długosz pisał na wieść o tym, że „chrześcijaństwu wyłupiono jedno z oczu”). Mimo to nie zniknęła chęć odzyskania Grobu Chrystusa dla chrześcijan. Nie kto inny jak Krzysztof Kolumb zapisał w swoim diariuszu po powrocie z podróży, która zakończyła się odkryciem przez niego Ameryki (choć genueńczyk był przekonany, że odkrył drogę morską do Indii): „W tej podróży do Indii Pan nasz zechciał dokonać ewidentnego cudu, by pocieszyć mnie i innych, gdy chodzi o tę inną podróż, do Grobu Świętego”. Kolumb spodziewał się, że znajdzie w „Indiach” (faktycznie w Ameryce) złoto, które pozwoli sfinansować krucjatę do Ziemi Świętej. Jeszcze w 1518 r. – tuż po zawarciu pokoju między Anglią a Francją – papież Leon X pisał: „Raduj się, Jerozolimo, bo można mieć nadzieję na twoje wybawienie”. Słowa te padły jednak już w zupełnie innej epoce. Rok wcześniej Marcin Luter rozpoczął swoją wojnę z „Nierządnicą Babilonu” (jak nazywał Kościół założony przez Jezusa Chrystusa).

Rzecz jasna, nie chodzi tutaj o bezkrytyczną apologię krucjat. Trudno zapomnieć przecież tragiczny rok 1204, gdy krzyżowcy (znęceni przez wenecjan) zamiast do Ziemi Świętej udali się pod mury Konstantynopola, który zdobyli i splądrowali. Czyn ten został natychmiast potępiony przez ówczesnego papieża Innocentego III (powtórzył to w 2000 r., przebywając w Grecji, papież Jan Paweł II). Cios w Bizancjum był wszakże ciosem w same fundamenty idei krucjatowej, która od początku głosiła i praktykowała pomoc dla Kościoła wschodniego.

Warto jednak pamiętać, że wyprawy krzyżowe to nie jest epizod w dziejach Kościoła (na Zachodzie i Wschodzie), że zostały one wywołane agresją muzułmańską (na Zachodzie i Wschodzie), że skupiły w swoich szeregach setki tysięcy chrześcijan, a w dzieło to angażowali się święci. Bo nie można było brać udziału w „zbrojnej pielgrzymce”, nie będąc człowiekiem wierzącym, dla którego Betlejem, Nazaret i Grób w Jerozolimie coś znaczą, a nie są tylko turystyczną atrakcją. I to jest chyba najgłębsza przyczyna niezrozumienia wypraw krzyżowych przez ich krytyków – począwszy od reformacji i oświecenia. Jak można bronić Grobu Chrystusa, nie wierząc w Chrystusa?

Grzegorz Kucharczyk

Przeczytaj także część I i III .

Zamów prenumeratę

Jeśli jesteś zainteresowany pobraniem całego Numeru w formacie PDF



Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.


Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku


Top

Poleć tę stronę znajomemu!


Przeczytaj teraz: