Articles for Christians at TrueChristianity.Info. Nie bój się, będziesz żył! Christianity - Articles - Miłosierdzie Boże
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
Nie bój się, będziesz żył!
   

Świadectwo,
Miłujcie się! 1/2005 → Miłosierdzie Boże



Było to w 1989 roku. Wypłynęliśmy statkiem o nazwie Star of Alexandria z Elevsiny do Nowego Jorku. Załoga była mieszana: 8 oficerów polskich, 2 oficerów egipskich i 15 filipińskich marynarzy. Ja byłem zatrudniony jako elektryk. Statek został załadowany cementem.

Wypłynęliśmy w Niedzielę Wielkanocną. Pogoda była przepiękna, choć dzień wcześniej wiał silny wiatr. Warunki nawigacyjne mieliśmy dobre, ale tylko na Morzu Śródziemnym. Gdy przekroczyliśmy Gibraltar i wyszliśmy na Ocean Atlantycki, rozpoczął się sztorm. Po tygodniu znaleźliśmy się w okolicach Wysp Azorskich. Tam zaświeciło słońce i sztorm lekko ustał, niestety, tylko na jeden dzień, więc dalej sztormowaliśmy. Zła pogoda wzmagała się coraz bardziej. Nie było mowy o spaniu czy jedzeniu. Przechyły statku dochodziły do 40 stopni, a 45 stopni to wartość krytyczna. Polski kapitan i oficerowie starali się tak prowadzić statek, aby się nie wywrócił. Niestety urządzenia radiowe i nawigacyjne zaczęły szwankować i utraciliśmy pozycję. Niebo ciągle było czarne, słońce nie wyszło nawet na chwilę. Tak było już ponad tydzień. Po 14 dniach od wypłynięcia z portu fale zaczęły się wzmagać, dochodziły już do 20 metrów.

Był 16 kwietnia, niedziela. Przyglądałem się przez bulaj jak fale przelewają się przez ładownie, tak że widać było tylko końcówki dźwigów. Jak w każdą niedzielę, czytałem Pismo św. Zamknąłem się w kabinie i spokojnie oddałem się lekturze, bo do tak dużych przechyłów powoli się już przyzwyczaiłem. Gdy przeczytałem zdanie: To wam powiedziałem, abyście pokój we Mnie mieli. Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat (J 16, 33), przeszedł mnie dreszcz. Z dziwnym uczuciem położyłem się spać i, o dziwo, tej nocy po raz pierwszy od wyjścia na ocean, spałem bardzo twardo. Rano dowiedziałem się, że całą tę noc oficerowie na mostku walczyli, aby statek się nie wywrócił. Zapalili dwa czerwone światła co oznaczało: Nie odpowiadam za swoje ruchy. Łączności nie było, pozycji nie było, a sztorm nie ustawał. Wysokie spienione fale jakby drwiły sobie z naszego statku, który w tych okolicznościach był niczym łupinka na wodzie.

O godzinie 8. poszedłem na mostek i starałem się uruchomić satelitę do pomiaru pozycji. Nagle nastąpiło silne tąpnięcie. Statek złamał się w połowie. Decyzja kapitana – opuszczamy pokład. Zamarłem, przyglądając się jak dziób statku unosi się coraz wyżej i wyżej, jak pokrywy z ładowni zrywają się, cement zaczyna się wysypywać, i wszystko szybko zakrywają wysokie fale. Patrzę, a w duszy słyszę: Nie lękaj się! Pobiegłem z mostku do radiostacji i zapytałem, czy wszystko działa i czy jest zasilanie. Tak – usłyszałem odpowiedź. Wiele stacji potwierdziło przyjęcie sygnału i pozycję, którą 10 minut wcześniej kapitan otrzymał od innego statku. Pobiegłem do kabiny, ubrałem kamizelkę ratunkową i już byłem na pokładzie, gdzie znajdowała się szalupa i tratwa ratunkowa. Zapanowała ogólna panika. Z prawej burty wyrzucono tratwę ratunkową, ale nie otworzyła się do końca. Do niej skoczył jeden Filipińczyk, ale ogromne fale tak silnie uderzyły nim o burtę, że marynarz zginął na miejscu. Szalupy nie można było zluzować, był zbyt silny wiatr, więc akcję przeniesiono na drugą burtę. Tu tratwę otworzyliśmy na pokładzie, zrzuciliśmy ją za burtę, lecz na wodzie stanęła odwrotnie. Ogarnął mnie strach, że czegoś zapomniałem. Wróciłem do kabiny i zabrałem z niej różaniec. Gdy wybiegłem ponownie na pokład, usłyszałem głos, który mówił: Nie bój się, będziesz żył! W tym czasie udało się wyluzować szalupę. Większość załogi wskoczyła do niej, część była już w wodzie, przy tratwie ratunkowej, próbując ją na wysokich falach odwrócić do normalnej pozycji. Kiedy zajęliśmy miejsca w szalupie, nie było nikogo, kto mógłby ją opuścić ze statku. Radiooficer, Egipcjanin, ostatni, który znajdował się na pokładzie, stał i płakał. W tej sytuacji wyskoczył z szalupy drugi oficer, Polak i zluzował hamulec. Kiedy znaleźliśmy się na wodzie, fale zaczęły tłuc szalupą o burtę statku. Pomyślałem: To już koniec! W dodatku haki, które normalnie trzymają szalupę, wyluzowały się i zaczęły nas ocierać i bić po głowach. Drugi oficer, ten który opuszczał statek ostatni, zszedł dwa pokłady niżej, po czym skoczył do wody i udało nam się go wciągnąć do szalupy. Próbowaliśmy odbić się od burty, ale fale nam nie pozwalały. Nagle zrobił się duży lej, w który wpadliśmy. Nad głowami ujrzałem śrubę statku o rozpiętości 7 metrów, a my pionowo w górę, niczym windą, zbliżamy się do niej. Zakryłem oczy rękoma, czekając na śmierć i powiedziałem: To już koniec z nami! Poczułem jak śruba dotyka moich włosów i... nagle potężna fala zalała nas i zniosła w inne miejsce. Znaleźliśmy się na grzbiecie fali na wprost naszego statku. Przez chwilę staliśmy jakby unieruchomieni mając przed oczami taki widok: nasz statek łamie się, potem dźwig wbija się w nadbudówkę i wszystko to szybko zaczyna tonąć. Star of Alexandria zatonął na głębokości 5 tys. metrów około 500 mil od Nowego Jorku.

Niebo czarne, ocean – jedna rozszalała piana od fal morskich, a my tu na tej łupince – w dwudziestu trzech jeszcze niedawno silnych mężczyzn, a teraz niczym ludziki z zapałek. Jak tylko statek zatonął, rozpoczęła się „karuzela” – góra, dół, góra, dół. Gdy byliśmy na dole, lęk przerażał w obliczu zamykających nas potężnych ścian wody, a kiedy znaleźliśmy się na grzbiecie fali, to znowu jak byśmy byli gdzieś w górach, na samym wierzchołku szczytu. Wrażenie niesamowite, bo te góry fal ciągle się rozpadały, a my spadaliśmy wraz z nimi. Strach, a jednocześnie głęboko w sercu schowane poczucie, że Ktoś tę łupinkę na lince między falami ciągnie w stronę ziemi. Przypomniałem sobie, jak Pan Jezus chodził po wzburzonym morzu i pomyślałem, że to On nas prowadzi.

Szalupa zaczęła nabierać wody. Uparcie, w desperacji, wypompowywaliśmy ją ręczną pompką i czym się dało. Traciliśmy już siły. Dokuczliwe zimno sprawiało, że niektórzy z nas zaczęli mieć dreszcze, wymiotować i mdleć. Zdaliśmy się już wszyscy na łaskę Bożą.

Trwało to już 8 godzin, kiedy nadleciały samoloty. Niestety tylko nas zlokalizowały. Chwila nadziei i znów zdanie się na Opatrzność. Około godziny 17. zbliżył się do nas duży statek, który płynął do Anglii z węglem. Zasłonił wysoką falę i rozpoczął akcję ratunkową. Zrzucono nam liny i siatkę. Zaczęliśmy słabszych przywiązywać, a marynarze z ratującej nas załogi wciągali powoli rozbitków na pokład. Wszedłem po siatce, a gdy znalazłem się na pokładzie, upadłem i już nie miałem siły wstać.

Udało się uratować wszystkich 23 marynarzy z szalupy (wcześniej 2 zginęło). Otoczono nas troskliwą opieką. Na drugi dzień przypłynął statek amerykańskiej straży przybrzeżnej i tam nas przetransportowano. Wszyscy uważali, że to cud, że uratowaliśmy się w szalupie otwartej na tak wzburzonym morzu. I ja też twierdzę, że to był cud, cud Bożego miłosierdzia.

Bogu niech będzie chwała i dzięki!

Wiele jeszcze otrzymałem miłosierdzia i łask od Pana na innych statkach. Do dzisiaj pływam na jednostkach greckich. Ostatnio byłem na tankowcu – nowym, bardzo dużym i skomputeryzowanym – 300 tys. ton. Wozi on ropę z Zatoki Perskiej do Japonii. Bałem się pływać na nim, ale zaufałem Panu, i szczęśliwie ukończyłem kontrakt. Dzięki Ci, Panie!

Warto zaufać Bogu i zdać się na Niego, aby On nas prowadził. Na statku jest wiele czasu i spokoju, aby móc wsłuchać się w głos Boży. Moja codzienność to modlitwa, różaniec, Koronka do Bożego Miłosierdzia, codzienne czytanie Pisma św., prasy i książek katolickich.

Kończę to świadectwo słowami: Tobie, Panie, zaufałem, nie zawstydzę się na wieki.

Leszek M. ze Szczecina ?

PS. Polecam także wszystkim marynarzom modlitwę:

Boże, Źródło życia i miłości, prowadź nasz statek i załogę bezpiecznie po morzach, oceanach i portach. Chroń nas od niebezpieczeństwa, bezmyślności i brawury, aby nikt z nas nie stał się kaleką, nie poniósł śmierci i nie stał się przyczyną cierpienia naszych rodzin i bliskich. Okaż, Panie, miłosierdzie swoje i obdarz radością życia wiecznego tych marynarzy i rybaków, którzy ponieśli śmierć na morzach i oceanach.

Amen.

Zamów prenumeratę

Jeśli jesteś zainteresowany pobraniem całego Numeru w formacie PDF



Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.


Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku


Top

Poleć tę stronę znajomemu!


Przeczytaj teraz: