Articles for Christians at TrueChristianity.Info. Święty Jan Maria Vianney (1786 – 1859) Christianity - Articles - Temat numeru
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
Święty Jan Maria Vianney (1786 – 1859)
   

Autor: ks. Mieczysław Piotrowski TChr,
Miłujcie się! 4/2009 → Temat numeru



4 sierpnia 2009 r. minęła 150. rocznica śmierci św. proboszcza z Ars – ks. Jana Marii Vianneya. Owoce jego posługi kapłańskiej były zdumiewające. Już za życia św. Proboszcza maleńka parafia w Ars stała się celem pielgrzymek setek tysięcy ludzi z Francji i Europy.

Cała posługa kapłańska ks. Jana Vianneya była skoncentrowana na Eucharystii, katechezie i sakramencie pokuty. Proboszcz z Ars przez swoje życie, nauczanie prawd wiary, sprawowanie sakramentów pokuty i Eucharystii ukazywał największy skarb – osobę zmartwychwstałego Pana Jezusa Chrystusa, który żyje i działa w Kościele katolickim: przebacza grzechy, uwalnia z niewoli szatana, leczy wszystkie duchowe rany, przeprowadza ze śmierci do życia wiecznego.

Oszczerstwa i pokusy

Bezkompromisowa walka Proboszcza z Ars z wszelkimi przejawami grzechu spotkała się ze znacznym oporem ze strony niektórych parafian. Jest zrozumiałe, że gorliwych duszpasterzy siły zła nienawidzą szczególnie i wykorzystują wszelkie okazje, aby ich zastraszać i zniechęcać. W tym celu posługują się najczęściej ludźmi, którzy ulegają ich wpływom. W parafii Ars zaczęto szemrać, że proboszcz jest nietolerancyjny, stanowczo za surowy i niepotrzebnie wtrąca się do ich prywatnego życia. Niezadowolenie rosło, ponieważ wielu parafianom, którzy nie chcieli zerwać z grzesznymi zwyczajami, ks. Vianney nie udzielał rozgrzeszenia.

Na skutek napominania proboszcza dziewczęta z Ars przestały chodzić na cotygodniowe potańcówki, na których dochodziło do rozpusty. Doprowadziło to do wściekłości niektórych młodzieńców z Ars i innych parafii. Zaczęli rozsiewać plotki, że ks. Vianney prowadzi rozpustne życie, pisali anonimowe listy pełne obelg i oszczerstw, rozlepiali afisze o tej samej wymowie, urządzali kocią muzykę przed oknami plebanii, posunęli się także do oskarżenia ks. Vianneya o to, że jest ojcem dziecka, które urodziła niezamężna dziewczyna mieszkająca w sąsiedztwie plebanii. Pod koniec swojego życia ks. Jan Vianney powiedział: „Gdybym wiedział w chwili przybycia do Ars, jakie czekały tam na mnie cierpienia, umarłbym w jednej chwili”.

Niegodziwe plotki i oszczerstwa były dla Proboszcza z Ars źródłem tak wielkiego duchowego cierpienia, że był on bliski decyzji o opuszczeniu parafii. O pozostaniu przekonał go tylko jeden argument: że jego wyjazd mógłby być użyty przez oszczerców jako dowód prawdziwości ich oskarżeń.

Im bardziej był atakowany, z tym większą ufnością oddawał się w ręce Boga, z serca przebaczał swoim wrogom i modlił się o ich nawrócenie. „Pozwoliłem wszystko na siebie mówić i tym sposobem doprowadziłem do tego, że wreszcie ludzie zamilkli”. „Sądziłem – mówił – że nadejdzie chwila, kiedy kijem gnany będę z Ars, ksiądz biskup mnie zasuspenduje i osadzą mnie na resztę dni moich w więzieniu… Widzę wszakże, żem nie zasłużył na tę łaskę”.

Poprzez to duchowe cierpienie Chrystus formował ks. Jana Vianneya; doprowadził go do takiej pokory, że ten zaczął się cieszyć, gdy nim gardzono. Jedyną odpowiedzią ks. Vianneya na wszelkie kalumnie było milczenie i modlitwa za oszczerców oraz przykład życia.

Pan Bóg formuje człowieka, prowadząc go przez duchowe cierpienia, dopuszczając różnego rodzaju pokusy, w tym szczególnie bolesne pokusy zwątpienia i rozpaczy. Ksiądz Vianney doświadczył okresów całkowitych duchowych ciemności, w których miał poczucie braku obecności Boga. Było to niewyobrażalne duchowe cierpienie, w którym wydawało mu się, że Bóg go całkowicie i na zawsze opuścił. W tym doświadczeniu nie przestawał jednak bezgranicznie wierzyć Mu i ufać.

„Gdy się miłuje – mówił – cierpienie przestaje być cierpieniem. Im więcej od krzyża uciekasz, tym więcej cię przywala… Trzeba się modlić o umiłowanie krzyżów: wtedy stają się one słodkimi. Sam doświadczyłem tego przez cztery czy pięć lat: ciężko mnie spotwarzano, silnie mi się sprzeciwiano; Bóg świadkiem, że nie brakło mi krzyżów, miałem ich więcej prawie, niżem mógł udźwignąć, ale zacząłem modlić się o umiłowanie cierpienia i uczułem się szczęśliwy. Odczułem, że tylko w ukochaniu cierpienia znajduje się prawdziwe szczęście... Wszystkie nasze nędze stąd pochodzą, że nie miłujemy krzyża. (…) Daleko więcej czynimy dla Boga, gdy spełniamy coś, co nie sprawia nam przyjemności i upodobania”. Święty Jan Maria Vianney uświadamia nam, że cierpienie nie ofiarowane Bogu jest siłą niszczącą człowieka – dlatego powinniśmy każdy nasz krzyż, każde duchowe i fizyczne cierpienie ofiarować Chrystusowi, gdyż tylko wtedy stanie się ono dla nas źródłem wielkich łask i Bożego błogosławieństwa.

Święty dar sakramentu kapłaństwa

Proboszcz z Ars miał świadomość wielkiej odpowiedzialności za zbawienie swoich parafian i wszystkich, którzy korzystali z jego kapłańskiej posługi. Zdawał sobie sprawę z tego, jak wielkim darem dla ludzkości jest sakrament kapłaństwa, poprzez który Jezus nieustannie uobecnia swoje zbawienie. Dlatego uświadamiał wiernym, że kapłaństwo jest sakramentem, który dotyczy wszystkich ludzi. Tak mówił w jednym ze swoich kazań: „Kapłan jest człowiekiem, który otrzymał od Boga wszystkie jego władze. »Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam« – rzekł Pan do pierwszych kapłanów (J 20, 21). »Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!« (Mk 16, 15). »Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi« (Łk 10, 16).

Kiedy kapłan udziela wam rozgrzeszenia, nie mówi: »Bóg ci przebacza«, lecz »Ja odpuszczam tobie grzechy«. Podczas konsekracji nie mówi: »Oto Ciało Pana«, lecz mówi »Oto Ciało moje«. Gdyby nie było sakramentu kapłaństwa, nie mielibyśmy Pana wśród nas. Kto bowiem włożył Go do tabernakulum? Kapłan. Kto przyjął wasze dusze do [społeczności] Kościoła, kiedyście się narodzili? Kapłan. Kto karmi je, by miały siłę do ziemskiego pielgrzymowania? Kapłan. Kto przygotuje je, aby mogły stanąć przed Bogiem wykąpane we Krwi Jezusa Chrystusa? Kapłan. Zawsze kapłan. A kiedy dusza popadnie w grzech śmiertelny, kto ją wskrzesi do życia? Kto przywróci jej spokój sumienia? Tylko kapłan. Nie znajdziecie żadnego dobra, które pochodzi od Boga, żeby za nim nie stał kapłan.

Spróbujcie wyspowiadać się przed Matką Boską albo przed którymś z aniołów. Rozgrzeszą was? Nie. Czy mogą dać wam ciało i krew Pańską? Nie. Najświętsza Maryja Panna nie ma władzy sprowadzenia swego Syna do hostii. Choćby stanęło przed wami dwustu aniołów, nie mają oni władzy odpuszczenia wam grzechów. Jedynie kapłan ma władzę powiedzieć wam: »Idź w pokoju, przebaczam ci«. Kapłaństwo jest naprawdę czymś bardzo wielkim. Kapłan zrozumie siebie dobrze dopiero w niebie. Gdybyśmy rozumieli na ziemi, czym jest kapłaństwo, umarlibyśmy nie z przejęcia, lecz z miłości. (…) Kapłan nie jest jednak kapłanem sam dla siebie. Sam sobie nie może udzielić rozgrzeszenia. Nie może sam sobie udzielić żadnego sakramentu. Kapłan nie żyje dla siebie, żyje dla was. (…) Kiedy ktoś chce zniszczyć religię, najpierw atakuje kapłanów, gdyż tam, gdzie nie ma kapłana, nie ma już ofiary Mszy Świętej, nie ma kultu Bożego. (…) Kapłaństwo jest umiłowaniem Serca Jezusa. Kiedy spotykacie kapłana, zawsze myślcie o Jezusie” (Zapiski z Ars, kazanie o kapłanach). Święty dar sakramentu kapłaństwa Pan Jezus składa w serca powołanych przez Niego słabych i grzesznych ludzi. Dlatego sprawą najwyższej wagi jest, aby wierni codziennie modlili się za kapłanów o ich wytrwanie w powołaniu i świętość ich życia. Z upadku kapłana cieszy się tylko szatan oraz ludzie przez niego zniewoleni.

Demaskował działanie szatana

Największe duchowe wartości, postęp w życiu duchowym osiąga się w codziennych wewnętrznych zmaganiach z pokusami, słabościami i grzechami. Proboszcz z Ars całym swoim sercem pragnął osiągnąć niebo i doprowadzić do zbawienia wszystkich swoich parafian. Dlatego w intencji ich nawrócenia nie tylko się modlił, ale również surowo pościł, biczował się i pokutował. Zdawał sobie sprawę z tego, że największym nieszczęściem dla człowieka jest grzech i trwanie w grzechu, ponieważ ostateczną jego konsekwencją jest odrzucenie Boga na wieki i wieczność piekła. Dlatego z wielką żarliwością demaskował działanie szatana, który w każdej pokusie, w niezwykle atrakcyjny sposób, ukazuje grzech jako źródło szczęścia.

Tak przestrzegał swoich parafian: „Grzech jest katem Boga i zabójcą duszy. Wyrywa nas z nieba i rzuca w przepaście piekła. A mimo to lubujemy się w nim! Cóż za szaleństwo! Gdybyśmy dobrze sobie z tego zdawali sprawę, żywilibyśmy taki wstręt do grzechu, że nie bylibyśmy w stanie go popełnić. (…) Gdybyśmy spojrzeli na krucyfiks, kiedy obrażamy Boga, usłyszelibyśmy Pana pytającego nas z głębi swej Boskiej duszy: »A zatem i ty chcesz należeć do grona mych wrogów? Znów chcesz Mnie ukrzyżować?«. Spójrzcie na Ukrzyżowanego Pana i powiedzcie sobie: oto, ile kosztowało Go odkupienie zniewagi, jaką moje grzechy wyrządziły Bogu. Oto Bóg przychodzi na ziemię, by stać się ofiarą za moje grzechy, Bóg cierpi, znosi udręczenia duszy i umiera, gdyż zechciał ponieść karę za nasze zbrodnie. Wpatrujmy się w krzyż i zobaczmy, jakim złem jest grzech i jak bardzo winniśmy go nienawidzić. Wejrzyjmy w siebie i zobaczmy, co możemy zrobić, aby zadośćuczynić za złe czyny, jakie popełniliśmy w naszym nędznym życiu” (Zapiski z Ars, kazanie o grzechu). Proboszcz z Ars uświadamiał wiernym, jak wielką duchową tragedią jest grzech, wzbudzał w nich skruchę i pragnienie nawrócenia. Ukazywał ogrom Bożego Miłosierdzia, które dostępne jest w sakramencie pokuty dla wszystkich grzeszników. Gdy przybywali do niego penitenci z całej Francji i Europy, aby się wyspowiadać, był zawsze w konfesjonale do ich dyspozycji. Poświęcał na spowiedź często dziesięć godzin dziennie, a jeżeli była taka potrzeba – to piętnaście i więcej. Był to dla Proboszcza z Ars niewątpliwie największy krzyż i umartwienie. Ponosił on jednak ten trud z radością, gdyż miał świadomość, że w ten sposób Chrystus przez jego posługę przebacza grzechy, wyrywa ludzi ze strasznej niewoli szatana i przywraca im godność dzieci Bożych. Ksiądz Vianney bardzo cierpiał z powodu braku skruchy u spowiadających się. Mówił: „Opłakuję to, czego wy nie opłakujecie”. Obojętnych w wierze pobudzał do miłości Boga, jednał z Bogiem wielkich pokutujących grzeszników, a później prowadził ich trudną drogą dojrzewania do świętości.

Ksiądz Jan Vianney, kierując się troską o życie wieczne dla powierzonych mu ludzi, wypowiedział zdecydowaną walkę wszelkiej rozwiązłości i nałogom, które od wielu lat zakorzeniły się w jego parafii. Grzesznika otaczał wielkim współczuciem, traktował go jako człowieka chorego na duchu, ale dla grzechu nie czuł żadnej litości. W jednej ze swoich nauk mówił: „Jeśli duszpasterz nie chce się potępić na wieki, powinien bez miłosierdzia chłostać wszelkie nadużycia w parafii; powinien przy tym zdeptać nogami wszelki wzgląd ludzki i obawę przed wzgardą lub nienawiścią ze strony parafian”. Proboszcz z Ars bez żadnych skrupułów prosił, groził, piętnował z ambony pracę w niedziele, pijaństwo, frywolne tańce, przekleństwa, sprośne śpiewy i zabawy, które prowadziły do grzechów nieczystości. Wypowiedział zdecydowaną wojnę wszystkim karczmarzom, którzy rozpijali mieszkańców, i z wielką mocą wzywał swych parafian do nawrócenia, do odrzucenia wszystkiego, co prowadzi do grzechu. W krótkim czasie w Ars zniknął pogański zwyczaj pracy w niedzielę, a wszystkie karczmy zbankrutowały, gdyż ludzie przestali do nich przychodzić. W ten sposób została zlikwidowana główna przyczyna nędzy wielu rodzin.

Najpotężniejsze źródło duchowej odnowy

Jezus Chrystus obecny w Eucharystii znajdował się w samym centrum życia duchowego Proboszcza z Ars oraz jego pracy duszpasterskiej. Tak mówił w jednym ze swoich kazań: „Wszystkie dobre uczynki razem wzięte nie są warte jednej Mszy Świętej, bo tamte są dziełami ludzkimi, a Msza jest dziełem Bożym. (…) Na słowa kapłana Chrystus zstępuje z nieba i daje się zamknąć w małej hostii. Ojciec nieustannie patrzy z nieba na ołtarz: »To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie« (Mt 17, 5a). Wobec zasług tak wielkiej ofiary Ojciec nie może Synowi niczego odmówić. Gdybyśmy mieli wiarę, ujrzelibyśmy Boga w kapłanie, jak się widzi światło przez szybę, jak wino pomieszane z wodą. (…) Po konsekracji Bóg jest między nami obecny tak samo, jak jest obecny w niebie. Gdybyśmy zdawali sobie z tego w pełni sprawę, umarlibyśmy z miłości. Bóg jednak oszczędza nas i zakrywa przed nami tę tajemnicę z powodu naszej słabości.

Pewien kapłan zaczynał wątpić, że jego słowa rzeczywiście sprowadzają Chrystusa na ołtarz; w tej samej chwili hostia, którą trzymał w dłoniach, zaczęła ociekać krwią wsiąkającą w korporał. Gdyby nam ktoś powiedział, że o tej to godzinie jakiś zmarły ma powstać z grobu, zaraz byśmy tam pobiegli, żeby zobaczyć cud. A czyż konsekracja, podczas której chleb i wino stają się ciałem i krwią samego Boga, nie jest o wiele większym cudem niż wskrzeszenie umarłego? Potrzeba przynajmniej kwadransa, żeby dobrze przygotować się do przeżycia Mszy Świętej. W tym czasie trzeba głęboko uniżyć się przed Bogiem, na wzór głębokiego uniżenia, jakiego Chrystus dokonuje w sakramencie Eucharystii; trzeba zrobić rachunek sumienia, gdyż aby dobrze przeżyć Mszę Świętą, powinniśmy być w stanie łaski uświęcającej. Gdybyśmy znali cenę ofiary Mszy Świętej – albo raczej gdybyśmy mieli głębszą wiarę – uczestniczylibyśmy w niej z o wiele większą gorliwością.

Pamiętacie, dzieci, historię, którą wam opowiadałem – o tym, jak pewien święty kapłan modlił się za swojego przyjaciela, gdyż Bóg dał mu poznać, że przyjaciel jego przebywa w czyśćcu. Uznał więc, że najlepiej zrobi, ofiarując za jego duszę Mszę Świętą. Kiedy nadeszła chwila konsekracji, wziął hostię w dłonie i powiedział w duszy: »Wieczny i Święty Ojcze, zróbmy wymianę. Ty trzymasz duszę mojego przyjaciela w czyśćcu, a ja trzymam w dłoniach ciało Twojego Syna. Uwolnij mojego przyjaciela, a ja ofiaruję Ci Twojego Syna wraz ze wszystkimi zasługami Jego męki i śmierci«. I rzeczywiście: w chwili podniesienia ujrzał duszę swojego przyjaciela wstępującą do nieba w promieniach chwały. Kiedy chcemy o coś Boga poprosić, róbmy podobnie. Po Komunii świętej ofiarujmy Ojcu Jego umiłowanego Syna wraz ze wszystkimi zasługami Jego męki i śmierci, a Bóg nie będzie mógł nam niczego odmówić” (Zapiski z Ars, kazanie o ofierze Mszy św.) .

Ksiądz Jan Maria Vianney mówił, że „Komunia św. i Ofiara Mszy św. to dwie najskuteczniejsze drogi do uzyskania przemiany serc”. Msza św. była dla niego wielką radością i najważniejszym wydarzeniem każdego dnia. Mimo nawału zajęć zawsze przygotowywał się do niej przynajmniej przez piętnaście minut. Mszę św. celebrował w wielkim skupieniu. Mówił, że „Przyczyną upadku kapłana jest brak skupienia podczas Mszy św.!”.

Dla Proboszcza z Ars duchowym centrum wspólnoty parafialnej była stała obecność Chrystusa w Eucharystii. Wczesnym rankiem lub wieczorem godzinami adorował Jezusa ukrytego w Najświętszym Sakramencie. Podczas homilii często wskazywał na tabernakulum, mówiąc ze wzruszeniem: „On tam jest!”. Postawa i nauki proboszcza sprawiły, że parafianie zaczęli się modlić przed Najświętszym Sakramentem, przychodzili do kościoła nie tylko w niedziele, ale również w dni powszednie.

Święty z Ars wiedział, że najpotężniejszym źródłem duchowej odnowy parafii jest Jezus Chrystus obecny w Eucharystii. Dlatego od samego początku swojej pracy w parafii zgromadził grupę osób, które wraz z nim codziennie uczestniczyły we Mszy św. i adorowały Jezusa w Eucharystii. Jeszcze przed masowym napływem pielgrzymów w kościele w Ars zawsze były osoby adorujące Przenajświętszy Sakrament. Ksiądz Vianney uczył tych ludzi, aby podczas adoracji niewiele mówić, lecz z radością trwać w obecności Pana.

To on sam opowiedział wzruszające wydarzenie: „Ludwik Chaffangeon, gospodarz z mojej parafii, wczesnym rankiem, przed udaniem się do pracy w polu, zostawił motykę przed drzwiami kościoła i wszedł do środka, aby zmówić pacierz. Tak pogrążył się w modlitwie, że stracił poczucie czasu. Jego sąsiad, który pracował opodal, bardzo się zdziwił, że Ludwik tego dnia nie pracuje w polu. Kiedy po skończonej pracy wracał do domu, zobaczył motykę przed drzwiami kościoła; wstąpił na chwilę do środka i ze zdziwieniem zobaczył, że przed tabernakulum w wielkim skupieniu modli się Ludwik. Zapytał: »Co tu tak długo robisz?«. Ludwik odpowiedział z prostotą: »Patrzę na Pana Boga, Pan Bóg patrzy na mnie«... W tych prostych słowach zawiera się cała istota obcowania z Bogiem” – mówił ze łzami w oczach proboszcz z Ars.

 (cdn.)

Zamów prenumeratę

Jeśli jesteś zainteresowany pobraniem całego Numeru w formacie PDF



Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.


Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku


Top

Poleć tę stronę znajomemu!


Przeczytaj teraz: