Articles for Christians at TrueChristianity.Info. List do dziewcząt. O tym, jaką chciałbym mieć żonę Christianity - Articles - Młodzież
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
List do dziewcząt. O tym, jaką chciałbym mieć żonę
   

Autor: Jan Bilewicz,
Miłujcie się! 5/2006 → Młodzież



Cześć!... Do napisania listu na powyższy temat natchnęły mnie pewne nadesłane mi życzenia, a zwłaszcza jeden ich fragment. Brzmiał on tak: „Życzę Ci, Jaśku, żebyś znalazł sobie dobrą żonę”. Dziękuję, bardzo miłe… Żony wprawdzie nie szukam, ale te życzenia spowodowały, że zastanowiłem się nad swoim ideałem małżonki. Najpierw planowałem napisać o tym do chłopców, ale potem jednak doszedłem do wniosku, że mówienie o dziewczynach za ich plecami byłoby nie fair. A więc to z Wami dzielę się tymi osobistymi myślami. Temat jest mniej więcej taki: „Jaką chciałbym mieć żonę, czyli jakie dziewczyny podobają mi się najbardziej?”. Materia – powiedziałbym – wdzięczna, ale delikatna.

Dobra i sympatyczna raczej niż piękna

Pierwsza myśl, jaka przychodzi mi do głowy, jest następująca: moja żona wcale nie musiałaby być jakąś tam „miss” konkursu piękności. Wcale! A nawet lepiej, żeby nie była. Raczej dobra, sympatyczna, kochająca rodzinę niż piękna. Te dziewczyny uznawane za piękności przez magazyny mody, jurorów konkursów na „Miss...”, producentów filmowych z Hollywoodu – to niestety przeważnie bardzo biedne istoty, choć dumne jak pawie. Jeżeli bezustannie się im mówi, że są piękne i jakie to są piękne, atrakcyjne, sexy i super, to w końcu zaczynają myśleć, że najważniejszą rzeczą pod słońcem jest być piękną oraz wzbudzać zachwyty mężczyzn. Wtedy siedzi się godzinami przed lustrem i nakłada na buzię kremy, pudry, cienie, szminki, róże, tusze itp. I w końcu ta buzia wygląda jak z muzeum figur woskowych (jest takie muzeum w Londynie).

Żeby być jeszcze bardziej atrakcyjną („bo przecież to jest najważniejsze”) i „na topie”, trzeba upodobnić się do modelek z pokazów mody. Wiadomo, są one chude jak patyki, więc należy się odchudzać. No bo co to będzie, jeśli nie będę taka chuda jak one? Może w ogóle przestanę się podobać chłopakom... Ile samozaparcia, wyrzeczeń i ofiar tylko po to, żeby stać się chudą jak patyk!... Niektóre z pretendentek do „szczytów piękności” w ten sposób zagłodziły się prawie na śmierć, a inne nawet zupełnie na śmierć...

I kiedy za 10, 15 czy 20 lat owa „gwiazda” zaczyna się starzeć i ci sami mężczyźni, którzy ją tak podziwiali, zaczynają teraz adorować o 10, 15, 20 lat młodsze „piękności”, wszystko zaczyna się walić. (Zupełnie jak dom zbudowany na piasku z przypowieści Pana Jezusa). Trzeba wtedy nakładać coraz grubsze warstwy pudru i tuszu albo robić operacje plastyczne. Ale starzenie się i tak postępuje! Koniec świata! Koniec męskich westchnień i zazdrości innych kobiet! Koniec! Katastrofa, pustka, bezsens życia, depresja...

Gdyby natomiast ta sama dziewczyna poświęciła tyle samo uwagi, czasu i starań zamiast upiększaniu swojego ciała – upiększaniu swojego serca, to teraz, po iluś tam latach, miałaby do zaoferowania innym bardzo, bardzo wiele: dobroć, radość, pokój, mądrość... Tym na pewno wzbudziłaby autentyczną miłość i szacunek. (Chociaż może nie tych mężczyzn, którym zawsze chodzi o „jedno i to samo” – domyślasz się o co). Dobroć i inne pozytywne cechy charakteru zawsze są w cenie, zawsze są poszukiwane, ich piękno się nie starzeje. Piękno ciała przemija – piękno serca trwa! Z całą pewnością piękno wewnętrzne jest nieporównywalnie ważniejsze. Cóż mi z tego, że moja żona miałaby piękną figurę, a brzydki charakter? Obawiam się, że szybko by zgasł mój podziw dla jej pięknej figury.

Jeżeli zbyt wielką uwagę przywiązuje się do własnego ciała, to potem – rzecz zrozumiała – chce się je eksponować. Ja akurat nie przepadam za dziewczynami paradującymi po mieście z gołymi brzuchami, udami, w przeźroczystych spodniach czy szortach, które do złudzenia przypominają – przepraszam za słowo – majtki. Zaraz dokładniej wyjaśnię dlaczego. Zanim to jednak zrobię, chciałbym powiedzieć, za jakimi dziewczynami przepadam. Są takie: pełne kobiecego wdzięku i ciepła, skromne, naturalne, niewinne. Nie zabiegają o tanią popularność, nie płyną z prądem różnych mód, nie rzucają się chłopakom na szyję. Są mądre, bo wiedzą, co jest dobre, a co złe. Łagodne, ale potrafią też być odważne i stanowcze. Pracują nad sobą.

Dobrze wyraża to, co chcę powiedzieć, Pismo św.: „Niewiastę dzielną któż znajdzie? Jej wartość przewyższa perły. Serce małżonka jej ufa (…)” (Prz 31, 10-11); „Nie odchodź od żony mądrej i dobrej, albowiem miłość jej cenniejsza niż złoto” (Syr 8, 19). Żona mądra, dobra, dzielna jest cenniejsza niż perły i złoto. Jakże słuszne! Mądra i dobra – a nie modna, seksowna, nowoczesna itp. I jeszcze: „Wdzięk żony rozwesela jej męża, a mądrość jej orzeźwia jego kości. Dar Pana – żona spokojna (…). Wdzięk nad wdziękami skromna kobieta” (Syr 27, 13-15).

Kiedy spotykam taką dziewczynę, w której jest wspomniana wyżej skromność, wdzięk, dobroć, pokój, mądrość, to autentycznie raduje się moje serce. Nawet nie domyślają się, że ich sama obecność sprawia mi radość. I nie ma w tym jakichś brzydkich uczuć, pożądania czy czegoś takiego... Niewinne dziewczyny wzbudzają we mnie niewinne uczucia: radość, zachwyt, opiekuńczość, troskliwość, powiedziałbym nawet – miłość. Taką Bożą, czystą.

A jakie uczucia wzbudzają we mnie dziewczyny ubierające się zgodnie z najnowszą modą, czyli takie bardziej rozebrane niż ubrane? Nieskromne dziewczyny prowokują we mnie – nie będę ukrywał – nieskromne myśli i pragnienia. Dlatego staram się trzymać od nich z daleka. Nie jestem ani z drewna, ani z kamienia, ale z krwi i kości, niestety skażonych grzechem pierwotnym. Na szczęście z Bożą pomocą nauczyłem się radzić sobie z tymi reakcjami. Oczywiście, zawsze wymaga to większego czy mniejszego wysiłku, w zależności od tego, jak bardzo modna (czyli rozebrana) jest dziewczyna, którą widzę. Wewnętrzne zamieszanie spowodowane tym bodźcem muszę uporządkować. W sumie jest tak: zamiast podziwiać dziewczynę i cieszyć się jej obecnością, muszę walczyć z samym sobą. I kiedy idę ulicą i co 100 metrów spotykam takiego golasa, to zaczynam się denerwować. Nie można spokojnie przejść! Ta moda jest agresywna! Te dziewczyny są agresywne!

Obronić miłość przed pożądaniem

Zastanawiasz się może, jak to będzie w takim razie po ślubie. Przecież żona nie będzie chodziła stale po domu z zapiętym pod szyją ostatnim guzikiem. Słusznie! Mam nadzieję, że nie. Ale też sytuacja będzie zupełnie inna. Narzeczona musiałaby mi najpierw dać szansę, żeby rozwinęły się we mnie do niej te pozytywne uczucia i nastawienia, o których wspomniałem wyżej. Taki musi być punkt wyjścia. A więc musi być skromna. Jeżeli nie będzie, pożądanie zdusi miłość, albo nawet nie pozwoli jej w ogóle zaistnieć.

Wróćmy do początku. Załóżmy, że mam narzeczoną – istnego anioła. Zaczynam ją kochać ze względu na jej wewnętrzne piękno (ciała na tym etapie można jedynie pożądać). Miłość powoli wzrasta i dojrzewa. Kocham coraz bardziej... Gdyby któreś z nas zaczęło być teraz nieskromne (pokusy są bardzo silne i kuszone są nawet anioły), pożądanie zdominowałoby i w końcu uśmierciłoby naszą miłość. Jest ona jeszcze wciąż jak mała, delikatna roślinka, potrzebująca ochrony, ale z czasem – jeśli będziemy cierpliwi – rozrośnie się w potężne drzewo, którego nie złamie żaden wicher.

Załóżmy więc, że byliśmy cierpliwi i potrafiliśmy obronić naszą miłość przed pożądaniem. Teraz kochamy się tak bardzo, że chcielibyśmy być ze sobą na zawsze, w złym i dobrym, w radościach i smutkach. Jesteśmy tego pewni. Wobec Boga, przedstawiciela Jego Kościoła i świadków składamy sobie obietnicę miłości i wierności do końca życia. Ten akt oddania się sobie na całe życie pogłębia jeszcze naszą miłość. Zaczyna działać – co bardzo ważne – łaska sakramentu małżeństwa. I taka dojrzała miłość, wsparta Bożą łaską, uśmierza pożądanie i nie pozwala mu dominować. Teraz już nie pożąda się ciała współmałżonki, ale się je kocha. Oczywiście chciałbym kochać ciało swojej żony, a nie go pożądać. Do tego dochodzi się przez zachowanie czystości przed małżeństwem.

Dziewice są piękne

Moim ideałem kandydatki na żonę jest dziewica. I nie tylko moim. Sądzę, że 95% mężczyzn chciałoby poślubić dziewice (te pozostałe 5% to – zapewniam Cię – mało ciekawi faceci). Nie chciałbym być którymś z kolei mężczyzną w życiu mojej żony. Bo jeśli wcześniej bawiła się z innymi w męża i żonę, to może i nasze małżeństwo byłoby dla niej tylko zabawą? Jeśli byłbym którymś z kolei, to może i nieostatnim? Jeśli pomyliła się w swojej „miłości” ileś razy, to może i tym razem popełniła pomyłkę? A jeśli dotąd traktowała seks lekko, to pewnie zdradzi mnie przy najbliższej okazji. Sensowne? Można mieć takie obawy?...

Ty też chyba nie chciałabyś wychodzić za mąż za kogoś, kto przez lata uganiał się za dziewczynami. Bo jeśli przyzwyczaił się do takiego stylu życia, mała szansa, że zmieni go po ślubie. Co najwyżej trochę zmodyfikuje. „Czym skorupka za młodu nasiąknie…” – mówi słusznie stare polskie przysłowie. Głębokie nawrócenia zdarzają się, ale rzadko. Liczenie na takie nawrócenie po ślubie przypominałoby trochę grę w totolotka.

Chciałbym ożenić się z dziewicą. Z całą pewnością. Dziewice są piękne! Mówi się: „dziewicze lasy”, „dziewiczy krajobraz” – i to właśnie określenie oznacza walory następujące: naturalność, piękno, harmonię, pokój, ciszę. „Dziewicza przyroda” znaczy: przyroda nietknięta i czysta. „Skąd wiem, że dziewczyna jest dziewicą?” – zapytasz. Rozróżniam je dosyć łatwo, tak jak rozróżniam dziewiczy las i las zaśmiecony, połamany, pełen krzyku...

Matka Teresa z Kalkuty powiedziała: „Największy dar – o ile większy niż pieniądze i posag – jaki możecie sobie ofiarować w dzień ślubu, to czyste serce i dziewicze ciało”. Zgadzam się w zupełności. Natomiast św. Leopold mawiał, że: „Jedna dziewica czysta duszą i ciałem jest warta więcej niż wszystkie królowe świata ze swymi bogactwami”. Oczywiście, jedna dziewica, zwłaszcza jako kandydatka na żonę, jest więcej warta niż wszystkie słynne modelki plus wszystkie równie bogate, jak zepsute gwiazdy filmowe i estradowe.

Są jeszcze – zauważyłem – dziewice na prostej drodze do utraty dziewictwa. (Dobrze, że z tej drogi można zawsze zawrócić). Właściwie tylko fizycznie są to dziewice, ale w głębi serca już nie. Ich sposób zachowania, myślenia, poglądy mówią, że oddadzą się komuś za miesiąc, za pięć, za rok. Po to tylko, by na przykład dorównać koleżankom albo z ciekawości „jak to jest”.

I są też takie dziewczyny, którym zdarzyło się popełnić błąd i które doskonale o tym wiedzą. Szczerze żałują pomyłki. Skrucha i wyznanie grzechu w spowiedzi oczyszcza je. Jeśli trwają w czystości, na powrót stają się piękne, choć nie odzyskają już niewinności.      

Mój ideał żony dobrze odzwierciedlają słowa Ojca Świętego Piusa XII, który tak mówił: „(…) jakby słońcem rodziny jest żona i matka. Jest słońcem przez swoją wielkoduszność, poświęcenie, czujną i zapobiegliwą delikatność w stosunku do wszystkiego, co mogłoby czynić bardziej radosnym życie męża i dzieci. Wokół siebie roztacza światło i ciepło. Żona jest słońcem rodziny przez jasność swojego spojrzenia i ciepło mowy. Jej oczy i głos słodko przenikają duszę, zachęcają, poruszają, podnoszą, oddalają porywy gniewu i skłaniają męża do radowania się dobrem, do radosnej rodzinnej rozmowy po długich trudach codziennych zajęć… Żona jest słońcem rodziny przez swoją naturalną i pogodną szczerość, szlachetną prostotę, chrześcijańską prawość… Delikatność uczuć, pogodny wyraz twarzy, milczenie, uśmiech bez złośliwości – nadają jej wdzięku kwiatu… O, gdybyście mogli wiedzieć, jak głębokie uczucie miłości i wdzięczności w sercu ojca rodziny i dzieci wywołuje i pozostawia taki obraz żony i matki”.

I tymi pięknymi słowami Ojca św. kończę dzisiejszy list. Na zakończenie powiem tylko jedną jeszcze rzecz – bardzo ważną, chyba najważniejszą. Chciałbym mianowicie, aby moja narzeczona, a następnie żona i matka moich dzieci była wierząca. Tak głęboko wierząca, żeby kochała Jezusa bardziej niż mnie. Dziwne?... Ani trochę! On, który jest miłością i źródłem prawdziwej miłości, musi być zawsze na pierwszym miejscu. Pomijając wiele innych spraw, tylko to byłoby gwarancją, że jej miłość do mnie byłaby prawdziwa i że byłbym dla niej naprawdę ważny. I ja także musiałbym kochać Jezusa bardziej niż żonę, żeby ją kochać prawdziwą miłością. A tylko na takiej miłości mi zależy... Trudne do zrozumienia? Napiszę o tym więcej przy najbliższej okazji. Szczęść Boże!

Wasz starszy brat, Jaśko Bilewicz

 

Zamów prenumeratę

Jeśli jesteś zainteresowany pobraniem całego Numeru w formacie PDF



Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.


Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku


Top

Poleć tę stronę znajomemu!


Przeczytaj teraz: