Articles for Christians at TrueChristianity.Info. Czystość przedmałżeńska, czyli płynięcie pod prąd cz. II Christianity - Articles - Młodzież
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
Czystość przedmałżeńska, czyli płynięcie pod prąd cz. II
   

Autor: Jan Bilewicz,
Miłujcie się! 4/2008 → Młodzież



Twierdzi się mianowicie, że: Potrzebne jest pewne praktyczne wychowanie seksualne. Jeżeli dziewczyna wychodzi za mąż, nie mając za sobą żadnych doświadczeń, nie powinna się spodziewać, że będzie umiała zadowolić swojego męża. Co na ten temat sądzą sami młodzi?

W pierwszej części tego artykułu przeanalizowaliśmy dwa argumenty, za pomocą których różni ludzie zachęcają młodych do podjęcia przedmałżeńskiego współżycia. Dzisiaj skoncentrujemy się na kolejnym, który pojawia się w mediach nie najwyższej – jak zobaczymy – klasy. Twierdzi się mianowicie, że: „Potrzebne jest pewne praktyczne wychowanie seksualne. Jeżeli dziewczyna wychodzi za mąż, nie mając za sobą żadnych doświadczeń, nie powinna się spodziewać, że będzie umiała zadowolić swojego męża. Podobnie i mężczyzna powinien zatroszczyć się o swoją edukację seksualną, aby umieć usatysfakcjonować swoją żonę”. Innymi słowy przedmałżeński seks jest korzystny, ponieważ potem wiadomo, co, gdzie i jak robić, żeby było „odlotowo”… Co na ten temat sądzą sami młodzi? Na początek dwa świadectwa.

 „»Chciałbym mieć żonę dobrą w łóżku« – zwierzył mi się kiedyś kolega, przypuszczam, że pod wpływem chwilowego zamroczenia umysłowego po obejrzeniu jakiegoś filmu w telewizji. »Najprędzej – odpowiedziałem – znajdziesz swój ideał w jakiejś agencji towarzyskiej. Tam są dziewczyny, które w dzień i w nocy trenują swoje umiejętności w interesującym cię zakresie«” (Marcin, l. 19).

„Wyobrażam sobie współżycie z tzw. doświadczoną dziewczyną. »Misiu – mówi do mnie w noc poślubną – połaskocz mnie tutaj, bo tu mnie łaskotał Krzysio i sprawiało mi to dużą przyjemność... O, dziękuję, było świetnie. A teraz ja ci zrobię pewną niespodziankę. Zobaczysz, że ci się spodoba. Wszystkim, którym to wcześniej robiłam, bardzo się podobało... A teraz, Misiu, będziemy się kochać. Ale musisz założyć sobie prezerwatywę. Proszę, kupiłam wczoraj pięćdziesiąt. Musimy się zabezpieczyć. Popatrz, miałam tylu partnerów, a wpadłam tylko dwa razy. Ale jak wezmę jeszcze globulkę, to na pewno wszystko będzie dobrze«. Erotomani lubią takie seksmaszyny. Mnie odstraszają jak frankenstein. Jeśli będę się żenić, to tylko i wyłącznie z dziewicą!” (Michał, l. 20).

Z wielu powodów przedmałżeńskie doświadczenia seksualne szkodzą współżyciu w małżeństwie, a nawet je rujnują. Poza kilkoma oczywistymi, na które wskazują powyższe świadectwa, należałoby zwrócić uwagę na dwa czynniki mniej wyraziste, a bardzo ważne.

Po pierwsze warunki, w jakich przebiega przedmałżeńskie współżycie, zawsze dalekie są od idealnych. Na przykład towarzyszą mu lęki (przed ciążą, porzuceniem, odkryciem itp.), poczucie winy, inne negatywne emocje. Problem w tym, że są one trwale kojarzone ze współżyciem i przenoszone później na sytuację małżeńską. Tak działa nasza psychika. Czy chcemy tego, czy nie. Zwłaszcza przeżycia towarzyszące pierwszym kontaktom seksualnym mocno „wdrukowują się” – jak mówią psychologowie – w sferę emocjonalną.

Po drugie, partnerzy uczą się fałszywej koncepcji współżycia, ponieważ nie realizują jego właściwego, naturalnego celu. To także wpłynie negatywnie na jakość późniejszego współżycia.... Motywy i cele są niezwykle ważne w każdej dziedzinie życia. Głowy na przykład nie powinniśmy używać do rozbijania muru – jak mówi znane przysłowie. Nie po to została nam dana i dlatego nic dobrego z takiego jej użycia nie wyniknie. Seksualność także ma swój określony cel: realizowanie jej zgodnie z przeznaczeniem przynosi radość i szczęście. Używanie jej inaczej – rani.

Jaki jest naturalny cel współżycia seksualnego? Oprócz zrodzenia potomstwa celem aktu seksualnego jest wyrażenie miłości. (Miłość jednak z pewnością nie polega – jak nam bezustannie wmawiają media – na prostym rozbudzeniu pożądania, a następnie zaspokojeniu go za pomocą ciała partnera(-ki). Dokładnie tak się przecież dzieje w spotkaniu prostytutki z jej klientem, ale tam nie ma miłości). Akt seksualny jest wyrazem miłości, gdy następuje w nim bezinteresowne obdarowanie sobą drugiej osoby, oddanie się sobie, zawierzenie, jeżeli jest to akt głębokiego złączenia swego życia z życiem współmałżonka, stopienie się nie tylko ciał, ale również – czy przede wszystkim – dusz. Może być takim tylko wtedy, gdy jest darem z siebie na całe życie, na zawsze. (Oddanie się sobie na całe życie ma absolutnie kluczowe znaczenie w relacji seksualnej. Jeżeli nie ma go we współżyciu kobiety i mężczyzny, przypomina owo współżycie bardziej spotkanie prostytutki z jej klientem niż akt małżeński, choć partnerzy mogą mieć wysokie mniemanie o tym, co robią).

W przedmałżeńskim współżyciu nie ma oddania się sobie na zawsze. Nawet narzeczeni nie są jeszcze małżonkami i mogą w każdej chwili, choćby na dzień przed ślubem, bez żadnych konsekwencji i zobowiązań się rozstać. Nikt nie broni ich związku. Powiedzielibyśmy w takim przypadku: „Szkoda, ale mieli przecież prawo to zrobić”. Narzeczeni mniej lub bardziej uświadamiają sobie fakt, że ich właściwa, wspólna droga jeszcze się nie rozpoczęła. Mają wciąż poczucie tymczasowości. Dlatego też oddanie się sobie nie może być pełne.

Dopiero wzajemne ślubowanie złożone wobec Boga oraz świadków: rodzin, przedstawicieli Kościoła i państwa, jest gwarancją dobrych intencji i podstawą złączenia całego swego życia z życiem współmałżonka. Nie wymyślono w tym celu lepszej instytucji. Małżeństwa broni całą swoją powagą i autorytetem Kościół, a także – przynajmniej częściowo – prawo cywilne i opinia społeczna. Daje to małżonkom poczucie bezpieczeństwa i stałości, które są konieczne do wzajemnego oddania się sobie.

Fałszywe cele

A jaki jest cel współżycia przedmałżeńskiego? Weźmy dwa przykłady. Dziewczyna – jak już zostało powiedziane – może czuć się w przedmałżeńskim związku dowartościowana. Czasami ze swoim kolegą jest jej lepiej niż we własnym domu, gdzie nikt nie ma dla niej czasu. Chłopak okazuje jej swoje zainteresowanie i daje wyraz temu, że jest dla niego atrakcyjna. Dziewczyna być może rozpocznie aktywność seksualną po to, aby uporać się z poczuciem samotności czy nieatrakcyjności. Ale nie taki jest naturalny cel współżycia. (Seksualność nie została nam dana po to, aby znieczulać bolesne relacje z rodzicami). W ten sposób rozwija w sobie pewien schemat reagowania – tym mocniejszy, im dłużej trwa tego rodzaju związek. Kiedy wyjdzie za mąż i pojawi się jakiś zły nastrój, niepowodzenie czy porażka, będzie szukała we współżyciu lekarstwa na powstały ból. Akt małżeński podejmowany z taką motywacją jest daleki od tego, czym mógłby być i czym być powinien.

Mężczyźnie, który nie nauczył się w okresie dojrzewania kontrolować cielesnych pożądań, chodzi o zwykłe ich zaspokojenie, czyli o przyjemność. Seks był dotąd dla niego źródłem przyjemności i niczym więcej. Kobieta, ulegając, utwierdza w nim taki sposób traktowania seksualności. Nie może być gorszego przygotowania do małżeństwa. Jeżeli kiedyś w przyszłości taki mężczyzna nie otrzyma „należnej” mu porcji seksu, odczuje psychiczny dyskomfort (podobnie jak palacz, którego nagle pozbawiono dostępu do papierosów). Ten nieprzyjemny stan będzie się starał uśmierzyć, wymuszając (np. przez szantaż, że pójdzie do innej) spełnienie przez żonę jej „powinności”. Małżonka w takiej relacji jest po prostu używana, co często wyraźnie odczuwa.

„Mąż traktuje mnie jak rzecz, która nie ma dla niego specjalnej wartości. Nie okazuje mi nigdy żadnego uczucia, nie darzy miłością, nie zwierza się” (Maria, l. 28).

„Żona wie, kiedy mąż uprawia masturbację za pomocą jej ciała. Najtragiczniejsze, że bywa on zadowolony z tego stanu rzeczy, ponieważ myśli, że na tym właśnie polega współżycie. Bagaż doświadczeń, jaki wnosi się do małżeństwa, czasami czyni nas kalekami. Tylko ci, którzy nauczyli się od siebie wymagać, przygotowani są do seksualnego współżycia” (Iza, l. 26).

Czasami wręcz się głosi, że im więcej zmysłowej przyjemności może dać mężczyźnie kobieta (i odwrotnie), tym lepsze współżycie. Taką koncepcję współżycia, oczywiście fałszywą i na dodatek niezwykle prymitywną, należy nazwać masturbacyjną, skoro dąży się tu do tego, by dać samą przyjemność i ją osiągnąć. Nie przezwyciężony nałóg samogwałtu leży u podstaw takiego myślenia. Kobieta albo mężczyzna daje więcej „satysfakcji” niż masturbacja uprawiana w samotności. Nadal jednak najważniejsza pozostaje przyjemność. Osoba schodzi na dalszy plan i ma być tylko narzędziem do osiągnięcia własnego, egoistycznego celu. Nie ma oddania się sobie i miłości, tak jak nie ma ich w masturbacji. Jest natomiast pożądanie.

Radość kochania

Akt małżeński wyraża miłość małżonków (a taki jest oprócz prokreacji jego cel) tylko wtedy, gdy jest wolnym darem z siebie. Wolnym – a więc nie wymuszonym przez działanie popędu albo nałóg. Darem – a więc czymś podejmowanym nie wyłącznie z myślą o sobie, ale gdy wiadomo, że sprawi również współmałżonkowi radość, jaką ma się z czegoś upragnionego i oczekiwanego. Miłość nie jest egoistyczna.

Poczucie, że jest się kochanym, ma nieporównywalnie większe znaczenie niż zmysłowa przyjemność. Radość z tego, że się go kocha, można sprawić współmałżonkowi, także powstrzymując się od współżycia: „Z myślą o mnie, o moim zmęczeniu, złym samopoczuciu zaniechałeś współżycia. Nie nalegałeś, bo mnie kochasz”. Umiejętność opanowania siebie staje się więc okazją do dawania, z którego wypływa prawdziwe, głębokie szczęście dla obojga małżonków. Szczyt rozkoszy seksualnej trwa tylko chwilę. Ta chwila przyjemności a trwałe szczęście – to dwie zupełnie różne rzeczy.

I odwrotnie: akt seksualny (czyli „kochanie się” – jak się mówi) może wcale nie wynikać z miłości, ale z egoistycznego pożądania: „Chodzi ci nie o mnie, a jedynie o moje ciało. Potrzebna ci jestem tylko jako środek do zaspokojenia nałogu, w który kiedyś wpadłeś”. I nawet jeśli partnerzy osiągną zaspokojenie seksualne, całe współżycie będzie na dłuższą metę budziło niesmak. Bo czy egoistyczne „używanie” kogoś, albo siebie nawzajem, może dawać szczęście?

Działanie seksualne ma być językiem miłości. Kiedy nie wyraża jej, rani. Jest chwila przyjemności, ale nie ma radości zjednoczenia i oddania się drugiej osobie.

„Pobraliśmy się 10 lat temu. Mamy troje dzieci. Współżycie daje nam coraz więcej zadowolenia. Wynika to z tego, że wspólnie wiele przeżyliśmy, wiele nas łączy, zwiększyła się nasza zażyłość, umocniła miłość. Małżonkowie wnoszą we współżycie to wszystko. Seks jest jak dobre wino – z wiekiem staje się coraz lepszy” (Teresa, l. 30).

Zły posiew

Ludzie, zwłaszcza młodzi, zdają się myśleć, że mogą robić wszystko, na co mają ochotę, i nie będzie miało to większych konsekwencji w przyszłości. Błąd! Dziś buduje się swoją przyszłość. Co się sieje, to się zbiera. To, jak młodzi małżonkowie przeżywają współżycie, zależy od tego, jak wcześniej traktowali swoją seksualność. Jeżeli służyła ona do dostarczenia sobie przyjemności, zatrzymania kogoś przy sobie, uniknięcia samotności, przekonania siebie o własnej atrakcyjności itp., to partnerzy wyrobili w sobie taki właśnie model jej traktowania i przeżywania. Tę fałszywą koncepcję (przedmałżeńska koncepcja seksu – powtórzmy – jest zawsze fałszywa) wnoszą w małżeństwo. Złe nastawienia, złe wzory reagowania stają się barierą dla zrozumienia i doświadczenia, czym małżeńskie współżycie mogłoby i powinno być. Jeżeli ktoś używał swojej seksualności przez wiele miesięcy albo nawet lat w niewłaściwy sposób, to czy w chwili otrzymania świadectwa zawarcia ślubu zacznie jej używać właściwie? Nie, człowiek warunkuje się i uczy także w tej sferze. Tak więc im mniej doświadczeń seksualnych ma osoba wstępująca w związek małżeński, tym mniej trzeba później leczyć i naprawiać – o ile da się to w ogóle naprawić.

Dobry posiew

A czym jest pierwszy akt dziewiczych małżonków? Zachowali nienaruszonym dar swych ciał, by teraz obdarzyć nim siebie. Kosztowało to wiele trudu, ale dlatego dar nabrał wartości. Nawet kiedy małżonkowie nie znali się jeszcze, każda pokonana pokusa cielesna była wyrazem miłości do przyszłego współmałżonka... Akt małżeński jest w takim przypadku – można śmiało powiedzieć – uroczystym wydarzeniem. Biorący w nim udział obdarowują siebie czymś, na co pracowali w trudzie przez wiele lat. A przy tym jest to najbardziej intymna cząstka siebie, rezerwowana i ochraniana tylko dla tej jedynej osoby. To musi głęboko wiązać. Małżeństwa czystych są silne!

„Narzeczeni, którzy w czystości dotrwają do dnia ślubu, przeżyją w ten dzień radość pełną, sięgającą dna serca. Ale to mało. Z perspektywy 16 lat małżeństwa mogę jeszcze powiedzieć, że radość ta nie pomniejsza się, ale z roku na rok stale rośnie, opromieniając dobrze odczuwalnym ciepłem cały związek. Do tego dochodzi całkiem uzasadniona duma i satysfakcja, że jednak mimo wielu trudności, mimo tego, że »świat« żyje inaczej, byliśmy zawsze tylko dla siebie. Jest to bardzo pomocne w zachowaniu wierności i przetrwaniu nawet najgłębszych kryzysów małżeńskich” (Ewa, l. 40).

Przez przedmałżeńskie współżycie trwoni się coś niezwykle istotnego. Nie przynosi się już współmałżonkowi daru z siebie – największego, zachowanego wyłącznie dla niego. Został on rozmieniony na drobne, przeszedł przez różne ręce. Bywa, że on (ona) ma do dania niewiele więcej ponad techniczne umiejętności wywoływania przyjemnych odczuć, wyćwiczone w poprzednich związkach. Ale cóż to ma za znaczenie!

W trzeciej części tego artykułu, który ukaże się w następnym numerze Miłujcie się!, przeanalizujemy jeszcze jeden mit popkultury wikłający młodych w nieczystość przedmałżeńską. Będziemy mówili m.in. o tzw. dopasowaniu seksualnym.

Jan Bilewicz  

 

Zamów prenumeratę

Jeśli jesteś zainteresowany pobraniem całego Numeru w formacie PDF



Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.


Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku


Top

Poleć tę stronę znajomemu!


Przeczytaj teraz: