Articles for Christians at TrueChristianity.Info. Odniosłam sukces, bo porzuciłam bioenergoterapię Christianity - Articles - Temat numeru
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
Odniosłam sukces, bo porzuciłam bioenergoterapię
   

Świadectwo,
Miłujcie się! 5/2003 → Temat numeru



Tak wiele mówi się ostatnio o bioenergoterapii, radiestezji, wróżbiarstwie i innych niekonwencjonalnych metodach uzdrawiania. Jest to temat dosyć drażliwy, ponieważ te metody mają zarówno wielu przeciwników jak i zwolenników. Kościół wypowiada się jednoznacznie na ten temat, a pomimo tego ludzie prawie masowo korzystają z usług gabinetów medycyny niekonwencjonalnej.

Ja sama wywodzę się z tego środowiska, dlatego poczułam taką potrzebę, ale i obowiązek ostrzeżenia, czy chociażby zwrócenia uwagi na pewne aspekty tej działalności.

Urodziłam się i wychowałam w rodzinie wierzącej, lecz niepraktykującej. W wieku 25 lat wyszłam za mąż. Wkrótce na świat przyszła nasza córeczka, a po 3 latach syn. W tym czasie w kościele bywaliśmy bardzo rzadko. Codziennie modliłam się do ?„swojego” Pana Boga i uznawałam siebie za dużo lepszą chrześcijankę od innych chodzących do kościoła (jak bardzo się myliłam!). Nasze kłopoty zaczęły się, gdy po raz pierwszy zachorował syn. Miał wtedy niecałe 2 miesiące i został przewieziony do szpitala z ciężkimi dusznościami. Sytuacja była poważna – drżeliśmy o jego życie i zdrowie. Syn wyzdrowiał, lecz za pół roku znowu się dusił. Ostatecznie przebywał w szpitalu 3 razy. Za każdym razem sytuacja była poważna, a przyjazd do szpitala odbywał się w dramatycznych okolicznościach.

Pomimo leczenia i wielu zabiegów, stan jego zdrowia nie poprawiał się. Wtedy postanowiliśmy ratować syna inaczej. Jeździliśmy do wielu znanych bioenergoterapeutów, zielarzy; leczony był homeopatycznie, biorezonansem i w sanatoriach. Niestety, niewiele to pomogło. Nawet najlepszy bioenergoterapeuta w Polsce (według rankingu jednej z gazet) mu nie pomógł. W końcu postanowiliśmy wziąć zdrowie syna w swoje ręce. Podczas wizyty u innej bioenergoterapeutki zostaliśmy zachęceni do tego, aby kłaść ręce na syna, gdy jest chory. Odkryła ona u męża zdolności bioenergoterapeutyczne i przekonywała, że ma dużo energii i warto to wykorzystać.

Na Targach Ezoterycznych chcieliśmy więc sprawdzić zdolności męża u radiestety. Okazało się, że mąż ma duże predyspozycje i wysoki poziom energii. Radiesteta namówił nas na ukończenie kursu reiki i radiestezji. Byliśmy zafascynowani tą dziedziną. Coraz bardziej nas to wciągało. Ja, oczywiście, chcia

łam uzdrawiać cały świat. Rzeczywiście wyniki miałam bardzo dobre, to znaczy wszystkim moje zabiegi pomagały. Zachęceni dobrymi osiągnięciami, wspólnie z mężem ukończyliśmy jeszcze kurs bioenergoterapii. Marzyłam o otwarciu gabinetu medycyny naturalnej. Byłam bardzo zafascynowana tymi technikami i gorliwie je wykorzystywałam.

Minęło 1,5 roku od ukończenia wszystkich kursów. Przez cały ten czas bardzo dużo się uczyłam, przeczytałam wiele książek i moja wiedza pozwalałaby mi już na zrealizowanie swojego marzenia, gdyby... No właśnie, na kursie bioenergoterapii poznałam osobę, dzięki której wraz z mężem na nowo odkryliśmy Boga. A potem to już tylko zaufaliśmy Mu i poddaliśmy się Jego prowadzeniu. Zrozumiałam wtedy wiele rzeczy, uświadomiłam sobie, jak bardzo się myliłam, wchodząc na ścieżkę bioenergoterapii. W tym duchu i na podstawie doświadczenia znanych mi osób odkryłam, jak niebezpieczne mogą być praktyki uzdrawiania ludzi. Im więcej się modliłam, tym mniej miałam przekonania do bioenergoterapeutycznych praktyk. Aż pewnego dnia zrozumiałam, że nie potrzebne mi są już symbole, znaki, układy rąk, a wystarcza modlitwa. Odzyskałam wiarę i przyznałam, że Mistrz jest tylko jeden, a jest Nim Jezus Chrystus.

Z przerażeniem patrzę teraz wstecz na moje doświadczenie. Myślałam, że będę uzdrawiać ludzi, a nie potrafiłam pomóc sobie. Nie wiedziałam, że najpierw trzeba uzdrowić swoje wnętrze, swoją duszę, zmienić swój sposób myślenia, dopiero później innym pomagać. A moja dusza była chora, zdezorientowana i zagubiona. Żeby wyleczyć ciało, trzeba najpierw uzdrowić duszę. A czy duszę może uzdrowić bioenergoterapeuta w ciągu trwającego 15 minut zabiegu?

Oficjalnie nie mówi się o zagrożeniach płynących z bioenergoterapii czy radiestezji, co najwyżej uważa się ludzi, którzy się tym zajmują za niegroźnych dziwaków. A jednak te zagrożenia istnieją i są poważne. Tysiące osób odwiedza gabinety medycyny naturalnej. Często bardzo chorzy ludzie wyruszają na drugi koniec Polski, by spotkać się ze słynnym bioenergoterapeutą-uzdrowicielem. Dziś pytam: ilu osobom faktycznie to pomaga? Osobiście znam osoby, którym taka wizyta zaszkodziła. Myślę, że najbardziej przykre jest to, że niektórzy bioenergoterapeuci obiecują, że wyleczą z każdej choroby. Czy nie jest to nadużycie? Przecież człowiek chory zrobi wszystko, by wyzdrowieć.

Obserwowałam na Targach Ezoterycznych wielu „cudotwórców” operujących „potężną siłą energii uzdrawiającej” i jestem porażona tymi poczynaniami. Wśród tłumu ludzi, zgiełku, hałasu chcą leczyć ludzkie dusze i ciała, gubiąc szacunek i otwartość na drugiego człowieka. Widzę w tym więcej zabiegów komercyjnych i zwyczajnego „robienia pieniędzy” na ludzkim nieszczęściu, niż prawdziwej troski o bliźniego. Wiem, że zdarzają się tzw. cudowne uzdrowienia. Nie wiem tylko, ile jest w tym zbiegu okoliczności, a ile działania mocy zła... Za równie niepokojący uważam sposób organizowania kursów z zakresu uzdrawiania. Czasem w ciągu zaledwie 2 dni można zrobić kurs i od razu otwierać gabinet! Przy zapisach nie sprawdza się ani predyspozycji, ani stanu psychicznego czy moralnego kandydata. Każdy może przyjść i odbyć taki kurs, a stąd już niedaleko do tragedii.

Od około roku w każdą niedzielę i święto chodzę do kościoła na Eucharystię. Każda Msza św. to dla mnie wielkie przeżycie, umocnienie wiary i zjednoczenie z Jezusem. Zanoszę Chrystusowi Eucharystycznemu swoje intencje, podziękowania i zawsze jestem wysłuchana. Dla Niego po wielu latach przystąpiłam do sakramentu spowiedzi św. i przeżycie to uświadomiło mi, jak wielkie jest Miłosierdzie Boże. Chorego syna powierzam więc Jezusowi Miłosiernemu. Z pełną ufnością, szczerym, otwartym sercem proszę Jezusa w modlitwie o pomoc dla dziecka. I syn choruje teraz rzadziej, nie ma już duszności.

Cały czas staram się pracować nad sobą, doskonalę swoje wnętrze, pomagam bliskim na miarę swoich możliwości. Modląc się, nie wymieniam całej serii próśb, mówię tylko: „Panie prowadź, niech będzie wola Twoja, Jezu ufam Tobie”. I proszę mi uwierzyć, jest to najcudowniejsza „metoda bioterapeutyczna” na wszelkie troski, a Jezus wciąż okazuje się najlepszym Uzdrowicielem!

Anna ?

Zamów prenumeratę

Jeśli jesteś zainteresowany pobraniem całego Numeru w formacie PDF



Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.


Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku


Top

Poleć tę stronę znajomemu!


Przeczytaj teraz: