Articles for Christians at TrueChristianity.Info. Demoniczne korzenie techno Christianity - Articles - Zagrożenia duchowe
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
Demoniczne korzenie techno
   

Świadectwo,
Miłujcie się! 2/2002 → Zagrożenia duchowe



Publikujemy wstrząsające świadectwo 35-letnego Leszka. Autor tekstu jest filmowcem, mieszka w Niemczech, jest ojcem trójki dzieci. Przez kilka lat pracował w samym centrum środowiska twórców kultury techno. Był prawą ręką głównego ideologa tego nurtu.

Mając 18 lat wyjechałem do Niemiec. Tam stopniowo utraciłem wiarę w to, że Jezus Chrystus jest Panem i Zbawicielem. Wolne wybory, których dokonywałem w ciągu kilku lat życia na Zachodzie sprawiały, że coraz bardziej pogrążałem się w grzechu.

Pewnego zimowego poranka wpadłem na pomysł stworzenia akustycznego systemu, który miał za zadanie wprowadzić słuchacza w stan euforii, podobny do tego, jaki odczuwają ludzie po zażyciu niektórych narkotyków. Projekt był bardzo skomplikowany i kosztowny, więc pewien przyjaciel polecił mi kogoś kompetentnego, kto mógł, po zapoznaniu się z rozwiązaniami teoretycznymi, zaopiniować projekt.

W ten sposób poznałem jednego z głównych ideologów ruchu techno. Już w trakcie pierwszego spotkania zauważyłem, że jest wyjątkową osobowością, człowiekiem o nieprzeciętnej inteligencji. Zaczęliśmy się spotykać i prowadzić wielogodzinne rozmowy. Po kilku miesiącach i zanalizowaniu mojego projektu powiedział, że bardzo długo szukał kogoś takiego i zaproponował współpracę. W tym czasie jednym z jego zajęć było tworzenie filmów, oddziałujących na podświadomość człowieka. Filmy te były wyświetlane podczas największych imprez techno.

Z zawodu jestem operatorem kamery, więc moim zadaniem było nakręcenie zdjęć, których on potrzebował do swoich

filmów. Kształcił mnie wielopoziomowo, podając coraz więcej informacji z – wydawało by się – niewyczerpanych źródeł. Im dłużej z nim pracowałem, tym bardziej byłem przekonany, że mam do czynienia z geniuszem. Zostałem jego asystentem.

Bardzo szybko wytworzyła się między nami relacja mistrz – uczeń. Otwierał przede mną fascynujący świat. Ruch techno, dla którego pracowaliśmy, stawał się na naszych oczach fenomenem światowym, w który angażowało się coraz więcej młodzieży. Na naszej drodze zaczęli pojawiać się fascynujący ludzie z niesamowitymi pomysłami.

Latem 1995 r. zaczęliśmy pracować nad wielkim projektem filmowym. Mniej więcej w tym samym czasie dowiedziałem się, że moja przyszła żona oczekuje dziecka. „Mistrz” poradził, abyśmy ciążę usunęli. Powiedział, że czasy i wydarzenia, które nadchodzą, będą wymagały od nas wszystkich sił i koncentracji, a na dzieci będzie czas później. Kiedy nie zaaprobowałem jego propozycji, błyskawicznie zmienił swoje nastawienie.

Zimą 1996 r. pracowałem przy pro

dukcji serii telewizyjnej w Berlinie. W tym czasie po raz pierwszy zauważyłem, że wewnątrz sceny techno coś się zmieniło. Pozytywne, pokojowe klimaty w muzyce i w całym z nią związanym stylu zaczęły ustępować miejsca agresywnym, mrocznym, niepokojącym nastrojom. Na moje pytanie skierowane do „mistrza”, co się dzieje, usłyszałem, że jest to tylko chwilowa zmiana kursu, i że „wszystko i tak pójdzie w zupełnie innym kierunku”.

W Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego urodził się nasz syn. Na wieść o tym „mistrz” przyleciał specjalnie z Amsterdamu i poprosił, by mógł pozostać przez chwilę z dzieckiem sam na sam. Zgodziliśmy się, bo był dla nas już jakby członkiem rodziny, jakby wujkiem naszego synka. Przez kilkanaście minut nosił małego na rękach, szeptał do niego i głaskał. Kilka dni później pojechałem z żoną i dzieckiem do Polski. W nocy obudziły nas dziwne odgłosy. Dziecko oddychało ciężko, nie mogąc chwycić powietrza, dawały się przy tym słyszeć dziwne, przejmujące jęki. Powtarzało się to co

noc, ale w ciągu dnia synek zachowywał się normalnie. W tym czasie wydarzyło się jeszcze kilka rzeczy, które nieco zakłóciły nasz spokój.

Po kilku tygodniach od narodzin synka wyjechałem do pracy, na jedną z największych imprez techno na świecie. Co roku, w noc Walpurgii, odbywa się w Dortmundzie, w jednej z największych hal w Niemczech, 20-totysięczna zabawa techno. Według wierzeń starogermańskich jest to noc, w której się łączy bogini miłości z bogiem wojny. Dla współczesnych okultystów jest to jeden z najważniejszych dni w roku.

Po przybyciu do Dortmundu ekipa obsługująca imprezę otrzymała identyfikatory. Od razu zaczęliśmy przygotowywać zabawę, a wraz z rozwojem prac cały ten ogrom informacji, które w ostatnich latach otrzymałem, zaczął układać się w mojej głowie, niczym obrazek z rozsypanych puzzli.

Jest prawie niemożliwie w paru zdaniach oddać to, co działo się na dortmundzkim koncercie. 20 tysięcy młodych ludzi, z których część zażyła różne narkotyki, było prowadzonych przez didżejów, operatorów światła, laserów i animacji video w coraz bardziej transowe stany.

Około 1.00 w nocy zmienił się cały skład prowadzących. Za pulpitem muzycznym, przy świetle, laserach i animacjach video

usiedli najbardziej doświadczeni i wypróbowani ludzie. Wtedy też i my zabraliśmy się do pracy. I w tę noc Walpurgii mój „mistrz”, oddziałując na rozgrzanych wielogodzinnym tańcem ludzi, jednocześnie podawał tylko dla mnie zrozumiałe informacje. Dowiedziałem się, kim jest on i jego ekipa, co robią i dlaczego.

Informacje były podawane w metajęzyku, który był czytelny tylko jeżeli rozumiało się znaczenie używanych wcześniej symboli. Dla mnie były to sprawy oczywiste. W ciągu kilku godzin przekazał mi przerażającą wiadomość – współpracuje z satanistami, sługami tego, który chce zabić człowieka. Pod jego dyktando wyniszczają młodzież świata, po to, aby rozbić rodziny i, co za tym idzie, łańcuch wiary. I teraz, w tym właśnie momencie, wyjawiając mi to, zaproszono mnie do świadomego współdziałania w tym dziele. Kiedy to zrozumiałem, wpadłem w straszliwą rozpacz, myśląc, że nie ma już dla mnie odwrotu, nie ma ratunku. W jednej chwili, w przerażeniu i poczuciu niezgody na taką propozycję, padłem na kolana i zacząłem mówić „Ojcze nasz”. Jak tylko wypowiedziałem pierwsze słowa modlitwy, zobaczyłem wewnętrznie Michała Archanioła, który zadał mi 3 krótkie pytania. – Czy wierzysz w Boga? Odpowiedziałem – Tak. – Czy zaprzeczasz szatanowi? – Tak. Czy chcesz z nim walczyć? – Tak. Zaraz potem usłyszałem – Wstań i idź w stronę światła.

 

W ten sposób Bóg powołał mnie do nowego życia. Wkrótce potem tę łaskę otrzymała również moja żona. Nie sposób opisać w jednym liście, co się od tamtej pory wydarzyło w naszym życiu. Wielokrotnie byliśmy świadkami Jego miłości i mocy. A obecnie próbujemy coraz lepiej Mu służyć, poprzez dzieła nowej ewangelizacji.

 

Chcę Wam powiedzieć, że wszystko to, czego doświadczyłem, pozwala mi dziś z wielką jasnością widzieć walkę między cywilizacją życia a cywilizacją śmierci. Wydaje mi się też, że czas ludzi „letnich” kończy się i każdy z nas będzie coraz wyraźniej wzywany do opowiedzenia się po stronie Boga, bądź jego nieprzyjaciela. Każdy też, kto wybierze życie w Panu, otrzyma wszelką pomoc, aby uświęcić siebie i pomóc ratować dusze sióstr i braci w wierze. Idźcie więc w stronę światła.

Leszek

Zamów prenumeratę

Jeśli jesteś zainteresowany pobraniem całego Numeru w formacie PDF



Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.


Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku


Top

Poleć tę stronę znajomemu!


Przeczytaj teraz: