Articles for Christians at TrueChristianity.Info. O dwóch sposobach spędzania wakacji. List do dziewcząt Christianity - Articles - Młodzież
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
O dwóch sposobach spędzania wakacji. List do dziewcząt
   

Autor: Jan Bilewicz,
Miłujcie się! 4/2001 → Młodzież



Drogie Siostrzyczki! Cześć! Tu Wasz starszy brat. Zastanawiam się, jak spędziłyście wakacje. Możliwości i propozycji było dużo... Ja w tym roku byłem na pieszej pielgrzymce z Suwałk do Wilna.

     Poszliśmy w kilku. W ciągu 10 dni przeszliśmy ok. 270 km. Różnego rodzaju niedogodności, nie tylko upał i zmęczenie, mocno doskwierały. Warunki dosyć ekstremalne. Szliśmy ze swoimi intencjami, ofiarując Chrystusowi trudy, niewygody, ból. On był w centrum naszej wędrówki. Modliliśmy się, uczestniczyli każdego dnia we Mszy św., słuchali konferencji. Był to czas refleksji nad swoim życiem, pogłębienia przyjaźni z Chrystusem, czynienia postanowień, „ładowania akumulatorów”. Rekolekcje w drodze. Trudne, ale jakże ubogacające! Uczyliśmy się także bardziej praktycznych rzeczy: wytrwałości, ofiarności, przezwyciężania siebie, dzielenia się, pomagania sobie nawzajem. Łaska Boża była z nami. Nie widziałem nieszczęśliwych. Przeciwnie, tyle było Bożej radości!

     Szło ok. 2000 osób. Znacznie więcej młodzieży niż starszych i, co ciekawe, wśród młodych znacznie więcej dziewcząt niż chłopców. Cóż to były za dziewczyny! Chłopak w takich trudach – to byłoby zwyczajne, ale dziewczyna? Słowo daję, imponowały mi. Podziwiałem je. Szlachetne, zdolne do ofiary, wytrwałe, niewinne, kochające Boga i ludzi. To będą dopiero żony i mamy! Dochodzę do wniosku, że na pielgrzymkach panuje szczególne zagęszczenie aniołów, nie tylko tych niebiańskich, ale i niebieskich.

     Świat ma oczywiście inne propozycje na spędzanie wakacji. Zupełnie inne. Czytam czasami czasopisma dla młodzieży, także dla dziewcząt. Bynajmniej nie z zamiłowania. Nieodmiennie wzbudzają we mnie smutek, a kiedy myślę, że ktoś może nakłonić do zła i w ten sposób zniszczyć piękno, zranić, poniżyć np. te właśnie poznane na pielgrzymce anioły – denerwuję się. (Obym nie był dzisiaj zbyt nieprzyjemny.) Muszę jednak wiedzieć, co mówi Moloch i Beliar – władca tego świata, do młodych. Starsi bracia zawsze bronią swoich sióstr. I ja też zamierzam, z Bożą pomocą, sprzeciwić się Beliarowi. Milczenie oznaczałoby przyzwolenie na niszczenie moich sióstr i braci.

     Redakcja pewnego czasopisma dla dziewcząt wyprodukowała wydanie specjalne, wakacyjne. Nie sposób w tym krótkim liście omówić wszystkiego, co zostało tam napisane. Kilka zatem tylko migawek.

     Pani Redaktor naczelna tak zwraca się na samym początku do swoich czytelniczek:

     „Cześć dziewczyny! Wakacje bez miłości są mało romantyczne. Same przyznacie, że głupio tak pojechać na obóz i nie zakochać się... Brakuje pewnej magii i poczucia, że spotkałyśmy Tego Jedynego. Bo cóż to wtedy za szczęście! Uwielbiam ten zastrzyk adrenaliny i może dlatego latem mam wyostrzony wzrok i słuch na interesujących facetów (Pani Redaktor ma dwa nazwiska, a więc jest najprawdopodobniej mężatką). Wakacyjne zauroczenie zaczyna się u mnie zwykle tak... Ni stąd, ni zowąd trafia mnie strzała Amora. I wtedy ja – niby ta rozsądna dziewczyna – wariuję. A najśmieszniejsze jest to, że czasami nawet nie znam dobrze obiektu swoich uczuć. Ale i tak jestem gotowa skoczyć za nim w ogień. Na szczęście nie tylko ja zapadam latem na tę lekką chorobę zwaną miłością...

     Staraliśmy się napisać o wszystkim, co dzieje się między dziewczyną a chłopakiem. Przyjaźń, zakochanie, miłość, antykoncepcja, seks... (Zwróć uwagę na tę sekwencję.) Lekturę zacznijcie od testów, psychozabaw, wyznań gwiazd. Potem zajrzyjcie do artykułów o dojrzewaniu, antykoncepcji, „pierwszym razie”. Może to być dla was krępujące, ale warto o tych sprawach rozmawiać... Poza tym są pewne rzeczy, które mogą robić wspólnie kobieta i mężczyzna, ale znacznie lepiej jest, kiedy je wspólnie omówią...”.

     Propozycja na wakacje – że tak powiem – nie dla orłów. Typowe! Młodzi mają swoje ideały. Ale nie powinni ich mieć – mówi Beliar. Orłom trzeba przyciąć trochę skrzydła, żeby nie latały wysoko, ale chodziły po podwórku, jak kury, z głową przy ziemi, i znosiły złote jajka producentom środków antykoncepcyjnych, ginekologom, pismom kobiecym, dyktatorom mody itp. Propozycja jest następująca: z wyostrzonym wzrokiem i słuchem na facetów, wcześniej jeszcze dowiedziawszy się, „co ich kręci”, udać się na wakacje. Potem poczekać na nadejście lekkiej choroby („psychicznej”), aby być gotową wskoczyć nawet w ogień za swoim „Jedynym”, którego nawet dobrze się nie zna. Jemu jednak – jak powszechnie wiadomo – nie chodzi o to, by skakać w ogień, tylko o coś zupełnie innego, a więc zanim wyruszy się na wakacje, trzeba zaopatrzyć się w środki antykoncepcyjne, dzieci bowiem nie przynoszą bociany.

     Czytam dalej. Wszystko mniej lub bardziej w duchu Redaktor naczelnej. Ale oto na str. 43 znajduję takie zdanie: „Oboje musicie zdać sobie sprawę z tego, że nawet stosując antykoncepcję, możecie »wpaść«. Przypadki chodzą po ludziach. Metody antykoncepcyjne są mniej lub bardziej pewne, ale nie są niezawodne”. Wszystko wpisane małymi literkami w środku artykułu. A co, jeśli ktoś nie doczyta do str. 43 i... „wpadnie”? Na następnej stronie czytam z kolei znowu taki tekst napisany przez Panią, która przedstawia się jako „młodzieżowy edukator seksualny”: „Przy aktywnym życiu seksualnym musisz się także liczyć z ryzykiem infekcji: chorobami przenoszonymi drogą płciową, np. AIDS, kiłą, rzeżączką, wirusowym zapaleniem wątroby typu B. Aby im zapobiec, używaj prezerwatyw”. O, jak świetnie, że można już współżyć nawet z chorymi na AIDS, kiłę i rzeżączkę. Z każdym! Co za ulga, jaka pociecha! No ale jak to zrobić, żeby się nie zarazić, skoro prezerwatywa nie zawsze zapobiega nawet ciąży?... Kilka stron dalej dowiaduję się, że zmniejsza tylko ryzyko zakażeń chorobami przenoszonymi drogą płciową, także AIDS/HIV.

     Zmniejsza, ale nie usuwa! Taka jest prawda. Chodzi o śmiertelną chorobę! Czy nie uczciwiej byłoby powiedzieć to wprost? Podkreślić? Chodzi przecież o czyjeś życie! Typowe dla beliaryzmu. „Nie należy – mówi się – straszyć seksem przedmałżeńskim”. Tak twierdzi na przykład pewien guru wszystkich nowoczesnych „edukatorów seksualnych”, profesor zresztą. Cóż za troska o komfort psychiczny młodzieży! A to, że ktoś może umrzeć, mały problem dla pana Profesora (chyba z Uniwersytetu im. F. Castro w Hawanie).

     W środku czasopisma znajdują się zdjęcia dwóch żółwi w jakiejś dziwnej pozycji i podpis: „Seks to sprawa naturalna”. Nie znaczy to, że można stracić głowę i się nie zabezpieczyć. To znaczy częściowo tylko... Ale nie ma już tego dodatku. Dalej jeszcze jedno zdjęcie – ok. 15 rodzajów prezerwatyw. I jeszcze kilka zdjęć, których już nie będę opisywał. Wszystko żenujące, obrzydliwe! I pomyśleć, że czasopismo redagowane jest przez kobiety. Zawsze spodziewałem się od nich trochę ciepła, delikatności, wdzięku, nieśmiałości… Choć troszeczkę. Po spotkaniu z taką „edukatorką seksualną” można zapragnąć żyć w celibacie do końca życia. W końcu lepsze to niż kopulować jak żółw... Albo i jeszcze gorzej: bo trzeba przecież stosować jakieś spirale, gumy, globulki, pigułki zaburzające normalne funkcjonowanie organizmu kobiety. Jedne śmieszne, drugie obrzydliwe, inne makabryczne… Nawiasem mówiąc, naturalne metody planowania rodziny, np. metoda Billingsów – czyli dostosowanie się do naturalnego rytmu płodności kobiety – według „edukatorów” są „be”. Dlaczego? Ze względu – mówi się – na „niską skuteczność” i konieczność rygorystycznego powstrzymywania się od współżycia w dni płodne. Pierwszy argument nie jest prawdziwy. Trzeba by się trochę dokształcić. Ale nie ma chyba takiego pragnienia? Wygodniej jest trwać w mitach, ponieważ rzeczywiście drugi argument jest prawdziwy. Trzeba powstrzymać się od współżycia w okresach płodnych kobiety... I tu tkwi sedno sprawy! Bo oni i one tego nie potrafią! Są zniewoleni. Muszą – obawiam się – to robić. I kiedy nie ma się wolności wewnętrznej, kopuluje się jak zwierzątko. Niestety. Przykro mi.        

     Różnica między naturalnymi metodami a antykoncepcją (czyli metodami sztucznymi) już na pierwszy rzut oka jest mniej więcej taka, jak między naturalnym miodem a miodem sztucznym, jak... między naturalnymi zębami a sztuczną szczęką. Jak się jest zniewolonym(-ą), to w swojej desperacji trzeba stosować jakieś makabryczne spirale, obrzydliwe pianki i globulki, śmieszne gumowe przyrządy, pigułki, które mają 15 skutków ubocznych. Ba, wtedy nawet dopuszcza się możliwość współżycia z chorymi na AIDS, kiłę i rzeżączkę, czyli ryzykuje się zdrowie i życie, byle tylko zaspokoić swoje uzależnienie. Oto edukacja seksualna prowadzona przez niewolników seksu!

     I jeszcze dwa malutkie pytanka. Antykoncepcja częściowo zapobiega biologicznym skutkom współżycia. Częściowo! Czy zapobiega psychicznym, np. poczuciu: „zostałam wykorzystana”, „oddałam się człowiekowi, który niewart był moich uczuć” itp.? Czy zapobiega duchowym skutkom poważnego grzechu, jakim jest przedmałżeńskie współżycie? Nigdy! Jednym ze skutków trwania w grzechu jest duchowa ślepota. Jednym! Grzech oślepia! Wtedy na przykład nie widzi się różnicy między chwilowym zakochaniem a prawdziwą miłością, między małżeństwem a tzw. wolnym związkiem, między współżyciem seksualnym – godnym i pięknym – a kopulacją na wzór żółwi, między naturalnymi metodami planowania rodziny a antykoncepcją, szczęściem a chwilą przyjemności... Nie widzi się wartości małżeństwa i macierzyństwa, a dziecko to „wpadka”. Miłość, małżeństwo, współżycie małżeńskie, szczęście, godność można przegrać! Swoją przyszłość, swoje życie można przegrać!

     Przyjaźń, zakochanie, miłość, antykoncepcja, seks – taka jest proponowana sekwencja. O wartości czystości przedmałżeńskiej ani słowa. Pojęcie nieznane. O sposobach jej uczenia się – ani słowa. Zamiast małżeństwa – „związek”. O rodzinie i jej wartości też całkowite, absolutne milczenie. Charakterystyczne, typowe! I to swoje ubóstwo intelektualne, duchowe i moralne przekazuje się młodzieży... Trafnie został opisany jedynie problem narkomanii (za to muszę pochwalić Panią Redaktor).

     Podsumujmy te rozważania. Zakochanie przytrafia się samo, spada znienacka na delikwentkę. Jest jak lekka choroba, ponieważ nawet rozsądna dziewczyna robi wtedy rzeczy, których w normalnym stanie umysłu nigdy by nie zrobiła. Czy obiekt uczuć jest wart robienia tych różnych zwariowanych rzeczy, nie odgrywa roli, ponieważ ta akurat choroba odbiera zdolność do krytycyzmu w stosunku do siebie i owego obiektu zauroczenia...

     Chorobom się zapobiega i się je leczy, a nie pielęgnuje. Pielęgnuje się chorych. Miałbym inną propozycję. Zamiast zachęcać do zapadania na chorobę zwaną „zakochaniem” i kultywowania jej, proponowałbym, aby pisać o tym, jak jej zapobiegać. A jeśli już się na nie zapadnie, to jak ją leczyć, zanim zacznie się robić rzeczy, które mogą się skończyć bardzo źle. Bo zakochanie to taka choroba, którą jedni przechodzą łagodnie, zwłaszcza jeśli zaaplikują sobie odpowiednio wcześnie leki i dbają o siebie, u innych zaś przebiega ona burzliwie, powodując czasami tragiczne powikłania, zwłaszcza jeśli jej się nie leczy.

     Zakochanie i miłość to dwie różne rzeczy. Co to jest zakochanie, już wiemy. Wysłuchaliśmy ekspertki. A teraz tekst eksperta od miłości. Święty Paweł pisze:

„Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,

a miłości bym nie miał,

stałbym się jak miedź brzęcząca

albo cymbał brzmiący.

Gdybym też miał dar prorokowania

i znał wszystkie tajemnice,

i posiadał wszelką wiedzę,

i wszelką możliwą wiarę,

tak iżbym góry przenosił,

a miłości bym nie miał,

byłbym niczym.

I gdybym rozdał na jałmużnę

całą majętność moją,

a ciało wystawił na spalenie,

lecz miłości bym nie miał,

nic bym nie zyskał.

Miłość cierpliwa jest,

łaskawa jest.

Miłość nie zazdrości,

nie szuka poklasku,

nie unosi się pychą;

nie jest bezwstydna,

nie szuka swego,

nie unosi się gniewem,

nie pamięta złego;

nie cieszy się z niesprawiedliwości,

lecz współweseli się z prawdą.

Wszystko znosi,

wszystkiemu wierzy,

we wszystkim pokłada nadzieję,

wszystko przetrzyma. (...)”.

    

     Miłość jest celem życia człowieka, wielką wartością, a nie chorobą, jak zakochanie. Miłość nie przytrafia się sama, ale trzeba się jej uczyć, zdobywa się ją w trudzie. Miłość nie przemija, nie ustaje jak zakochanie. Miłość otwiera oczy, a nie zaślepia, nie odbiera rozsądku, ale przymnaża go. Miłość nie szuka swego i nie dopuszcza się bezwstydu. Owocem miłości jest pokój serca, a nie niepokój, rozdarcie i cierpienie.

     Drogie Siostrzyczki, czas kończyć. Napiszę kiedyś więcej o zakochaniu i miłości. Na koniec przypomnę jeszcze słowa Ojca Świętego. Na Tor Vergata w ubiegłym roku powiedział: „To Jezus wzbudza w was pragnienie, byście uczynili ze swego życia coś wielkiego. Budzi w was wolę pójścia za ideałem. Skłania do tego, byście nie dali pochłonąć się przeciętności”. A w Sandomierzu w czasie ostatniej pielgrzymki do Polski Jan Paweł II tak mówił: „Nie lękajcie się żyć wbrew obiegowym opiniom i sprzecznym z Bożym prawem propozycjom. Odwaga wiary wiele kosztuje, ale wy nie możecie przegrać miłości! Nie dajcie się zniewolić! Nie dajcie się uwieść ułudom szczęścia, za które musielibyście zapłacić zbyt wielką cenę, cenę nieuleczalnych często zranień lub nawet złamanego życia własnego i cudzego... Nie pozwólcie, aby zniszczono waszą przyszłość. Nie pozwólcie odebrać sobie bogactwa miłości”.

     Zatrzymajcie się proszę nad tymi słowami. Mówi je Ktoś, kto Was bardzo miłuje. Ktoś, komu zależy na Was. A, niestety, nie wszystkim na Was zależy. Do następnego razu. Szczęść Boże!

Wasz starszy brat, Jaś Bilewicz

Zamów prenumeratę

Jeśli jesteś zainteresowany pobraniem całego Numeru w formacie PDF



Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.


Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku


Top

Poleć tę stronę znajomemu!


Przeczytaj teraz: