Articles for Christians at TrueChristianity.Info. O tym, dlaczego chłopcy chcą poczekać z seksem do ślubu Christianity - Articles - Młodzież
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
O tym, dlaczego chłopcy chcą poczekać z seksem do ślubu
   

Autor: Jan Bilewicz,
Miłujcie się! 1/2005 → Młodzież



Cześć! Jakiś czas temu – jak może pamiętacie – napisałem list o tym, dlaczego dziewczyny chcą zachować czystość przedmałżeńską. Było to podsumowanie ankiety, jaką przeprowadziłem wśród moich przyjaciół, zarówno dziewcząt jak i chłopców. Dzisiaj więc kolej na relację z tego, co napisali chłopcy. Są w wieku 17 – 23 lat. Każdy z nich wymienił przynajmniej 5 argumentów (najwięcej 10) za czystością. Widać, że sprawę mają dobrze przemyślaną. Najczęściej padały 2 argumenty: że nieczystość jest ciężkim grzechem i że prowadzi do chorób, w tym AIDS. Przedstawię teraz najciekawsze wypowiedzi i krótko je skomentuję. 

Zachowuję czystość, bo istnieje coś takiego, jak wierność przedmałżeńska. Muszę przed małżeństwem pozostać wierny swojej przyszłej żonie.

Wiemy, oczywiście, co to jest wierność małżeńska. Ale co to jest wierność przedmałżeńska? Nikt o tym przecież nie mówi. Tabu, czy co? Nie spodziewaj się, że powiedzą coś o takich rzeczach w telewizji albo napiszą w zwykłych gazetach. Tam propaguje się nawet niewierność małżeńską, a cóż dopiero przedmałżeńską. Słusznie mówi stare polskie przysłowie: Jaki pan, taki kram.

Wyobraź sobie następującą sytuację: kilkanaście lat po maturze spotykasz na ulicy swojego dawnego kolegę ze szkoły. Nie widzieliście się od matury. Teraz jesteś już żonaty, masz dzieci i prowadzisz ustabilizowane życie rodzinne. Idziecie na kolację do restauracji. Macie sobie tyle do opowiedzenia! Po kilku toastach za zdrowie dawnych profesorów zaczynacie snuć wspomnienia.

Kolega mówi w pewnej chwili, że zna twoją żonę i że kiedyś przez krótki czas nawet z nią chodził. Miał straszną ochotę na seks, ale nic z tego nie wyszło. Mówiła stanowczo, że wprawdzie jej się podoba, ale intymność rezerwuje tylko dla męża.

Jak byś się czuł? Nie byłbyś dumny ze swojej żony? Każdy chciałby mieć taką żonę, która potrafiła poczekać na niego! I każda – nawiasem mówiąc – chciałaby mieć takiego męża, który nawet przed małżeństwem dochował jej wierności.

A teraz inny scenariusz. Kilkanaście lat po maturze spotykasz na ulicy dawnego kolegę ze szkoły. Idziecie na kolację. Wino trochę ułatwia zwierzenia. I nagle kolega zaczyna mówić, że kiedyś chodził z twoją żoną. Wiedział, że podkochiwała się w nim. Kiedy zaproponował seks, nie robiła problemów. A potem jeszcze opowiedział kilka pikantnych szczegółów o tym, gdzie i jak to robili… Jakbyś się czuł? Nie czułbyś się zdradzony? Istnieje coś takiego jak wierność przedmałżeńska?

Powie ktoś, że żona nie musi wiedzieć o tym, co robił mąż w przeszłości, ani mąż, co robiła jego żona, a sytuacja taka, jak wyżej opisana, rzadko się zdarza. Odpowiem takim przykładem: jeżeli w małżeństwie mąż zdradza żonę, a ona nic o tym nie wie, to ich czy relacje są w takim porządku, jak wtedy, kiedy jej nie zdradzał? Miłość będzie na tym samym poziomie? No, nie! On i tak nosi w swoim sercu tę zdradę i przez to relacje małżeńskie będą okaleczone.

Wróćmy do poprzedniej sytuacji. „Gruba kreska” nie załatwia problemu złej przeszłości. Oto rozpoczynamy nowe życie i nie rozmawiamy o tym, co wydarzyło się kiedyś. Cóż by to była za miłość? Najbliższa mi na świecie osoba ma jakieś zastrzeżone rewiry, do których nie mam wstępu i odwrotnie – ja mam tajemnicę przed nią. Jakże moglibyśmy być sobie najbliżsi? Miłość polega m.in. na mówieniu sobie o wszystkim. Bez szczerości nie ma prawdziwej miłości.

Kłamstwo w takim przypadku jest jeszcze gorszym rozwiązaniem. Czy można budować swoją przyszłość na kłamstwie?

Znacznie lepiej byłoby przyznać się do błędów i szczerze przeprosić za przedmałżeńskie niewierności. Coś takiego trzeba zrobić koniecznie przed ślubem. Tego wymaga zwykła uczciwość. Narzeczeni muszą znać przeszłość osób, z którymi mają się związać do końca życia. Oczywiście, przeprosiny to jedna sprawa, druga natomiast to racjonalna ocena, czy ktoś, mimo żalu w tej chwili, będzie w stanie dochować przyrzeczeń małżeńskich, skoro miał wcześniej iluś partnerów czy ileś partnerek. Uczył się przecież, może przez lata, niewierności. Czy teraz nagle będzie umiał zmienić swój styl myślenia i postępowania? To, co robiliśmy w przeszłości, wpływa w dużym stopniu na naszą teraźniejszość i przyszłość.

Jak widzisz, pojawia się sporo komplikacji. Najlepiej, żeby narzeczony mógł szczerze wyznać narzeczonej i odwrotnie: „Zawsze byłem(-am) ci wierny(-a)”. Prawda?

       Doraźne przyjemności nie są dla mnie najważniejsze. Bynajmniej nie staram się wycisnąć z każdego dnia maksimum przyjemności.

Chciałoby się zapytać: A co jest dla ciebie ważniejsze niż doraźna przyjemność? Często lepiej zdobyć trwalszą, pełniejszą i głębszą przyjemność, a z chwilowej zrezygnować.

Spójrz na sportowców na olimpiadzie w Atenach. Długo musieli się przygotowywać. Na pewno każdy z nich miał za sobą całe miesiące intensywnych treningów. Tyle pracy, wyrzeczeń i poświęceń! Teraz niektórzy cieszą się medalami, a choćby nawet ich nie zdobyli, cieszą się samym uczestnictwem w igrzyskach. Do końca życia wspomnienie tych dni budzić będzie w nich radość. Nawet treningową harówkę będą wspominać z sympatią. Z całą pewnością. To, co było trudne, zmieniło się w radość.

A gdyby zamiast trenować, chodzili dla przyjemności na piwo, dyskoteki i w ogóle żyli sobie na luzie? Osiągnęliby jakiś sukces? Doświadczyliby doraźnej przyjemności, ale olimpiadę oglądaliby w telewizji, plując sobie w brodę. Mieli taką szansę i zmarnowali ją.

Pomyśl o narzeczonych, którzy postanawiają zachować czystość przedmałżeńską. Sporo ich to oczywiście kosztuje, ale w dzień ślubu mają szczególną radość. Będzie ona już trwała zawsze. Kto wie, czy ta radość nie jest większa, niż olimpijczyków, stojących na podium. Zdobyli coś więcej niż złoty medal. Zdobyli trwałe dobra. Nauczyli się ns przykład pokonywać swój egoizm, czyli kochać. Nagrodą za czystość przedmałżeńską jest miłość. Cóż może być większego niż ona?! Przedmałżeńskie wyrzeczenia będą wspominać z sentymentem. Tak się zawsze wspomina trudy zmagania o dobro.

A gdyby poszli za doraźną przyjemnością, to takie olimpijskie małżeństwa mogliby sobie najwyżej pooglądać w telewizji. O pardon, w telewizji takich małżeństw nie pokazują. Temat tabu.

Zachowuję czystość, bo mam dużo pochłaniających mnie zainteresowań i chcę je rozwijać.

Wielu może powiedzieć odwrotnie: Seks mnie tak pochłania, że nie mam ani ochoty, ani sił, ani czasu rozwijać swoich zainteresowań. Czy Edison, Pasteur, Einstein i inni mogliby rozwinąć swój twórczy potencjał, gdyby trwonili czas i energię na poszukiwanie seksualnych przyjemności? Gdyby nie narzucili sobie dyscypliny, zostaliby bardzo przeciętnymi ludźmi, a nie wielkimi naukowcami – dobroczyńcami ludzkości. Cywilizacja, w której przyszło nam żyć, czyni niestety wielu nieprzeciętnych ludzi bardzo przeciętnymi, wikłając ich w grzech nieczystości. Grzech zawsze pomniejsza człowieka. Mówi się o „cywilizacji śmierci” nie tylko dlatego, że propaguje przemoc, aborcję, eutanazję itd., ale także dlatego, że uśmierca, zwłaszcza w młodych, ich ideały, talenty, wolność, nadzieję, miłość, życie Boże.

Ważne jest, by odkrywać swoje zainteresowania i pasje, czy to naukowe, czy to artystyczne, religijne, społeczne, sportowe – konstruktywne, rozwijające i satysfakcjonujące. Rozwijać je z pożytkiem dla siebie i innych.

Pasjonować się oglądaniem gołych panienek w Internecie albo podrywaniem łatwych dziewczyn w dyskotekach potrafi każdy głupi. Wielką pasję do płci przeciwnej ma nawet pies Burek.

Sztuką natomiast jest umieć odnaleźć, co cennego Pan Bóg złożył w naszym sercu. Każdy otrzymał jakiś talent. Mówi o tym wyraźnie Pan Jezus (por. Mt 25, 14 -30). Znalazłeś go? Zastanów się, co lubisz robić, w czym byłbyś dobry, o czym marzysz. Nie chodzi o to, co modne, na topie albo co przyniesie Ci jakąś korzyść. Chodzi o to, co jest głęboko twoje.

Krzysztof na przykład kocha góry i spędza tam każdą wolną chwilę. Po studiach planuje wyremontować jakąś chałupę i założyć w niej małe schronisko. Gdyby się nie udało, chce zostać ratownikiem GOPR-u.

Ania ze swym chłopakiem w weekendy pracują jako wolontariusze w hospicjum. Lubią robić coś dla innych.

Wojtek wypożyczył na wakacje mikroskop ze szkoły. Zachwyca się przyrodą. Mawia: „Jak to Pan Bóg wszystko pięknie stworzył!”.

„Biedronka” z Kłodzka uwielbia grać na pianinie. Teraz już studiuje w wyższej szkole muzycznej. Będzie z pewnością szczęśliwa jako muzyk.

Inni nie mają jeszcze sprecyzowanych zainteresowań. W szkole przykładają się do wszystkich przedmiotów i nie mają czasu na głupstwa. Nawet nie przypuszczają, jak dobre to przyniesie owoce. Oczywiście, młodość to czas niezwykle ważny. Jeśli dobrze się ją przeżyje, zbierać się będzie dobre owoce przez całe życie. Źle się przeżyje, będzie się zbierać złe plony. Co się sieje, to się zbiera.

Przeciętność, łatwizna i płycizna nie interesują mnie. Lubię trudne wyzwania.

       Jestem odporny na mody. Zdrowe ryby płyną pod prąd, z prądem – zdechłe.

Ci dwaj to są goście! Superliga europejska, dokładne przeciwieństwo „telewizyjnych osobowości”! Potrafią myśleć samodzielnie i wymagać od siebie. Poszukują prawdy, a nie kierują się bezmyślnie modą czy różnymi reklamowanymi hasełkami w rodzaju: „Mamy wolność”, „Teraz tak się żyje” albo „Wszyscy tak robią”. Wiedzą, co jest dobre, a co złe. Przedmałżeński seks jest dla nich łatwizną i płynięciem z prądem propagandy popkultury. Nie zmarnują życia. Zrobią z niego coś pięknego i niepowtarzalnego. Na pewno nie będzie to popkulturowa sztampa.

A co to jest „telewizyjna osobowość?”. To osobowość ukształtowana przez „telewizornię”: bierna, nastawiona na konsumpcję, nieskłonna do myślenia, bezkrytyczna. Oglądanie telewizji kształtuje widzów. Jak wiesz, są tacy, którzy mogliby nie ruszać się sprzed telewizora, choćby przez najbliższe trzy lata, gdyby tylko dostarczać im regularnie jedzenie, picie i nocnik. Z wielkim nabożeństwem w dzień i w nocy adorują swój najświętszy telewizor.

Wielki polski filozof, Roman Ingarden, zajmujący się m.in. kulturą i jej oddziaływaniem na człowieka napisał: „Jeżeli nasze dzieła są wysokowartościowe, piękne, duchowo bogate, szlachetne i mądre, my sami przez nie mądrzejemy, a jeżeli niosą w sobie ślady zła, szpetoty i niemocy, choroby i obłędu, stajemy się pod ich wpływem gorsi, ubożsi, słabsi lub chorzy…”. Cytat roku! No i jaki może stać się człowiek przez obcowanie wiele godzin dziennie z dziełami produkowanymi przez najpopularniejsze stacje telewizyjne? Mądrzejszy, szlachetniejszy, bogatszy duchowo czy gorszy, słabszy, głupszy i chory?

Bardzo wiele mówi w tym względzie ostatnie hasło reklamowe jednej ze stacji telewizyjnej. Ogłasza ona mianowicie, że na jej kanale nastąpił: „Koniec grzecznej telewizji”. Zauważyłem, że całkiem podobnie reklamuje się pewna agencja towarzyska w Katowicach: „U nas jest naprawdę niegrzecznie”. Cóż za zbieżny sposób myślenia w obu instytucjach!

Dom jest dla mnie azylem, sanktuarium, miejscem odpoczynku, modlitwy, pielęgnowania miłości rodzinnej. Nie na darmo mówi się o „domowych kościołach”. Telewizja za przyzwoleniem wielu – jak deklarują – wierzących w Chrystusa wprowadziła do tych „domowych kościołów” atmosferę spelunek gangsterów i prostytutek, morderców, zboczeńców i wszelkiego rodzaju psychopatów. Przez telewizję jak z ambony trwa w tych „domowych kościołach” nieustanna reklama ateistycznego stylu życia, a także gromki głos ateistów, napadających na Kościół. Jaka profanacja!

Pewien prawosławny mnich, żyjący w XVII wieku, prorokował, że przyjdzie czas, kiedy diabeł będzie przebywał w domach wiernych. Znakiem jego obecności będą żelazne rogi na dachach ich domów. Rzeczywiście!

Myślisz, że jestem w ogóle przeciwko telewizji? Bynajmniej! Problem raczej w tym, że jest ona często w niewłaściwych rękach. We właściwych rękach, oglądana z umiarem, mogłaby nas czynić lepszymi, mądrzejszymi, piękniejszymi, zdrowszymi. Z drugiej strony faktem jest, że nikt nikogo nie zmusza do oglądania barachła. Ludzie czynią to sami, najpierw z własnego wyboru, a potem już z uzależnienia. Zło bowiem uzależnia.

Zachowuję czystość, bo wiem, że teraz potrafiłbym tylko wykorzystać dziewczynę. Nie jestem dojrzały do odpowiedzialnej miłości.

Z zasady nie należy wykorzystywać dziewczyn, choćby były głupie i same tego chciały.

Jedni postępują tak: jest okazja – to się wypije, jest okazja – to się ukradnie albo weźmie łapówkę, jest okazja – to się wykorzysta dziewczynę. Inni mówią: „Nie, dziękuję, nie piję”, „Nie, dziękuję, nie przyjmuję żadnych kopert”, „Nie wykorzystuję łatwych dziewczyn”, „Nie oglądam pornografii”. Są tacy i tacy. Jedni kierują się w życiu Bożymi zasadami, inni popędami, zachciankami, kaprysami albo wprost kieruje nimi diabeł. Jedni mają mocny moralny kręgosłup, inni mają kręgosłup jak meduza. Ci drudzy zawsze mówią, że pierwsi są głupi, bo nie biorą, nie korzystają z okazji itd. A kto w rzeczywistości jest głupi?

W czytaniach liturgicznych na święto św. Stanisława Kostki, patrona młodzieży, który z pewnością też wiele razy był nazywany „głupim”, znajduję takie słowa z Księgi Mądrości: „Z bojaźnią przyjdą zdać sprawę z win swoich, a w twarz ich oskarżą własne nieprawości. Wtedy sprawiedliwy stanie z wielką śmiałością przed tymi, co go uciskali i mieli w pogardzie jego trudy. Gdy ujrzą, wielki przestrach ich ogarnie… Powiedzą pełni żalu do samych siebie, będą jęczeli w utrapieniu ducha: To ten, co dla nas, głupich, niegdyś był pośmiewiskiem i przedmiotem szyderstwa…” (Mdr 4, 20-5, 4)

Walczę o czystość, bo: „Tylko serce czyste może w pełni dokonać wielkiego dzieła miłości, jakim jest małżeństwo”. Powiedział te słowa Jan Paweł II. Nauczyłem się ich na pamięć. Zależy mi na udanym małżeństwie i rodzinie. Nie zawiodę się. Wiem komu uwierzyłem.

Już kilkakrotnie starałem się wytłumaczyć, dlaczego tylko serce czyste zdolne jest do małżeństwa, m. in. w liście do dziewcząt pt. O normach seksualnych i nienormalnych seksuologach. Zwolennicy rozpusty nawet nie mówią o małżeństwie. Jak mają mówić? Nie są w stanie ani go stworzyć, ani nawet zrozumieć jego istoty. Maksimum na jakie ich stać, to tymczasowe związki. Właśnie nic innego, jak rozwiązłość doprowadziła ich do takiego stanu.

Nieczystość jest egoizmem, a prowadzenie rozwiązłego życia – ćwiczeniem się w egoizmie. Egoizm – z kolei – przeciwstawia się miłości. Egoista nie potrafi kochać, a miłość jest niezbędna do założenia trwałego, rozwijającego się małżeństwa i rodziny. Tak można by powiedzieć w największym skrócie.

Chciałbym natomiast zatrzymać się na chwilę nad ostatnimi zdaniami powyższej wypowiedzi: „Nie zawiodę się. Wiem, komu uwierzyłem”. Chodzi o to, że w życiu zależy bardzo wiele od tego, komu uwierzymy.

Wielu sądzi, że nie potrzebują żadnych porad, nawet sprawdzonych, bo sami wiedzą, co mają robić. To trochę tak, jak gdyby chcieli zbudować sobie dom bez czyichkolwiek rad i pomocy. Zbudowałbyś sam piękny dom? Obawiam się, że najwyżej jakąś budkę na działce, w której nie chciałbyś wcale mieszkać. Myślisz, że budowanie swojego życia jest łatwiejsze niż budowanie domu?

Przy takim przedsięwzięciu potrzebna jest pomoc ekspertów: architekta i konstruktora. Oni znają zasady i mają doświadczenie. Trzeba stosować prawidłowe zasady budownictwa, inaczej wszystko może się zawalić. Pod kierunkiem ekspertów i z pomocą innych mógłbyś rzeczywiście stworzyć coś pięknego.

Podobnie jest w życiu. Stosowanie prawidłowych zasad budowania życia prowadzi do dobrych skutków, stosowanie błędnych – do złych. Nie może być inaczej. Popatrz na swoich znajomych o 10-15 lat starszych. Dostrzeżesz z pewnością takich, którym w życiu albo coś się zawaliło, albo w każdej chwili grozi zawaleniem, albo w ogóle widzisz już ruinę. Życie jeszcze innych przypomina jakąś budkę na działce, a nie piękną willę. Domyślasz się dlaczego. Wydawało im się, że są najmądrzejsi i wiedzą najlepiej, co mają robić lub też posłuchali hochsztaplerów, którzy nie znają się zupełnie na budownictwie. Potrafili jedynie świetnie się reklamować, np. twierdząc, że budowa będzie lekka, łatwa i przyjemna. Tymczasem nawet tabliczki mnożenia nie znali, fundamenty radzili budować jak strop, sufit jak podłogę, a w końcu powiedzieli: „Róbta, co chceta”. W jednym mówili prawdę – było bardzo wesoło i wszyscy się świetnie bawili...

Niestety, niektórzy młodzi budują swoje życie według zasad ludzi nie potrafiących odróżnić dobra od zła. Wszystko się im miesza, np. rozpustę uważają za miłość, zboczenia za miłość inaczej, zgodę na zło za tolerancję, molestowanie dzieci za edukację seksualną, zamordowanie małego dziecka nazywają usunięciem ciąży, a swoje manipulacje, oszustwa i malwersacje – radzeniem sobie w życiu.

Kto jest największym ekspertem od dobra i zła czyli od zasad budowania życia? Pan Bóg. Może być jakiś większy ekspert? Co Pan Bóg mówi w interesującym nas temacie? Wolą Bożą jest wasze uświęcenie: powstrzymanie się od rozpusty, aby każdy umiał utrzymać ciało własne w świętości i we czci, a nie w pożądliwej namiętności, jak to czynią nie znający Boga poganie (1 Tes 4, 3-5). O nierządzie zaś i wszelkiej nieczystości… niechaj nawet mowy nie będzie wśród was jak przystoi świętym…(Ef 5, 3). Zadajcie więc śmierć temu, co jest przyziemne w waszych ciałach: rozpuście, nieczystości, lubieżności, złej żądzy… (Kol 3, 5). O tym bowiem bądźcie przekonani, że żaden rozpustnik ani nieczysty… nie ma dziedzictwa w królestwie Chrystusa i Boga (Ef 3, 5).

A papież jest ekspertem, od dobra i zła? On jest zastępcą Jezusa na ziemi. Nie mówi od siebie i nie wymyśla sam zasad. Jest narzędziem w rękach Pana Boga. I on właśnie powiedział: Tylko serce czyste może w pełni dokonać wielkiego dzieła miłości, jakim jest małżeństwo. Wierzysz papieżowi, największemu autorytetowi moralnemu współczesnego świata czy tym, którzy Ci mówią: Róbta, co chceta, itp?

Zostało jeszcze wiele do powiedzenia, ale na dziś już wystarczy. Będę kontynuował przy najbliższej okazji.

Do następnego razu. Cześć!

Wasz starszy brat, Jan Bilewicz

Zamów prenumeratę

Jeśli jesteś zainteresowany pobraniem całego Numeru w formacie PDF



Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.


Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku


Top

Poleć tę stronę znajomemu!


Przeczytaj teraz: