Articles for Christians at TrueChristianity.Info. Miłość, która nie zna miary Christianity - Articles - Ruch Czystych Serc
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
Miłość, która nie zna miary
   

Autor: Małgorzata Radomska,
Miłujcie się! 4/2013 → Cierpienie



Bóg nieustannie szuka ludzkiego serca. Daje się zobaczyć i doświadczyć przez nadzwyczajne znaki. Jeden z nich, pozwalający odkryć i zachwycić się Jego rzeczywistą obecnością w Eucharystii, miał miejsce w życiu bł. Alexandriny Marii da Costy, która przez 13 lat spożywała tylko Eucharystię. Nie mogła jeść i pić, a mimo to żyła, wbrew wszelkim naturalnym prawom biologii…

Skok

Miłość, która nie zna miaryAlexadrina da Costa była zwykłą portugalską dziewczyną. Urodziła się 30 marca 1904 r. we wsi Balsar. Zawsze energiczna, uśmiechnięta, pracowita, chociaż nie cieszyła się najlepszym zdrowiem. Dusza towarzystwa wszędzie tam, gdzie się pojawiała – w domu, w którym mieszkała z matką Marią Anną i siostrą Deolindą, w szkole i w pracy. Musiała ją podjąć już w wieku kilkunastu lat w jednym z wiejskich gospodarstw, ponieważ w domu da Costów zabrakło ojca. Pracowała tam jednak niedługo, bo gospodarz często łamał warunki umowy, próbując wyzyskać dziewczynkę. Znalazła więc inny sposób zarobku – wraz z Deolindą i koleżankami dorabiała szyciem. Szykowały suknię ślubną dla koleżanki. Gdy praca szła mozolnie, Alexandrina wykorzystywała swoje predyspozycje teatralne i przedstawiała śmieszne anegdoty z życia, by podarować koleżankom trochę radości i dodać zapału do pracy. Pewnego dnia siedziały skupione przy stole. Nagle usłyszały dochodzące z oddali okrzyki i salwy śmiechu. Odgłosy powoli się zbliżały i stawały się coraz wyraźniejsze. Gdy Alexandrina rozpoznała wśród nich głos swego dawnego gospodarza, zamarła… Trzech mężczyzn szło w ich stronę.

Deolinda, jakby coś przeczuwając, poprosiła, by zamknęły drzwi. Chwilę później usłyszały stukot butów na schodach i pukanie do drzwi. Nie otwierały, więc zniecierpliwieni mężczyźni zaczęli szukać innych dróg wejścia. Jeden z nich wspiął się po drabinie, by wejść do pokoju przez właz, który dziewczyny błyskawicznie zaryglowały maszyną do szycia. Rozzłoszczony wybił kilka desek młotkiem i dostał się do salonu. Deolinda z koleżanką, widząc to, zdołały uciec przez drzwi na dół, gdzie jednak czekali na nie dwaj pozostali mężczyźni. Alexandrina została sama naprzeciw oprawcy. Nie było żadnej drogi ucieczki poza otwartym oknem. Wyskoczyła więc z wysokości 4 metrów… Gdy upadła, poczuła przeszywający ból w plecach. Przez chwilę nie mogła się poruszyć, jednak szybko wstała, by pobiec na pomoc złapanym towarzyszkom. Była tak stanowcza, nieugięta i mocna, że mężczyźni, wystraszeni krzykiem, odeszli, nie osiągnąwszy celu.

Niedługo potem Alexandrina zaczęła odczuwać skutki upadku, które stopniowo zaczęły ją unieruchamiać i wyłączać ze zwykłego życia. Dla nastolatki była to prawdziwa walka. Nie traciła jednak nadziei na uzdrowienie. W spontaniczności swej wiary była przekonana, że Jezus na pewno pomoże zrealizować jej marzenie wyjazdu na misje. On jednak powoli odsłaniał jej swój plan. Prowadził ją krok po kroku na głębię. Odkrywał przed nią swoje pragnienia…

Pełnia

W pewnym momencie zwykłe spotkania, rozmowy z koleżankami, gry w karty, które dotąd wypełniały czas jej choroby, przestały ją zadowalać. Pociągało ją teraz coś więcej… Coś, czego jeszcze nie potrafiła nazwać. Jej serce pragnęło pełni.

Droga na głębię nie była prosta. Dziewczyna musiała przejść od determinacji, z jaką próbowała wpłynąć na Bożą wolę, do twórczego jej odkrywania i przyjęcia bez zastrzeżeń. Niejeden raz musiała tracić swoje dobre pragnienia – chociażby to, że chciała wraz ze swoją parafią wziąć udział w pielgrzymce do Fatimy. Nie mogła już też pomagać matce i Deolindzie w prostych domowych pracach. Nie była w stanie chodzić na Mszę św. i z dnia na dzień miała coraz mniej sił, aby wstać z łóżka. Ale nie tylko niemoc fizyczna sprawiała jej ból – gorsze były nękania, które przeżywała w swej duszy. Zły duch wmawiał jej, że skoro nie może pojechać do Fatimy, to Maryja ją odrzuca i Jezus nie chce jej ofiar. Próbował ją zniechęcać, podsuwając niepewność, bunt i rozczarowanie. Te podszepty raniły jej duszę, ale przezwyciężała je, intensyfikując swoją modlitwę.

Pewnego dnia usłyszała w swym sercu głos, który rozjaśnił jej wszystko. Jezus powiedział: „Dotrzymuj Mi towarzystwa w Najświętszym Sakramencie. Pozostaję w tabernakulum w dzień i w nocy, czekając, by obdarzyć miłością i łaską wszystkich tych, którzy Mnie odwiedzą. Ale nie ma ich wielu. Jestem tak opuszczony, samotny i obrażany… Wielu ludzi nie wierzy w Moje istnienie i w to, że mieszkam w tabernakulum. (...) Inni zaś wierzą, ale nie kochają Mnie i nie odwiedzają. Zachowują się tak, jakby Mnie tam nie było. (…) Wybrałem ciebie, byś dotrzymywała Mi towarzystwa w tym małym azylu”. To był dla Alexandriny decydujący moment. Zrozumiała, że uzdrowienie nie jest najważniejsze, lecz najistotniejsze jest to, by – niezależnie od warunków – zawsze pełnić Bożą wolę, odpowiadając swoim „tak” na pragnienia Jezusa wobec siebie. Odpowiedź wypisała własną krwią na świętym obrazku: „Moją krwią ślubuję Ci bardzo Cię miłować, mój Jezu, i niech taką będzie moja miłość, bym umarła, obejmując krzyż. (…) Kocham Cię i umieram z miłości do Ciebie, o mój ukochany Jezu, i w Twoich tabernakulach pragnę mieszkać”…

Najlepsza cząstka

„Jezu – powiedziała pewnego dnia w modlitwie – złóż mnie wraz z Tobą w ofierze Przedwiecznemu Ojcu w tych samych intencjach, dla których Ty sam siebie ofiarujesz. (…) Pragnę spędzać wszystkie chwile mego życia, nieustannie, w dzień i w nocy, radosna czy smutna, samotnie czy w towarzystwie – cały czas pocieszając Cię, adorując, miłując, wysławiając i oddając Ci chwałę. (…) Niech nie będzie już nigdzie na świecie ani jednego tabernakulum, ani jednego miejsca, w którym mieszkasz w sposób sakramentalny, gdzie teraz – i od dziś na zawsze – nie słyszano by: Jezu, kocham Cię! Jezu, jestem cała Twoja! Jestem Twoją ofiarą, ofiarą Eucharystii, oliwną lampką Twoich więzień miłości. (…) Matko Jezusa i moja Matko, wysłuchaj mojej modlitwy: poświęcam Ci moje ciało i moje serce. Oczyść je, Matko Przenajświętsza, i napełnij Twoją miłością. Umieść blisko Jezusa ukrytego w tabernakulach, ażebym służyła Mu za lampkę aż do końca świata”…

Odtąd godziny choroby upływały Alexandrinie na duchowym pielgrzymowaniu do tabernakulów, na przebywaniu u stóp Jezusa. On zapewniał ją: „Jak Maria wybrałaś najlepszą część. Wybrałaś miłość do Mnie w tabernakulum, gdzie możesz kontemplować Mnie oczami nie ciała, lecz duszy. Jestem tam prawdziwie obecny: Ciałem, Krwią, Duszą i Bóstwem – tak jak w niebie”…

W tym czasie Jezus powierzył 
Alexandrinie również opiekę nad kapłanami. Wynagradzała za nich. Ofiarowując swój ból, zmagania i modlitwy, wypraszała ich wierność i nowe powołania. Oblubieniec odsłonił jej też sekret swego Serca. Pragnął zawierzenia całego świata Niepokalanemu Sercu Maryi: „Chcę, by świat został poświęcony Mojej Najświętszej Matce; jest to lekarstwo na tyle zagrażających mu nieszczęść”.

Głód

Siłą Alexandriny we wszystkich cierpieniach była codzienna Komunia św. Dzięki niej zawsze czuła szczególną relację z Jezusem. Tak w swej autobiografii wspominała dzień, w którym przyjęła Go po raz pierwszy: „Wydarzenie to wyryło się w mojej duszy. Sądziłam, że zjednoczyłam się z Jezusem tak, że już więcej się od Niego nie odłączę. Wydaje mi się, że On zawładnął moim sercem. Radości, która mnie przepełniła, nie sposób wyrazić”. Odtąd już zawsze nosiła w sobie głód Eucharystii. Pewnego dnia, jeszcze przed wypadkiem, gdy zaatakowała ją ostra choroba, w wysokiej gorączce prosiła matkę: chcę Jezusa… Gdy matka podała jej krzyż, dziewczynka wyszeptała: „nie tego, lecz Eucharystycznego”…

Teraz, gdy paraliż całkowicie objął jej ciało, On był jej największą pociechą. Niestety, w parafii nastąpiła zmiana kapłanów. Nowy proboszcz miał zasadę, by chorym przynosić Najświętszy Sakrament jedynie raz w miesiącu. Alexandrina zwierzała się w tym czasie swemu duchowemu ojcu: „Nie przyjęłam jeszcze Pana Jezusa. Och, Boże, jak to boli! Proszę modlić się bardzo do naszego Pana, by przez swoje nieskończone miłosierdzie raczył znaleźć na to jakiś sposób. (…) Gdybym mogła zapłacić i przynieśliby mi Jezusa za pieniądze… Ile bym za to nie dała!”. W tym czasie Jezus przychodzi do niej w inny sposób. Dziewczyna pisze: „Przyjęłam wiele Komunii św. duchowych z całym zapałem, na jaki mnie stać, i nasz Pan będzie mi to wynagradzał”. Zwyczaj przyjmowania Jezusa duchowo w każdej godzinie zachowa odtąd do końca życia także wtedy, gdy proboszcz zmieni zdanie i zacznie przynosić jej Eucharystię każdego dnia.

Lekarstwo

Pod koniec kwietnia 1937 r. Alexandrina przeżyła stan krytyczny. Była całkowicie wycieńczona, wymiotowała w dzień i w nocy, a ksiądz 3 razy odczytywał przy niej modlitwy odmawiane przy umierających. Dziewczyna wspomina: „Zobaczyłam proboszcza wchodzącego do mego pokoju i rozpoznawszy go, powiedziałam: »Chcę przyjąć Pana Jezusa«. Odpowiedział: »dobrze, moje dziecko, poszukam niekonsekrowanej hostii i jeśli jej nie zwymiotujesz, przyniosę Ci Pana Jezusa«. I tak uczynił. Kiedy tylko ją połknęłam, zaraz zwymiotowałam. Proboszcz chciał zrezygnować z przyniesienia mi Pana Jezusa, ale ktoś powiedział: »Księże, niekonsekrowana hostia to nie Jezus«. Wtedy postanowiono, że pójdzie po konsekrowaną. Przyjęłam ją i nie zwymiotowałam. Nigdy już nie przestałam przyjmować Pana Jezusa. Jak tylko Go otrzymywałam, wymioty ustępowały i przez pół godziny nie powracały. Stan krytyczny trwał dość długo, ale przez 17 dni nie jadłam i nie piłam niczego, absolutnie niczego. Moim lekarstwem był Jezus”.

Pasja

Niedługo potem Pan przypomniał Alexandrinie swoje pragnienie poświęcenia świata Sercu Maryi. Nakazał, by poprzez swojego spowiednika przekazała je Ojcu Świętemu Piusowi XII. Zapowiedział też cierpienia, które ją czekały, i poprosił o pokutę i modlitwę.

Tymczasem wzmaga się duchowa walka. Demon podsuwa jej nieczyste myśli, pokusy i wyobrażenia. Pewnej nocy nie ma już sił, by je odpierać. Przeżywa ogromne katusze. Oddaje swoją niemoc i pałające miłością serce we władanie Jezusa. On odpowiada i dokonują się mistyczne zaślubiny. Jest to moment spowity tajemnicą: „Mój miły jest mój, a ja jestem jego”. Wówczas to Jezus prosi: „Pomóż mi odkupić ludzkość”. Alexandrina nie odpowiada od razu. Demon nie odpuszcza: próbuje spętać ją wątpliwościami. Jednak łaska jest potężniejsza i to dzięki niej, z całą świadomością własnej nędzy i słabości, dziewczyna mówi swoje „tak”.

Pewnego dnia ujrzała w swym sercu umęczoną twarz Jezusa. Gdy patrzyła na nią w milczeniu, usłyszała zapowiedź własnej męki. Odtąd każdego tygodnia przez 182 piątki przeżywała w swym ciele cierpienia Jezusa. To, co działo się w tym czasie, było tajemnicą serca Alexandriny. Deolinda, która w każdej chwili towarzyszyła swej siostrze, w liście do kierownika duchowego Alexandriny opisuje jej mękę następująco: „Agonia w Ogrójcu trwała bardzo długo i była straszna… Słychać było jęki z głębi serca i od czasu do czasu szlochanie. Ale biczowanie i cierniem ukoronowanie to dopiero! Biczowana była na kolanach, z rękami jakby związanymi. Podłożyłam jej pod kolana poduszkę, ale usunęła się z niej, nie chciała. Jej kolana są w opłakanym stanie… Uderzeń biczami było co najmniej 5311. Ileż to trwało! Tyle razy mdlała! Uderzeń w głowę trzciną w koronę cierniową było 2391. (…) Kiedy cierniem ukoronowanie dobiegło końca, był to istny trup”…

Alexandrina pisała: „Teraz jestem pełna wątpliwości, tak udręczona i wszystko wydaje mi się nieprawdą. Błogosławiony Jezus, który tyle ma, by mnie obdarować, a ja nie mam dla Niego nic. Zanim zaczęła się pasja, mój Jezus pocieszył mnie trochę. Zastukał do mojego serca i powiedział: »Alexandrino, moja ukrzyżowana, podejdź do Żebraka, który stoi u drzwi, przyjdź dać Mu jałmużnę tak wielkiej wartości. Daj mi, nie odmawiaj. Nie zadowolą Mnie wszystkie inne jałmużny, jeśli nie dasz Mi swojej. Tylko twoja mnie zadowala. (…) Dzieje się z tobą to, co działo się ze Mną, na Mnie też wszystko to przyszło. Odwagi, to za Bożym działaniem otrzymujesz siłę, to ono tobą porusza, ono wszystko to czyni«. Ujrzałam siebie w przepaści tak olbrzymiej, tak pełnej nieczystości. Wydawało mi się, że znajdowały się tam wszystkie możliwe nędze i że wszystkie były moje. I nasz Pan mówił: »Podobnie jak Ja jesteś poręczycielem. I Ja byłem w tej przepaści pełnej wszystkich nędz«”…

Po tym jak dziewczyna po raz pierwszy przeżyła to doświadczenie, kierownik duchowy Alexandriny napisał list do papieża, prosząc o zawierzenie świata Sercu Maryi; sprawa jednak rozwijała się bardzo powoli. Współuczestnictwo Alexandriny w męce Jezusa było ściśle badane przez władze kościelne i specjalistów naukowych. Dodatkową udręką dla dziewczyny było to, że tajemnica jej serca staje się znana innym i szeroko rozgłaszana. Budziło to różne spekulacje i posądzenia oraz burzyło pokój, w którym dotąd żyły z matką i siostrą.

Dowód

Przyjęcie cierpienia było odpowiedzią miłości na zaproszenie, które Jezus do niej kierował. Pozwalała uczynić się duszą ofiarniczą, by wynagradzać Mu wszystkie zbrodnie świata. Gdy Jezus zwierzał się jej: „Świat bardzo Mnie obraża. Mój ból jest przeogromny”, odpowiadała: „Poprzez moje cierpienie nie chcę niczego więcej niż dać Ci dusze, by pocieszyć Twoje Boskie Serce”. Była świadoma, jak wielki dowód miłości do niej krył się w męce Jezusa, i pragnęła wyrazić Mu także swoją małą miłość: „Jak Ciebie miłuję? Pośród takiego cierpienia? O Jezu, czy to nie pośród cierpienia Ty także mnie miłowałeś? Przecież właśnie tak było, więc jakże ja teraz nie miałabym Ciebie miłować? Jakże niesprawiedliwą byłabym! (…) Podaruj mi cierpienia, choćby najgwałtowniejsze, bylebym mogła Ci przez nie dowieść, że Cię miłuję. Proszę Cię o ból i miłość – oto więzi, które mnie z Tobą łączą. (...) Wielokrotnie pojawia się w moim umyśle: niech się dzieje wola Twoja zawsze i wszędzie!”.

Udręka miłości

Odpowiedzią Watykanu na list duchowego kierownika Alexandriny było przybycie ks. Emanuela Vilara. Zadziwiła go pokora i miłość Alexandriny, a uczestniczenie w jej męce całkowicie rozwiało wszelkie wątpliwości dotyczące mistyczki. Po powrocie do Rzymu nadal wspierał dziewczynę. Pisał, dodając jej otuchy: „Rozumiem, że miłość stała się dziś dla Pani równocześnie udręką i wsparciem, siłą, pociechą, szczęśliwością... Niech Pani na to pozwoli. Jeśli On wymaga złożenia siebie w ofierze aż do heroizmu, tym większa będzie Boża chwała, tym doskonalsze wynagrodzenie, tym piękniejsza Pani nagroda. W tej epoce obłędu Jezus potrzebuje ofiar, które złagodzą Bożą Sprawiedliwość”. Kapłan ten, umierając na raka, ofiarował się w intencji zawierzenia świata Sercu Maryi.

Wezwania Jezusa do pokuty stawały się coraz częstsze. Światem zaczęły targać silne niepokoje. W dniu wybuchu II wojny światowej Alexandrina ofiarowała swoje życie, prosząc o pokój i wynagradzając Bogu za wszystkie zniewagi, których doznaje w każdym człowieku. Widząc oczyma duszy wszystkie cierpienia wojny, doświadczała głębokiej rozpaczy.

Ciemności jej wiary były coraz gęstsze. Czuła się wewnętrznie opuszczona. Nawet przyjmowanie Komunii św. nie przynosiło już ulgi, nie gasiło jej tęsknoty. Także teraz powtarzała swoje „tak”, pisała: „Serce jest zimne, ale zranione. Im bardziej tęskni za miłością, tym bardziej krwawi i tym dotkliwszy jest ból, bowiem nie jest ono w stanie osiągnąć tej czystej i gorącej miłości, którą pragnie miłować Jezusa. (…) Nie posiadam ani wnętrza, ani serca, aby Go przyjmować. Mam jednak pragnienie miłości, tęsknotę, by cały świat ogarnięty został jednym płomieniem. Chciałabym mieć tyle krwi, by całą ziemię w niej skąpać, by Jego Najświętsze Serce nie odczuwało bólu z powodu grzechu, tylko żar serc tych wszystkich, którzy Go miłują. Dlatego pragnę cierpieć, by na ziemi istniała tylko miłość. I dlatego pragnę oddać życie za dusze, które grzech usiłuje zgładzić. Moja natura wzdraga się przed cierpieniem, ale serce przepełnione pragnieniami chwały i miłości Jezusa pędzi lotem szalonym ku cierpieniom. Cóż za szaleństwo boleści, aby tylko ku Jezusowi kierowała się miłość, by cały świat dał się ogarnąć płomieniami Boskiej Miłości, by wszystkie serca zostały oczyszczone i by zapłonęły wewnątrz tego Boskiego Serca!”…

Pełnia radości

Jezus przyjął jej ofiarę. Dziewczyna przeżywa kolejne cierpienia: utratę spowiednika, oszczerstwa i pomówienia, długie, upokarzające badania medyczne i przedłużający się brak odpowiedzi z Watykanu. W końcu jednak, w marcu 1942 r., Alexandrina przeżyła mękę Chrystusa w swoim ciele po raz ostatni. Zapowiadało to spełnienie się pragnienia Oblubieńca. Rzeczywiście, 31 października 1942 r. Ojciec św. zawierzył świat Sercu Maryi. „Jakie to szczęście, jaka radość dla świata z bycia poświęconym, z przynależności bardziej niż kiedykolwiek dotąd do Niepokalanego Serca Maryi” – cieszyła się Alexandrina.

Misja dziewczyny jeszcze się nie skończyła. Jezus pragnął przez jej życie powiedzieć coś jeszcze… Wśród ciemności wiary, które w intencji wszystkich grzeszników przyjęła na siebie, rodził się nieugaszony głód miłości. Czuła, że zaspokoi go tylko przemienienie jej w Eucharystię. Gdy dzieliła się tym pragnieniem z Jezusem, usłyszała: „Nic już nie będziesz jadła na ziemi. Twoim pokarmem będzie Moje Ciało”. Od tej pory przez 13 lat nie przyjmowała żadnego napoju i pokarmu poza Jezusem Eucharystycznym. Waga jej ciała była wciąż stała (33 kg), a jasność umysłu niezmącona. Jezus wyjaśnił: „Żyjesz jedynie Eucharystią, ponieważ chcę przez to ukazać światu moc Eucharystii i moc Mojego życia w duszach”. Wkrótce potem poprosił ją: „Znajdź Mi dusze, które będą kochać Mnie w sakramencie miłości, by one zajęły twoje miejsce, kiedy pójdziesz do nieba”.

Światło dla dusz

Ostatni etap życia Alexandriny był czasem przeżywania działalności publicznej na wzór Jezusa głoszącego Dobrą Nowinę. Przybywali do niej wszyscy potrzebujący. Choć nie miała już sił, podtrzymywana przez łaskę, przyjmowała ich nawet przez 12 godzin dziennie. Były dni, w których przychodziło 6000 osób z różnych zakątków, z różnymi potrzebami, tylko po to, by dotknąć tego, co nadprzyrodzone.

Tymczasem cierpienia wewnętrzne dziewczyny nie ustawały. Przezwyciężała je ponawianiem swojego „tak” pomimo ciemności: „W dręczącym mnie niepokoju powtarzałam moje akty wiary: Wierzę, Jezu, wierzę, że to dla mnie się narodziłeś, dla mnie cierpiałeś w Getsemani, na Kalwarii. Wierzę, Jezu, wierzę! (…) Otchłań, w jakiej się znajdowałam, była czarna. Jedynie sam Bóg mógł ją przeniknąć i Jezus to uczynił. Zstąpił aż do tej głębi, wyniósł na powierzchnię moją nędzę, oświetlił ją promieniami swej światłości”. Oblubieniec zapewniał ją: „Córko Moja! Jesteś światłem i pochodnią dla świata! Trwasz w nieporównywalnej ciemności, a jesteś światłością, która oświeca: ciemności są dla ciebie, a światło dla dusz”.

Koniec udręce przyniosło nadejście upragnionego dnia zapowiedzianego przez Jezusa. Dnia spotkania z Nim. Tuż przed swoim odejściem, 13 października 1955 r., Alexandrina powiedziała: „Wszystkim przebaczam, tak… Przebaczam wszystkim, którzy byli narzędziami w rękach Boga dla mego większego dobra. (…) Wszystko jest światłem! Nie ma już ciemności! (…) Nie grzeszcie. Świat nic nie jest wart. To wszystko. Przystępujcie często do Komunii Świętej. Każdego dnia odmawiajcie różaniec. Do zobaczenia w niebie!”…

Totus Tuus

25 kwietnia 2004 r. Alexandrina została ogłoszona błogosławioną. Dziś jest towarzyszką w naszych trudnościach, zmaganiach i cierpieniach. W historii jej życia Jezus odkrywa przed nami rąbek swojej niezgłębionej tajemnicy Eucharystii, tajemnicy miłosierdzia. „Cóż większego Jezus mógł uczynić dla nas? Prawdziwie, w Eucharystii objawia nam swoją miłość, która posuwa się »aż do końca« – miłość, która nie zna miary” (Jan Paweł II, EE 55).

Ofiarowuje siebie Ojcu, wypełniając Jego wolę w posłuszeństwie aż do śmierci. Ojciec przyjmuję tę ofiarę i odwzajemnia to „bezgraniczne oddanie swego Syna swoim Ojcowskim oddaniem – darem nowego Życia nieśmiertelnego w zmartwychwstaniu” (EE 13). Jest to komunia miłości Osób Boskich, w którą pragną nas włączyć. Kiedy przystępujemy do Komunii św., „nie tylko każdy z nas przyjmuje Chrystusa, lecz także Chrystus przyjmuje każdego z nas. Zacieśnia więzy z nami. (…) Realizuje się w sposób podniosły wspólne, wewnętrzne »zamieszkiwanie« Chrystusa i ucznia” (EE 22). Duch Święty sprawia, że Jezus przemienia nas w siebie i przez utożsamienie się z Nim „osiągamy doskonałą komunię z Ojcem” (EE 34).

Jezus pragnie i zaprasza nas, byśmy zawsze trwali zatopieni w tej doskonałej komunii miłości Boskich Osób. W niej doświadczymy, że On jest lekarzem naszych ran, pokarmem, który nasyca nasz głód, wypełnia najgłębsze tęsknoty i pragnienia. On jest Tym, dla którego się narodziliśmy.

Oto dziś staje u drzwi Twojej duszy z tym szalonym zaproszeniem i prosi o miłość: „Daj mi, nie odmawiaj. Nie zadowolą Mnie wszystkie inne, jeśli nie dasz Mi swojej. Tylko Twoja mnie zadowala”. Niech każde uderzenie serca, każde nasze małe „tak” wypowiedziane w zmaganiu, w cierpieniu, będzie naszym wyznaniem: „Jezu, kocham Cię! Jestem cały Twój, jestem cała Twoja! Utracić wszystko, ale przyjmować Cię w Komunii Świętej. Wszystko utracić, ale posiadać Ciebie!”…

Małgorzata Radomska 

Zamów w sklepie

sklep.milujciesie.org.pl

Zamów prenumeratę

Jeśli jesteś zainteresowany prenumeratą papierową kliknij tutaj



Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w styczniu 2017 r.


Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku


Top

Poleć tę stronę znajomemu!


Przeczytaj teraz: