Articles for Christians at TrueChristianity.Info. Czy dziecko jest zagrożeniem? Christianity - Articles - Temat numeru
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
Czy dziecko jest zagrożeniem?
   

Świadectwo,
Miłujcie się! 3/2006 → Temat numeru



Po raz pierwszy usłyszałam o Waszym czasopiśmie rok czy dwa lata temu, kiedy to znajomy z Ruchu Rodzin Nazaretańskich zachwalał Miłujcie się! jako szczególnie cenną lekturę dla młodzieży. Sama mam troje dzieci, w wieku 18, 16 i 9 lat, i wiem, jak trudno do dzieci czy młodzieży dotrzeć z pewnymi treściami.

Należę do pokolenia, które właściwie nie miało dostępu do literatury katolickiej. Przed kilkoma laty kupiłam pierwszy numer Różańca i właśnie od tego czasu zaczęła się moja ponowna edukacja religijna. Z domu rodzinnego wyniosłam oczywiście nawyk chodzenia do kościoła w niedzielę, a także uczestniczenia w rekolekcjach. Ponadto w czasie studiów dwukrotnie odbyłam pieszą pielgrzymkę do Częstochowy. Mimo to rozwój mego życia duchowego w tamtym czasie nie był moją główną troską – chociaż czyniłam jakieś wysiłki w tym zakresie. Pan Bóg był gdzieś obok, ja sama planowałam i realizowałam swoje życie.

W czasie moich studiów medycznych w Warszawie, gdy byłam już na piątym roku, jeden z wykładowców, mówiąc na temat środków antykoncepcyjnych, zaczął swój wywód następującymi słowami: „No, wasze mamy jeszcze nie znały leków [wtedy się tak jeszcze mówiło] antykoncepcyjnych, bo inaczej by was tutaj tak dużo nie było”…

Dziś już, wiele lat po tym fakcie (studia skończyłam w roku 1982), jestem w stanie otwarcie powiedzieć, że człowiek, który tak potrafi podeptać godność innych ludzi, nigdy nie powinien zostać ani lekarzem, ani wykładowcą. Myślę dzisiaj także, że wielu z nas poczuło się wówczas dotkniętych tą arogancką wypowiedzią – ale cóż: młodzi ludzie może nie w pełni zdają sobie sprawę z tego, że tak nie powinno się mówić o bliźnich. Nikt wtedy nie zaprotestował…

Z czasu studiów, także z piątego roku, utkwiły mi również na trwałe w pamięci pewne zajęcia z ginekologii, które odbywały się w warszawskiej klinice przy ul. Starynkiewicza. Asystentem, który prowadził tam wtedy ćwiczenia ze studentami, był pewien tęgi lekarz ginekolog. Podczas naszej praktyki człowiek ten przyjmował pacjentki i u jednej z nich, na naszych oczach, dokonał aborcji. To, co wtedy zobaczyliśmy, to był prawdziwy koszmar: maleńka ludzka istota, w pełni ukształtowana – widać było nawet żeberka w klatce piersiowej – we krwi… Ten asystent musiał sobie zdawać sprawę, że kobieta może doznać szoku, jak zobaczy to dziecko, dlatego powiedział: „Przykryjcie, żeby nie widziała”. A my, studenci? Nikt się o to nie zatroszczył, nikt nas nie uprzedził, nikt się nas nie spytał, czy chcemy to widzieć… A co z naszymi poglądami? Nikogo to nie obchodziło… Ów ginekolog, już po fakcie, nawet sam się przestraszył, że miał aż tylu świadków, ponieważ przerwana przez niego ciąża była mocno zaawansowana. Pamiętam nawet jego zaskoczenie, kiedy zapytał pacjentkę o datę jej ostatniej miesiączki (prawnie mógł w tamtym czasie dokonać aborcji do 12. tygodnia ciąży, o ile się nie mylę) i usłyszał odpowiedź…

Całymi miesiącami śniło mi się potem to dziecko. Wiedziałam oczywiście wtedy, że aborcja jest złem, ale… I chyba właśnie to „ale” zadecydowało, że zaczęłam czytać różne materiały o początkach życia człowieka. Dowiedziałam się z nich między innymi, że ludzkie serce zaczyna bić już od czwartego tygodnia ciąży. A to przecież jest czas, kiedy kobieta zaledwie podejrzewa, że może być w ciąży… To wtedy właśnie postanowiłam, że ja sama nigdy nie dopuszczę się takiego strasznego czynu.

Wkrótce wyszłam za mąż. Oboje (mąż też jest lekarzem) dużo pracowaliśmy – dyżury nocne, robienie specjalizacji. I, niestety, dotknęły nas trudności związane z poczęciem potomstwa. Wreszcie gdy już się wydawało, że wszystko będzie dobrze, okazało się, że muszę być operowana. I w ten oto sposób po pięciu latach małżeństwa wciąż byłam bezdzietna, mając już 30 lat i teoretycznie (według podręcznika) jedynie 33% szans na zajście w ciążę. Zaczęłam się wówczas zastanawiać nad wszystkim od początku, a w szczególności nad wiedzą medyczną – w odniesieniu do swego losu i do woli Bożej. To właśnie wtedy wspólnie z mężem postanowiliśmy, że będziemy się modlić o poczęcie dziecka. Pan Bóg okazał się dla nas łaskaw i po niedługim czasie urodził się nam syn. Wielkie było nasze szczęście! Nasz pierworodny na chrzcie św. otrzymał imiona Jakub Maria, ponieważ pragnęłam, aby Matka Boża sprawowała opiekę nad naszym dzieckiem. Wkrótce potem urodziłam jeszcze córeczkę.

W następnych latach życie upływało nam głównie na codziennych sprawach i obowiązkach. Czasu na modlitwę, niestety, nigdy nie było w naszym domu zbyt wiele, a na domiar złego mój mąż, który w tamtym czasie pracował w dużym szpitalu w Warszawie, dokonywał aborcji. Długo z nim walczyłam o to, by zaniechał tej haniebnej działalności. W końcu, po kilku latach moich usilnych, nieustannych próśb, mąż uległ i przyrzekł, że więcej tego nie zrobi.

Ja tymczasem nadal się uczyłam i zaliczałam kolejne egzaminy specjalizacyjne. Kiedy córka miała roczek, a syn trzy latka, byłam już specjalistą drugiego stopnia z interny. W tym też czasie powoli dojrzewała we mnie świadomość odpowiedzialności za życie i szczęście dzieci oraz za dar wiary, który koniecznie chciałam im przekazać. Pragnęłam, żeby miały siłę, której ja nie miałam w młodości, ducha, którego mnie nie stało, odwagę, której ja nie mam.

Niedługo potem Pan Bóg postawił na mojej drodze pacjentkę, której córka należała do Stowarzyszenia Harcerstwa Katolickiego – do „Zawiszy”. Bardzo się tym zainteresowałam i postanowiłam zapisać swoje dzieci (syn miał wtedy 14 lat, a córka 12) do tej samej drużyny. I choć na początku miały opory (zwłaszcza syn), to po pewnym czasie oboje byli bardzo zadowoleni z tego, że są harcerzami. Ja także się z tego cieszyłam, bo zdawałam sobie sprawę, że w dużym mieście dzieci i młodzież są łatwym łupem dla różnych sekt, że są zagrożone narkomanią, pornografią i hedonistycznym stylem życia. Wiem też, że zawdzięczam to Panu Bogu, i nadal się modlę za swoje dzieci, mam bowiem trudne do opisania przeczucie, że żyjemy w czasach ostatecznych i że trzeba być przygotowanym na wszystko. I na takie właśnie czasy pragnę przygotować swoje dzieci, pamiętając przy tym, że trzeba zaakceptować wszystko, co mówi Pan Bóg, bo to jest zawsze najlepsze dla człowieka.

Nie może więc być planowania rodziny przy zastosowaniu antykoncepcji, bo to nie jest zgodne z zamysłem Stwórcy. Oczywiście wiem, jako lekarz, że środki antykoncepcyjne są wygodne dla pragnących „używać życia” młodych ludzi – zwłaszcza dla mężczyzn, którzy podejmują współżycie seksualne bez zobowiązań; mogą być zagrożeni „jedynie” chorobą weneryczną czy HIV, ale nie potomstwem... Kobietom zaś, szczególnie młodym, nie mówi się, jak niebezpieczne są dla nich wszelkie sztuczne środki antykoncepcyjne. Sama spotkałam się z przypadkiem, kiedy moja pacjentka, młoda dziewczyna, po roku przyjmowania antykoncepcji przestała miesiączkować. I co taka dziewczyna ma wtedy zrobić? Przecież ginekolog, który jej to radośnie i bezmyślnie – na jej prośbę – przepisał, nie jest w stanie zaaplikować jej jakiejś innej tabletki, która by przywróciła tej młodej kobiecie płodność. Potrzebne jest tutaj o wiele bardziej skomplikowane leczenie (nie jest przy tym ostatecznie wyjaśniona kwestia powstawania raka sutka wskutek zażywania środków antykoncepcyjnych; onkolodzy twierdzą jednak, że ma to jakiś wpływ – oczywiście negatywny). Średni wiek, w którym kobieta w naszym klimacie może zajść z ciążę, to około 20 lat. Jeśli jednak dziewczyna, jak to się nierzadko zdarza, najpierw się uczy albo pracuje, a potem jeszcze kilka lat poświęca na znalezienie odpowiedniego partnera, to o dziecku zaczyna myśleć, kiedy ma 30 – 35 lat. A wtedy – choć nikt tego głośno nie mówi – może już, niestety, być za późno na macierzyństwo…

Ponadto obecnie młode kobiety straszy się możliwością tzw. niepożądanej ciąży, w związku z czym przemysł farmaceutyczny lansuje tezę, że łykać tabletki antykoncepcyjne powinny już 15-letnie dziewczęta. Ażeby je do tego zachęcić, drukuje się w wielkim nakładzie bajecznie kolorowe pisemka typu Bravo czy Dziewczyna. Bo to jest biznes: taka młodziutka czytelniczka zaczyna przyjmować tabletki hormonalne (musi je zażywać codziennie) albo naklejać antykoncepcyjne plastry – i tak przez 20 czy nawet więcej lat (dlatego właśnie między innymi, tzn. w celu zwiększenia zysków koncernów farmaceutycznych, w ulotkach informacyjnych wydłużono wiek, do którego kobiety mogą stosować antykoncepcję).

Chciałabym w tym miejscu wspomnieć jeszcze o jednej swojej pacjentce – młodej, 26-letniej kobiecie, która zgłosiła się do mnie z zaburzeniami miesiączkowania. Była ona przez jakiś czas na stypendium naukowym w USA. Do Polski wróciła taka jakaś przygaszona. W rozmowie ze mną przyznała się, że tam, w Ameryce, zaszła w ciążę, a potem dokonała aborcji. Teraz choruje na depresję. Nikomu z rodziny nie przyznała się nawet, co się jej przytrafiło. Aż trudno mi było sobie wyobrazić, co ta dziewczyna musiała przejść: sama, w obcym kraju. Z płaczem zwierzyła mi się, że gdyby wiedziała, iż może liczyć na wsparcie swej rodziny (duchowe, jak zrozumiałam), to by się tej aborcji nie poddała… A kiedy zrobiłam tej pacjentce wszystkie badania, okazało się, że cierpi ona na stosunkowo rzadką chorobę, która powoduje dysfunkcję jajników (stąd te jej zaburzenia w miesiączkowaniu). Niestety, u kobiet z tym zespołem dość często występuje niepłodność. Nie wiem, co się dalej stało z tą dziewczyną, ale być może to dziecko, które usunęła, było jej jedyną szansą na macierzyństwo. Tego jednak już nikt się pewnie nie dowie…

Czytelniczka

Zamów prenumeratę

Jeśli jesteś zainteresowany pobraniem całego Numeru w formacie PDF



Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.


Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku


Top

Poleć tę stronę znajomemu!


Przeczytaj teraz: