Articles for Christians at TrueChristianity.Info. „Jeszcze Polska nie zginęła dopóki kochamy”. Święta Urszula Ledóchowska w służbie Bogu i Ojczyźnie Christianity - Articles - Temat numeru
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
„Jeszcze Polska nie zginęła dopóki kochamy”. Święta Urszula Ledóchowska w służbie Bogu i Ojczyźnie
   

Autor: Katarzyna Czarnecka,
Miłujcie się! 3/2003 → Temat numeru



Przed dwudziestoma laty, 20 czerwca 1983 roku w Poznaniu Ojciec Święty Jan Paweł II beatyfikował matkę Urszulę – dodajmy, że była to pierwsza beatyfikacja na terenie Polski. Wiosną roku 2002 zakończony został proces kanonizacyjny, a 18 maja 2003 roku nastąpiła w Rzymie uroczysta kanonizacja. Cieszymy się zatem postacią Świętej, która – jak sama wyznała w dniu jubileuszu 50-lecia życia zakonnego – „jedno miała pragnienie: chciała służyć Bogu i Ojczyźnie”.

 W latach osiemdziesiątych XIX stulecia do klasztoru sióstr urszulanek w Krakowie wstąpiła dwudziestojednoletnia Julia Ledóchowska, wychowana w Austrii córka Antoniego Ledóchowskiego i Szwajcarki, Józefiny Salis-Zizers. Podczas obłóczyn nadano nowicjuszce imię zakonne: Maria Urszula od Jezusa. To właśnie ona niestrudzenie podejmowała pracę wychowawczą na ziemiach polskich, w Rosji i krajach Skandynawii, zabiegała za granicą o poparcie dla prawa do niepodległego bytu podzielonej zaborami ojczyzny, a po powrocie do wolnej Polski dała początek nowej gałęzi zakonu – Zgromadzeniu Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego.

Początki pracy wychowawczej

Chcąc przyjrzeć się bliżej postawie św. Urszuli, trzeba pamiętać, że duża część jej działalności przypada na czasy, w których Polacy, rozdarci między trzy zabory, pozbawieni byli niepodległego państwa. W tych warunkach ważna była nie tylko gotowość do zbrojnej walki o wolną ojczyznę, ale i rozumne, systematyczne starania o rozwój społeczny, oświatę służącą zachowaniu polskości i wykształceniu światłych ludzi, gotowych podejmować odpowiedzialne zadania. Patriotyzm poczynań matki Urszuli wiąże się z jej wrażliwością na ubogich oraz z troską o pracę wychowawczą, rozumianą jako przygotowywanie przyszłych dobrych rodziców i kompetentnych, solidarnych członków społeczeństwa i Kościoła. Predyspozycje do takich działań wyniosła Julia Ledóchowska jeszcze z domu rodzinnego – po opuszczeniu Austrii jej rodzina, szczycąca się bogatą tradycją zaangażowania w sprawy ojczyzny, osiedliła się w Lipnicy Murowanej koło Bochni. Wraz z matką Julia interesowała się potrzebami miejscowej ludności, wspomagała chorych i biednych, dokształcała dzieci. Po wstąpieniu do zakonu przez kilkanaście lat również oddawała się pracy pedagogicznej, zdobywając stosowne uprawnienia, m. in. dyplom upoważniający do nauczania języka francuskiego (później zaś, w czasach petersburskich, zdała także egzaminy, dające prawo uczenia w szkołach rosyjskich). Po 1904 roku, już jako przełożona krakowskiego klasztoru, zorganizowała pierwszy na ziemiach polskich internat dla studentek, zapewniając kształcącym się dziewczętom nie tylko dach nad głową, ale i solidną formację, możliwość udziału w kur

sach religijnych.

Posługa w Rosji i Finlandii

Dostrzegając pewną liberalizację w polityce oświatowej i wyznaniowej władz carskich, matka Urszula powzięła zamiar stworzenia na terenie Rosji placówki oświatowej, przeznaczonej dla polskiej młodzieży. Projekt ten pobłogosławił w roku 1907 papież Pius X. Rewolucja w Rosji 1905 roku wzbudziła we mnie pragnienie przedostania się do tego kraju. Miałyśmy bowiem dużo uczennic z zaboru rosyjskiego. Rodzice z tamtych stron oddawali dzieci do klasztorów galicyjskich, chcąc im dać katolickie, polskie wychowanie. Jednakże austriacki egzamin nie dawał żadnych praw w Rosji, co pozbawiało nasze byłe uczennice możności pracy nauczycielskiej w tym kraju. Gdyby mieć szkołę, rosyjski egzamin, rosyjskie gimnazjum w duchu katolicko-polskim, byłoby to wielką pomocą dla polskich dziewcząt pod rosyjskim zaborem – uważała matka Ledóchowska. Już wkrótce kilka zakonnic wraz z matką Urszulą odpowiedziało na zaproszenie z polskiej parafii w Petersburgu – wyjechały do ówczesnej stolicy Rosji, aby objąć opiekę nad internatem dla polskich uczennic gimnazjum przy kościele św. Katarzyny. Niektóre siostry rozpoczęły też pracę nauczycielską. Wspólnota zakonna żyła w ukryciu, władze rosyjskie zlikwidowały bowiem zakony; mimo to powstał dom zakonny z nowicjatem. Jednakże matka Urszula dostała nakaz opuszczenia Petersburga, wobec tego stworzyła prywatne gimnazjum dla dziewcząt nad brzegiem Zatoki Fińskiej, starannie ukrywając polski charakter szkoły. Finlandia, zagarnięta przez Rosję, cieszyła się względną autonomią, należało jednak zachowywać środki ostrożności, maskując wszystko, co zewnętrznie świadczyłoby o polskości i o życiu zakonnym placówki.

Skandynawskie prelekcje

Z chwilą wybuchu I wojny światowej w 1914 roku matka Urszula, jako poddana austriacka, została wydalona z granic imperium rosyjskiego. Pozostałe w Petersburgu siostry starały się pomagać tułaczom – Całe zastępy rosyjskich poddanych, wypędzonych z Niemiec, przybywały co dzień do Petersburga. Między nimi mnóstwo Polaków, których wojna zastała w miejscowościach kuracyjnych. Niemcy okropnie się z nimi obchodzili – wieźli w bydlęcych wagonach, lżyli, dokuczali. Polacy (...) byli wymizerowani, wymęczeni. Postanowiłyśmy przyjść im z pomocą. Przygotowałyśmy niezajęte jeszcze sypialnie dzieci. Prędko zapełniły się gośćmi. Jacy wdzięczni byli za gościnę!

Matka Ledóchowska, w świeckim stroju i z bardzo skromnym bagażem, udała się do neutralnej Szwecji. W marcu 1915 roku Generalny Komitet Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce, założony przez Henryka Sienkiewicza, Ignacego Paderewskiego i Antoniego Osuchowskiego w szwajcarskim Vevey, zwrócił się do mieszkającej od kilku miesięcy w Sztokholmie matki Urszuli – oficjalnie: hrabiny Julii Ledóchowskiej – z propozycją współpracy. Propozycja została przyjęta. Matka Urszula podjęła kolejny wysiłek, aby wspierać na obczyźnie sprawę polską. W ciągu kilku lat (1915-1920), przemierzając Danię, Szwecję i Norwegię, wygłosiła około 80 konferencji o Polsce. Wykorzystała przy tym swe nieprzeciętne zdolności językowe – zależnie od miejscowości i audytorium –, odczytów można było słuchać po francusku, niemiecku, angielsku, a także w pracowicie poznawanych językach skandynawskich: szwedzkim, duńskim i norweskim. Pytają się, skąd ja to umiem, a ja wszystkim mówię, że to Bóg chce, bym Polsce pomagała – pisała w liście do swego brata Włodzimierza.

Wystąpienia miewały niekiedy dramatyczny charakter. Matka Urszula plastycznie odmalowywała niewolniczą dolę Polski i ogrom wojennych zniszczeń: Polska jest dzisiaj jak ten żebrak, co wyciąga drżącą rękę po jałmużnę, którą mu rzucają z gestem zniecierpliwienia, a nawet pogardy, ci, którzy nigdy nie zaznali głodu. Jest jak niewolnik, który przechodzi z rąk jednego pana w ręce drugiego i w milczeniu znosić musi złe traktowanie przez swoich ciemięzców. Nie pozostało jej już nic innego, jak tylko wznieść serce do Wszechmocnego i wołać drżącym z oburzenia głosem: „Dokądże tak będzie, o Panie, dokąd?!”(...) Huragan wojny przeszedł przez ten kraj. Pójdźcie zobaczyć, co tam dzisiaj znajdziecie... Czy jesteście w stanie zrozumieć, co się przeżywa, patrząc na niszczenie domu – wielkiego czy małego, pałacu, dworu czy chaty, mniejsza z tym – domu, do którego przywiązane są najdroższe wspomnienia dzieciństwa, wspomnienia złotych snów naszej młodości, a może nawet wspomnienie pierwszej gorącej miłości? Posłużmy się tu również fragmentem zapisków Ignacego Żylicza: (...) na początku odczytu, ilustrowanego przeźroczami z wszystkich zaborów Polski, nawiązując do zniszczenia ziem polskich, powiedziała: „Czy rozumiecie, jak strasznie ciężko jest żebrać? Ale tyle jest na pol­skich ziemiach głodu, tyle marznących, tyle zgliszcz i bezdomnych, że zmuszona jestem prosić o pomoc dla dotknię

tych nędzą ludzi, nie­zależnie od ich wyznania czy mowy ojczystej”.

Dzięki takim apelom powstawały lokalne komitety, na których czele stanęły wybitne osobistości ze świata na­uki i kultury, ludzie różnych wyznań i orientacji politycznych. Gromadzono fundusze, na ziemie polskie wysyłano transporty kolejowe z odzieżą i żywnością. Prelegentka niestrudzenie powtarzała: Mówić wam będę o wszystkim, co nam jest drogie, o tym, od czego żywiej bije polskie serce, o tym, do czego tęskni serce wygnańca. I będę szczęśliwa i wdzięczna, jeżeli zdołam w waszych sercach wzbudzić uczucie gorącej sympatii dla mego kraju i narodu, który bardziej niż jakikolwiek inny potrzebuje świadomości, że znajdą się na tym świecie serca, które serdecznie zatroszczą się o jego los. Pragnęła zdobyć przychylność słuchaczy, odwoływała się także z całą mocą do sumień i poczucia obowiązku, wskazując, że wsparcie dla Polaków nie ma być tylko dobroczynnym gestem: Gdybym była politykiem, gdybym miała jakieś wpływy w rządach na polskie sprawy, głosiłabym potrzebę okazywania w stosunku do Polski nie miłosierdzia, ale sprawiedliwości. Mówię otwarcie, że obowiązkiem Europy powinno być wspieranie tego narodu bohaterów, idącego śmiało naprzód – mimo wizji tortur – i nie żałującego swojej krwi dla zapewnienia wam bezpieczeństwa. W swych przemówieniach podkreślała urodę ojczystego kraju, który jest tak przedziwnie piękny, że czy kto chce, czy nie chce, musi go kochać! Pokazywała, jak wielkie znaczenie mają uczucia patriotyczne – miłość ojczyzny pozwala przetrwać trudne etapy historii, umacnia nadzieję na lepszą przyszłość. W marcu 1916 roku zebrani na odczycie w Kopenhadze usłyszeli takie m.in. słowa: Cierpi mój kraj, umiera, a mimo wszystko żyje dzięki miłości mocniejszej niż śmierć, tkwiącej w sercach jego dzieci. Ta miłość to źródło naszego bólu. Mniej cierpielibyśmy, gdybyśmy mniej kochali. Ale to równocześnie źródło naszej nadziei, a tym samym sił do wytrwania w cierpieniu... Miłość jest potęgą ożywczą – dzięki niej żyjemy, dzięki niej żyje naród polski. I stąd właśnie bierze się odwaga i ufność w tym narodzie nawet w chwilach najtragiczniejszych.

Prezentacja kultury polskiej

Kolejną, istotną inicjatywą patriotyczną matki Urszuli Ledóchowskiej było wydanie w Sztokholmie w 1917 roku książki Polonica – zbioru artykułów z zakresu dziejów, sztuki i literatury polskiej, napisanych w trzech językach skandynawskich przez znanych czytelnikom autorów. Przedmowę zredagowali szanowani twórcy: Duńczyk, Szwed i Norweg. Teksty zamieszczone w tomie dotyczyły wydarzeń i postaci ze świata kultury i historii polskiej – pisano m. in. o dorobku artystycznym Mickiewicza (wraz przekładem kilku sonetów), Matejki i Chopina, przedstawiono sylwetki Kościuszki i królowej Jadwigi. Na szczególną uwagę zasługuje artykuł Ellen Key o Chłopach Władysława Reymonta – uważa się bowiem, że praca ta przyczyniła się do popularyzacji powieści, a także do przyznania jej autorowi literackiej nagrody Nobla. Matka Ledóchowska brała udział w redagowaniu książki i w wyborze ilustrujących ją reprodukcji, ubogaciła zbiór swym tekstem Kult Matki Bożej w Polsce. Opracowanie to było przeglądem znamiennych motywów, takich jak np.: śluby Jana Kazimierza, wileński wizerunek Matki Boskiej Ostrobramskiej uczczony inwo­kacją Mickiewicza, wyjątki z Potopu i poezji Krasińskiego, obrazy Grottgera i Stachiewicza; artykuł za­kończono westchnieniem: „Królowo Polski, módl się za nami, zbaw Polskę!”. Poprzez publikację tomu matka Urszula starała się przybliżyć mieszkańcom północnej Europy wartość kultury stworzonej przez naród, któremu zaborcy odmawiali niezależności państwowej. Podobny ton pobrzmiewał w licznych wystąpieniach Ledóchowskiej. W Kopenhadze, w 1917 roku powiedziała: Mój kraj jest kolebką wielkich poetów, wielkich pisarzy, wielkich artystów. Przeglądając poszczególne okresy literatury powszechnej, zauważyć można różnice między literaturą innych narodów a literaturą polską. Zazwyczaj poezja i sztuka sięgają szczytów, kiedy narody są wielkie, kwitnące i potężne. Nasza literatura wypływa z najgłębszych ran, jest poczęta w męczeństwie, a pisana krwią polskiego serca.

Polski dom w Danii

Zakończywszy pierwszy cykl prelekcji, służący gromadzeniu środków bezpośrednio na rzecz Komitetu w Vevey, matka Urszula podjęła kolejną serię wystąpień (1917-1918) – również pod patronatem Vevey, ale z konkretnym zamiarem uzyskania pieniędzy na zakup (a potem także utrzymanie) domu dla polskich sierot w Danii. Podczas swych podróży dostrzegła bowiem potrzeby dzieci polskiego pochodzenia, zaniedbywane przez zapracowanych opiekunów. Chcąc pomóc dziatwie pozostawionej bez opieki, matka Ledóchowska postanowiła przenieść do Danii działający w Szwecji Instytut Języków Obcych. Instytut ten, prowadzony przez siostry urszulanki, był pierwszą tego typu szkołą w Skandynawii; poszerzony o dział gospodarstwa domowego przynosił pewne dochody, które – wraz z innymi funduszami wypracowywanymi przez siostry i kwotami zgromadzonymi podczas odczytów matki Urszuli – umożliwiły utworzenie w duńskim Aalborgu domu dla przeszło czterdzieściorga dzieci, przeważnie sierot po polskich emigrantach. Ernest Łuniński, pisarz, w ten oto sposób wspomina zabiegi dotyczące założenia tej placówki: Od wdowy po radcy stanu Holmie [Ledóchowska] nabyła willę „Skraenten” (spadzistość) w Aalborgu i obok niej schludny domek. Trzeba było zdo­być środki na urządzenie i utrzymanie, trzeba było znowu rozpo­cząć żmudną kampanię jałmużniczą. Po mistrzowsku zabrała się do dzieła. Prasa kopenhaska zaroiła się od wywiadów, od portretów „polskiej hrabiny”, wszędzie wyglądała z jej szpalt. Współpracow­nikowi „Dagens Nyheter” oświadczyła: „Gdy uda mi się pierwsza szkoła, założę inne. Dzieci polskie nie powinny dorastać w ten spo­sób, aby Polskę okryły wstydem, a Danii nie przyniosły zaszczytu”.

Skromnie, po świecku ubrana polska urszulanka zdobywała życzliwość Duńczyków – intensywnie uczyła się języka duńskiego, aby tym skuteczniej móc ubiegać się o wsparcie: Proszę was o pomoc, bym mogła wychować pewną liczbę dzieci, które by w przyszłości służyły Polsce i przyczyniły się do jej odbudowy. Pozwólcie mi wychować dzieci wałęsające się po ulicach miasteczek i wsi, dzieci robotników, którzy nie mają czasu ani możności zajmować się nimi. Chciałabym wychować je tak, aby zaszczyt przyniosły Polsce. Sprawcie, bym mogła w waszym ładnym kraju stworzyć kawałeczek Polski dla robotnika, co tu przybył pracować. Niech ma przynajmniej kilka chwil, kiedy mu się będzie zdawało, że jest w Ojczyźnie. Niech jego dzieci słyszą opowiadania o sławnej przeszłości naszego kraju, niech nabierają zrozumienia, że szlachectwo zobowiązuje i że synowie bohaterów też powinni być wielcy, czyści, szlachetni. Starania zostały uwieńczone sukcesem – dom w Aalborgu stał się centrum polskości. Siostry nie tylko zajęły się dziećmi, ale także organizowały polskie nabożeństwa dla emigrantów, z możliwością wyspowiadania się po polsku i wysłuchania polskiego kazania. Sprowadzano polskich kapłanów, wkrótce też jedna z sióstr, na polecenie matki Urszuli, zaczęła udzielać lekcji języka polskiego ojcu kamilianinowi, któremu powierzono pracę duszpasterską wśród Polaków.

Po długiej tułaczce

Trzeci, ostatni już cykl wystąpień matki Urszuli, przeprowadzony wiosną roku 1920, umożliwił zgromadzenie środków na zakup domu w Pniewach pod Poznaniem, aby polskie dzieci mogły wrócić do wyzwolonej ojczyzny. W artykule adresowanym do młodzieży matka Ledóchowska tak opisała przyjazd pierwszej grupy sióstr i dzieci w sierpniu 1920 roku:

(...) oto granica, oto Ojczyzna, wolna, ukochana Ojczyzna! „Z Bogiem do Polski naszej (...); biedny nasz kraj potrzebuje błogosławieństwa, opieki Bożej!”. I słowa modlitwy wznoszą się ku niebu... Naprzeciw naszego pociągu stoi pociąg z rannymi żołnierzami. Pierwszy raz widzą dzieci polskiego żołnierza – rannego, bo walczył za wolność Ojczyzny. Dużo mamy jeszcze zapasów z Danii; dzieci podają całe paczki żywności siostrom miłosierdzia dla żołnierzy polskich. Śpiewają polskie pieśni w oknie wagonu naszego, a niejedna twarz w oknach naprzeciwko rozjaśnia się uśmiechem... Dzieci śpią po części na słomie... siostry też, ale to wszystko nic, jesteśmy już u siebie, w domu, w Polsce, w Ojczyźnie naszej.

Jaki urok w tych słowach: Polska, Ojczyzna! – po tak długiej tułaczce po obcych krajach. Ale mimo tej radości tak wielkiej, że wygnanie się skończyło, w sercu zachowujemy wdzięczność prawdziwą dla krajów skandynawskich, w których tyle doznałyśmy gościnności, uprzejmości, gdzie tylu znalazłyśmy szczerych przyjaciół...

Po powrocie do Polski matka Urszula osiedliła się w Pniewach. Jej starania o uregulowanie bytu prawnego wspólnoty zakonnej, która przez wiele lat funkcjonowała w specyficznych warunkach, doprowadziły do akceptacji przez Stolicę Apostolską nowego zgromadzenia: Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego (urszulanek szarych). Zadania podejmowane przez nowo powstałe zgromadzenie były odpowiedzią na aktualne potrzeby kraju. Siostry prowadziły szkoły i zakłady wychowawcze dla dzieci i młodzieży, katechizację w szkołach państwowych, organizowały wydawnictwa, pracownie rzemieślnicze, kursy dla katechetek, współpracowały z Ministerstwem Oświaty w szkoleniu i dokształcaniu wychowawczyń świeckich i zakonnych, opiekowały się internatami, stołówkami, świetlicami i bibliotekami, pomagały chorym, ubogim, bezrobotnym... Po pewnym czasie trafiły też do ubogich środowisk Francji i na przedmieścia Rzymu. Nowe życie przed nami – pisała matka Urszula. – Przeszłość – to już sen wygnania, sen bolesny, ale zarazem jasny, pogodny. Przyszłość – to praca dla Polski naszej, dla której dziś wszyscy z całym poświęceniem pracować są zobowiązani. Więc z Bogiem do pracy – dla Boga, dla Kościoła świętego, dla Ojczyzny naszej ukochanej. Do pracy!

Jedną z ciekawszych inicjatyw było uruchomienie nowych placówek na ubogich, zaniedbanych terenach kresowych. Jak wspomina Michał Pollak, pracę na Wileńszczyźnie, Nowogródczyźnie i Polesiu uważała Matka za pracę misyjną, apostolską, bo oprócz wykształcenia prak­tycznego prowadziła przy tym kate

chizację. Praca ta na kresach była dobrze zorganizowana. Siostry, prowadząc szycie, prasowanie i inne zajęcia praktyczne, równocześnie czytały książkę polską, a po­tem prowadziły katechizację. Ogrom potrzeb przerastał możliwości samych sióstr. Zrodził się więc pomysł włączenia w tę ewangelizacyjno-społeczną misję świeckich wolontariuszek. Każda taka niewiasta musiałaby stać się przyjaciółką ludu, dobrym ich aniołem, doradczynią w wątpliwościach, pocieszycielką w strapieniu. Musiałaby wyrzec się choć na parę lat zabaw światowych, wygód zachodniej cywilizacji. Ale czy te braki, do których tak łatwo przyzwyczaić się można, gdy się ma przed sobą tak wielki cel, nie znikną wobec radosnego przeświadczenia, że pracuje się dla dobra dusz, dla dobra Ojczyzny? – pytała matka Urszula i przynaglała: Kresy trzeba ratować! Proszę nie obawiać się, że wkroczę w dziedzinę polityki. Nie, to mnie nie obchodzi. Nasza polityka – to miłość Boga, to miłość Ojczyzny. I dla tej polityki miłości gotowe jesteśmy poświęcić i siły, i czas, i życie. Dziewczęta, kobiety chętne do podjęcia takiej służby przez pewien czas przygotowywały się do niej w jednym z domów zakonnych, później zaś wyjeżdżały do miejsca pracy, decydując się na wyjątkowo ubogie życie. Nie bez powodu ich posłannictwo, realizowane w warunkach ciężkich, wręcz prymitywnych, Matka porównywała do obowiązków żołnierskich: Wszak młodzież męska musi choć rok czy dwa służyć Ojczyźnie w wojsku – czemu by młodzież żeńska, szczególnie dziś, kiedy tyle jest bez pracy, nie poświęciła rok, dwa swego życia służbie Kościoła, służbie Ojczyzny...

Jedyne piękno

Pomimo wielu zadań, podejmowanych lub choćby tylko inicjowanych przez Urszulę Ledóchowską, pomimo czasu, jakiego wymagała wielka dbałość o wewnętrzną formację własną i sióstr, znajdowała ona siły na prowadzenie bogatej korespondencji. Dzięki temu możemy dziś niejako oczyma Świętej przyglądać się jej misji, możemy odkrywać głęboki związek postawy religijnej i patriotycznej. Wierzę, że to, co zaczęłam, dziś potrzebne jest i Krajowi, i Kościołowi. Pan Bóg dobry, bo daje tę łaskę, że coraz więcej rozumiem, że to wszystko sen, a Pan Jezus jedyną rzeczywistością życia mego – On wczoraj i dziś, i w godzinę śmierci, i na wieki. I to mnie podtrzymuje – czytamy w liście do rodzonego brata Włodzimierza, jezuity. Z wielu wypowiedzi matki Urszuli przebija wciąż to samo przesłanie: Miłość Ojczyzny i miłość Kościoła wspierają się nawzajem – jedno jest siłą drugiego. I gdzie indziej: Jeszcze Polska nie zginęła, dopóki kochamy. I chociaż w czasie długiego pobytu na obczyźnie i licznych podróży zagranicznych święta Urszula miała okazję podziwiać urodę świata, serce dyktowało jej refleksje podobne do tej, którą zawarła w jednym z kopenhaskich odczytów: ...Dla nas jest tylko jedyne piękno, co może nas zadowolić i uszczęśliwić: nasza Polska, nasza droga Ojczyzna!

Katarzyna Czarnecka

Zamów prenumeratę

Jeśli jesteś zainteresowany pobraniem całego Numeru w formacie PDF



Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.


Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku


Top

Poleć tę stronę znajomemu!


Przeczytaj teraz: