Articles for Christians at TrueChristianity.Info. Dla Boga nie ma nic niemożliwego Christianity - Articles - Temat numeru
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
Emocjonalnie rozkręcony
   

Miłujcie się! 4/2010 → Ruch Czystych Serc



Przez całe życie byłem niewierzący, najeżdżałem na księży. Wierzyłem tylko w jakąś siłę, która kieruje światem, ale w takiego Boga, w jakiego wierzę teraz, nie wierzyłem.

Mój ojciec zostawił mnie, kiedy miałem 7 lat. Zostawił między innymi z tego powodu, że nadużywał alkoholu. Nie miałem więc wzoru ojca, na którym przyszły mężczyzna buduje relacje i opiera swą męskość. Czułem się niekochany i miałem poczucie winy. Szukałem siebie i potwierdzania swej męskości w upijaniu się, w ćpaniu i pornografii...            

Moja mama przez wiele lat była poza Kościołem… Zaczęło się niewinnie – od jogi oraz technik medytacyjnych i relaksacyjnych przynoszących „pokój”. Potem było reiki. Mama zaczęła organizować takie zajęcia i mocno się w nie zaangażowała, a że one odbywały się u nas w domu, to i ja w nich uczestniczyłem. Wyjazdy do Indii, do mistrzów, jakieś energie, tłumy ludzi, którzy przewijali się przez nasz dom i wychodzili z niego jak nawaleni i naćpani... Przez to wszystko straciłem kontakt z mamą: była zamknięta w tym swoim świecie.

Karolina – moja żona – była pierwszą osobą, z którą zacząłem rozmawiać o Bogu. Przez nią Pan Bóg przyprowadził mnie do Kościoła. W pierwszym roku naszego narzeczeństwa wiele się pozmieniało. Usłyszałem o katechezach Odnowy w Duchu Świętym, postanowiłem, że na nie pójdę - i tak się zaczęło... Po pierwszej katechezie poszedłem do księgarni i kupiłem dwie książki: modlitewnik oraz Nowy Testament, który przeczytałem od deski do deski praktycznie w dwa dni. Gdy go czytałem, coś we mnie tajało... „Bo góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi od ciebie” – to słowa, które powiedział mi Pan, słowa, których nie zapomnę do końca życia...

Alkoholu nadużywałem już w podstawówce – zdarzały mi się wtedy pojedyncze stany upojenia. Nie dla smaku, ale żeby coś poczuć. Gdy opowiadam o historii swojej choroby, to widzę, że to ewoluowało, nie zatrzymywało się w jednym miejscu – to była równia pochyła... W dodatku wpadłem także w inne nałogi. W studium pierwszy raz zetknąłem się z marihuaną. Strasznie mi się spodobała. Szybko się wciągnąłem. Dużo paliłem, bardzo dużo... Jak nie miałem sam dla siebie jednego grama, to było cienko. Większość pieniędzy szła na piwo i marihuanę. Sam się upijałem i upalałem. Alkohol i narkotyki ułatwiły mi wpadnięcie w trzeci nałóg: uzależnienie od pornografii i masturbacji.

Gdy się ożeniłem (a związek małżeński zawierałem jako osoba, która dopiero co uwierzyła), pracowałem na dwa etaty – zasuwałem nieźle. Mimo to codziennie było piwo – po prostu musiałem je wypić. Bunkrowałem je po piwnicach. Najpierw jedno, potem drugie, trzecie, a potem już jakaś ćwiarteczka, bo tolerancja na alkohol wzrastała. Szedłem spać ubzdryngolony i rano praca. I tak w koło Macieju...

Pewnego dnia dostałem telefon, że moja mama źle się czuje. Przez dwa tygodnie była w szpitalu. Doszło do sepsy, do zapalenia mięśnia sercowego; stan był ciężki, życie zagrożone. Wtedy byliśmy już z Karoliną we wspólnocie neokatechumenalnej. Nie wiedziałem, co robić...

Zapytałem znajomego księdza Stefana. W pewnym momencie powiedziałem mamie: „Jest bardzo źle, możesz umrzeć. Tu, na ziemi, możesz zrobić jeszcze bardzo dużo, po śmierci już nic nie będziesz mogła zrobić. Zachęcam cię do tego, abyś przyjęła kapłana”. Serce waliło mi jak oszalałe, kiedy to mówiłem. Mama się zgodziła, ksiądz Stefan przyjechał. Wyspowiadała się, dostała rozgrzeszenie, sakrament namaszczenia chorych i po tygodniu umarła pojednana z Panem. Tuż przed jej śmiercią, po tym dniu, w którym mama się pojednała z Panem Bogiem, spędziliśmy razem parę kolejnych wieczorów – pięknych wieczorów; na powrót miałem tę mamę - swoją prawdziwą mamę…

Niedługo po jej śmierci zacząłem dalej pić. Przyszły wakacje, był pierwszy dzień mojego urlopu – dałem w palnik... Już rano obudziłem się wstawiony, bo to był czas, kiedy co wieczór wypijałem po trzy piwa i ćwiartkę wódki. Potem zrobiliśmy grilla. Karolina była w ogródku, a ja poszedłem do piwnicy w poszukiwaniu alkoholu. Gdy wieczorem wróciliśmy do domu, Karolina zaczęła kąpać naszą córeczkę, Madzię. Usiadłem na fotelu i dopadło mnie straszne uczucie totalnej beznadziejności i bezsilności. To wszystko nagle do mnie dotarło i zacząłem płakać. I wtedy z głębi, naprawdę z głębi zawołałem: „Jezu, ratuj!”.

No i się zaczęło... Zacząłem się miotać, wrzeszczeć, krzyczeć... Karolina wyleciała z łazienki, ja zacząłem bić rękami po łóżku, meblach... Straciłem kontrolę nad zachowaniem... Karolina wystraszyła się, zadzwoniła po rodziców, oni zadzwonili po pogotowie.

Nie chciałem robić nikomu krzywdy, ale coś we mnie pękło. Jak sobie to teraz analizuję, to widzę, że Chrystus po moich słowach mnie wysłuchał, a demon się wściekał, bo bał się, że wyrwę się ze zniewolenia, w którym mnie trzymał tak długi czas.

Rodzina nie chciała obciachu przed ludźmi. Teść poprosił, żeby mnie nie ubierali w biały kaftan. Jeszcze w karetce czułem taką siłę, że gdybym chciał, to cały ten samochód rozniósłbym na kawałki – razem z ludźmi. W końcu wsadzili mnie w kaftan, przywiązali do łóżka i zawieźli na oddział psychiatryczny. Tam spędziłem tydzień. I bardzo mocno doświadczyłem Pana Boga.

To było pierwsze bardzo bolesne zdarcie maski: mnie alkoholika. Wszystko się wydało... Rodzice się dowiedzieli... Zobaczyłem siebie na skrajnym dnie... Pierwszą noc spędziłem przywiązany do łóżka, założyli mi pampersa. Nie bardzo mogłem spać, bo byłem przywiązany, a ja nie lubię spać na plecach. Obok byli inni ludzie: narkomani, chorzy psychicznie i inni alkoholicy, niektórzy w stadium delirium tremens [majaczenie drżenne - przyp. red.]. To była ciężka noc, straszliwa... Dotknąłem dna...

Rano przyszła rodzina. Zacząłem płakać. Strasznie się bałem, że żona ode mnie odejdzie, że rodzice się odwrócą. A oni przyszli i okazali mi swoją miłość. To było niesamowite. „Podołamy, zaczniemy leczenie” – mówili.

Po tym wydarzeniu nie piłem, ale cały czas trwałem w uzależnieniu od pornografii, masturbacji, gier komputerowych, dopalaczy i narkotyków. To moje uzależnienie przyczyniło się do długów, które do dziś spłacamy...

Byłem mistrzem w manipulacji. Tylko czekałem na okazję. Gdy Karolina wyjeżdżała z dzieckiem, instalowałem sobie gry, ściągałem filmy pornograficzne, żeby mieć wybór, kupowałem narkotyki, które patrząc od strony czysto fizycznej, bardzo zwiększały doznania, siadałem i…

Najbardziej szukałem potwierdzenia siebie i swojej męskości w pornografii i masturbacji. Dlaczego? Bo pornografia i masturbacja dają iluzję posiadania kobiety – że „ja ją mam”. Mnóstwo kobiet w ten sposób miałem, zdradzając oczywiście swoją żonę, bo przecież jest to zdrada. I ciągle było mi mało. Człowiek czymś takim nie może się nasycić. Były takie momenty, że nie mogłem iść po ulicy i patrzeć normalnie na kobiety. Myślałem tylko o jednym… Każdą kobietę sprowadzałem do poziomu szmaty, którą można wykorzystać. Trwanie w pornografii mnie zniekształciło. Ktoś może mówić, że pornografia jest super - ja też tak myślałem...

Niestety, prędzej czy później przychodzi moment, kiedy za te wrażenia trzeba spłacić dług, gdy nie ma już szans uciec z tej równi pochyłej... Moje doświadczenie pokazuje, że pornografia rozkręca emocjonalnie; śrubka po śrubce rozkręciła moje życie uczuciowe, co miało wpływ na moje decyzje i postawy.

Karolina była moim największym wrogiem. Musiałem wymyślać, chować różne rzeczy w piwnicy, oszukiwać ją...Ale coraz mocniej zacząłem sobie zdawać sprawę z tego, że tak się nie da... Postanowiłem z tym skończyć.

Kiedyś we wspólnocie przekazywałem katechezę o nałogach. Dlaczego Pan Bóg dopuszcza, by ludzie wpadali w nałogi? Po to, żeby ich wyleczyć. Ponad dwa lata zajęło Panu Bogu pokazanie mi, że jestem człowiekiem pysznym, bardzo pysznym, że to jest źródłem moich grzechów. Gdyby na początku pokazał mi wszystko na raz, to bym tego po prostu nie zniósł...

Pewnego dnia Karolina wróciła z liturgii i powiedziała, że nie może się na mnie opierać. No i mnie szlag trafił! Wkurzyłem się straszliwie, tak mnie to zabolało. Moja własna żona mówi mi, że nie może się na mnie oprzeć!... Miły to ja nie byłem, piekliłem się, ale po jakiejś chwili zobaczyłem, że to, co we mnie zaryczało, to właśnie... moja pycha. Zobaczyłem, że to jest prawda – że Karolina naprawdę nie może się na mnie oprzeć jako na człowieku, że jedyne oparcie jest w Bogu.

Potem ją przeprosiłem. Zrozumiałem, że brak ojca w moim domu spowodował to, że wiele rzeczy musiałem robić sam. Miałem takie myślenie: ja sam, ja sam, ja sam… Widzę, że te nałogi były po to, żebym mógł stanąć przed Bogiem i powiedzieć: pomocy! W końcu podjąłem decyzję o rozpoczęciu terapii.

Pewnego dnia dopadł mnie w pracy przeraźliwy strach, przerażenie – nie potrafię tego opisać – uczucie palenia w ciele, coś potwornego! Wyszedłem z pracy, przeżywając upiorny lęk. Coś mnie osaczało i krzyczało we mnie, żebym się zabił: „Wejdź do apteki i po prostu nażryj się leków!”... Ja nawet słyszałem ten dźwięk, jak się wyciska tabletki... Niestety, wtedy nie byłem w stanie łaski uświęcającej, bo dwa dni wcześniej popełniłem grzech samogwałtu...

Cały ten czas, kiedy ogarniały mnie te uczucia, wisiałem z żoną na telefonie. Pojechałem do katedry o godz. 16, czekałem na spowiedź do godziny 18. Tej spowiedzi nie zapomnę do końca życia. Po raz pierwszy wyspowiadałem się z grzechów, których nigdy wcześniej nie wypowiedziałem. Między innymi z świętokradztwa – demony o tym nie zapominają, upomną się o taką duszę prędzej czy później!

W liceum słuchałem dużo metalu; wiele z tych kapel to byli sataniści; przeczytałem też Biblię Szatana. Nigdy wcześniej się z tego nie spowiadałem. Teraz powiedziałem wszystko. Tego, co mówił kapłan, nie za bardzo pamiętam, bo całą spowiedź wyłem jak bóbr, ale naprawdę doświadczyłem, że tam nie siedzi kapłan, ale Chrystus, który mnie kocha. Zobaczyłem, że bardzo mocno traktowałem Boga jak koleżkę. Nagle zrozumiałem, że Pan Bóg jest Bogiem wielkim. Jemu należy się szacunek.

Od tego stycznia, od tej spowiedzi, moje życie się zmieniło. Zmieniła się moja motywacja – nie chcę tracić Jego łaski.

Zobaczyłem chłopca, który ma cechy, jakich w sobie nie znoszę, nie akceptuję. Zobaczyłem alkoholika, narkomana... Chłopca, którego zostawił ojciec, chłopca dwukrotnie wykorzystanego seksualnie przez dorosłych mężczyzn. Odrzuconego w dzieciństwie, wyśmiewanego przez kolegów w podstawówce... Zobaczyłem to, że nie jestem supermężem – nie jestem taki, jakim chciałem być w głębi serca; zobaczyłem siebie...

I właśnie wtedy przyjąłem tego Maćka – Pan Bóg dał mi łaskę przyjęcia siebie takiego, od jakiego całe życie uciekałem; zwrócił mi mnie samego, przywrócił mi poczucie własnej wartości, tożsamości... Odczułem, że On mnie takiego kocha, że nie muszę uciekać, nie muszę być najlepszy, nie muszę się spinać, żeby tylko nie stracić twarzy... To mi zdjęło tonę ciężaru z pleców, dało uczucie lekkości w sercu; mogłem w końcu spojrzeć na siebie w lustrze i uśmiechnąć się do siebie. Po raz pierwszy w życiu mogłem sobie wybaczyć.

Cały czas mam pokusy, ale pierwszy raz od dawien dawna nie oglądam pornografii, nie masturbuję się, nie piję, nie biorę narkotyków. To nie jest moja zasługa, ale to dzięki Jego łasce. Bardzo pomogła mi też terapia w poradni leczenia uzależnień, dużo się tam nauczyłem.

Mam poczucie, że jestem szczęśliwy, to jest szczęście otrzymane od Chrystusa Zmartwychwstałego i nikt mi nie powie, że tak nie jest.

Pan Bóg uzdrawia teraz moją relację z ojcem. Chciałbym, żeby mógł nadejść taki dzień, żebym mógł ojcu opowiedzieć swoje doświadczenie Boga. Powiedzieć mu, że mu wybaczam. Myślę, że przyjdzie taki moment… Kiedy w niedzielę jedziemy do niego, kiedy jest standardowy rosół, ława, która jest za niska, telewizor, który jest włączony, to jest trudno, naprawdę trudno... Ale myślę, że nadejdzie taki moment.

Moją siłą jest Bóg, trwanie w Kościele. Bez wspólnoty, bez liturgii słowa, Eucharystii nie mam szans. Trwanie w stanie łaski uświęcającej jest fundamentem. Tylko wtedy Duch Święty może działać. Bóg jest tym, który prawdziwie kocha. Pomimo różnych moich słabości kocha mnie. Notorycznie Go zdradzałem, a On mnie nigdy nie odrzucił. Jego miłość sprawiła, że naprawdę uwierzyłem. Tam, gdzie spodziewałem się odrzucenia, dostałem miłość.

Maciej

Zamów w sklepie

sklep.milujciesie.org.pl

Zamów prenumeratę

Jeśli jesteś zainteresowany prenumeratą papierową kliknij tutaj

Zamów prenumeratę

Jeśli jesteś zainteresowany pobraniem całego Numeru w formacie PDF



Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w marcu 2015 r.


Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku


Top

Poleć tę stronę znajomemu!


Przeczytaj teraz: