Chrześcijańska biblioteka. Boska Komedia. Czyściec: Pieśń XIX. Chrześcijaństwo, katolicyzm, ortodoksja, protestantyzm. Boska Komedia.
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
Czyściec: Pieśń XIX
   

Spis Treści: "Boska Komedia"


Widzenie rozkoszy doczesnych i łaski. Krąg V. Skąpcy i marnotrawcy. Piąty poranek drogi. Czwarte P znika. Papież Hadrian V.

W godzinie, kiedy gasnące dnia żary,

Wystygłe zimnem ziemi lub Saturna,

Księżycowego już nie grzeją chłodu:

Gdy geomanta swoje szczęście czyta

W gwieździe, co jemu wybłyska od Wschodu

W chwili przedświtu, nim zorza bezchmurna

Rozwidni wkrótce gościniec nieb szary;

Przyśniła mi się zajękła kobieta,

Z odciętą ręką, wzrok jej zezem pada,

Krzywa, a twarz jej jak tynk muru blada.

Patrzałem na nią, a jak słońce ciepłe

Ożywia członki nocnym chłodem skrzepłe,

Wzrok mój jej język rozwiązał, jej ciało

Z wolna zagrzewał, prostował ją całą

I zarumieniał trupio blade lica,

Jak gdy miłości wzrok czuje dziewica.

Tak rozwiązany język dźwięcznie nucił,

Dziś bym ją słuchać z trudnością porzucił.

«Jestem» śpiewała: «ta syrena słodka,

Którą gdy żeglarz wędrujący spotka,

Staje wśród morza i nadstawia ucha,

Z taką rozkoszą mojej pieśni słucha!

Śpiew mój z pół drogi Ulissesa zwrócił,

Rzadki odchodzi, kto wszedł w progi moje,

Rzadki się trzeźwi, kogo ja upoję».

Jeszcze syrena ust swych nie zamknęła,

Gdy przy mnie święta niewiasta stanęła,

A pragnąc pierwszą zmieszać swą pogardą,

«Kto ta kobieta?» zapytała hardo.

Wirgili z cześcią w swym sercu poczętą

Podszedł i patrzał na niewiastę świętą.

A ta, gdy pierwszą za piersi schwyciła,

Darła jej szatę, jej brzuch mi odkryła,

Skąd do mnie buchnął taki swąd w tej chwili,

Aż się zbudziłem; a dobry Wirgili

Mówił z słodyczą nad wszelkie wyrazy:

«Już cię wołałem najmniej ze trzy razy,

Wstań, idźmy szukać w tych skałach przechodu».

Wstałem, już kręgi pozłacał blask wschodu

Tej świętej góry; dzień świtał wesoło,

Gdy szedłem, słońce miałem poza sobą.

Idąc za wodzem schyliłem me czoło,

Podobny temu, co dźwiga na głowie

Myśli tysiące, a swoją osobą

Udaje ścięty łuk mostu w połowie.

Kiedym posłyszał: «Idźcie, tu iść trzeba!»

Słowa te wiały melodyją z nieba;

Ten, który mówił, jak łabędzia białe

Otworzył skrzydła i prowadził w skałę.

Z obu stron twarda ścisnęła nas góra.

Musnął mi czoło wstrząsając swe pióra,

«Ci, którzy płaczą» rzekł, «błogosławieni,

Łzy ich pociecha w wesele zamieni».

— «Po co tak w ziemię spuszczasz twe spojrzenie?»

Przemówił wódz mój, gdy anioł skrzydłami

Cicho w powietrzu wznosił się nad nami.

A ja: — «Tak ściga mię nowe widzenie,

Wtrąca w niepokój, zachodzi mi drogę,

Że odeń myśli oderwać nie mogę».

— «Starą guślarkę» rzekł «widziałeś z bliska,

Co w niższych kręgach tyle łez wyciska.

Widziałeś, człowiek przez jakie pochopy

I środki od niej oderwać się może.

Dość o tym: w ziemię zarywszy twe stopy,

Spojrzyj w niebiosa, na te cuda boże,

Jakimi wzrok twój przynęca król wieczny,

Tocząc tak wielki po nich krąg słoneczny».

Jak sokół naprzód nogom się przygląda,

Nim na głos łowca podniesie swe oczy,

A potem skrzydła do lotu roztoczy,

Polować zdobycz, której tak pożąda:

Tak ja, o ile rozszczepia się skała

Dla stopy, aby po niej wzwyż stąpała,

Szedłem bez przerwy długą szyją lochu,

Aż do piątego kręgu; tam widziałem

Leżące duchy twarzami do ziemi,

Płacząc, mówiły, zda się, słowy temi:

«Ach! dusza moja przylgnęła do prochu».

I tak wzdychały piersiami całemi,

Że ledwo uchem kilka słów schwytałem.

— «Wybrani Pańscy! w których sprawiedliwość

Z nadzieją słodzi waszych mąk dotkliwość,

Wskażcie, jak dalej iść na wyższe stopnie».

— «Gdy przychodzicie nie leżeć tu z nami,

Lecz pielgrzymując tej góry kręgami

Tylko szukacie drogi; więc roztropnie,

Idąc półkolem jak krąg zatoczony,

Od brzegu prawej trzymajcie się strony».

Poeta pytał, a duch odpowiedział;

Z tych słów poznałem, że duch i połowy

Wieści, skąd idę i dokąd, nie wiedział.

Ja do ócz mistrza obróciłem oczy,

Mistrz na chęć moją przyzwolił ochoczy,

Czym ośmielony poszedłem do ducha,

Którego z pierwszej poznałem przemowy,

Mówiąc: «Gdy we łzach dojrzewa twa skrucha,

Bez której żaden duch z grzechu nie wstanie,

O zawieś dla mnie twe większe staranie.

Powiedz, kim byłeś? skąd na skał tych szczycie,

Wszyscy grzbietami do góry leżycie?

Może chcesz, bym się przyczynił za tobą,

Tam, skąd tu wchodzę żyjącą osobą».

A on: — «Dlaczego nie twarzą, jak trzeba,

Ale tu leżym grzbietami do nieba,

Dowiesz się o tym; lecz wprzódy wiedz, oto

Byłem ja niegdyś następcą Piotrowym!

Przy Kiawari piękna rzeka płynie,

Imię jej dało tytuł mej rodzinie:

W miesiąc poczułem, w tak niedługim czasie,

Jak ciężko chodzić w płaszczu barankowym

Temu, kto nie chce zaszargać go w błoto:

Ciężar mu inny jak puch lekki zda się.

Skrucha ma była, niestety, leniwa!

Będąc pasterzem chrześcijańskich ludów,

Poznałem, marność życia jak fałszywa,

Jak marny jego cel starań i trudów;

Widziałem, jak tam troska sercem miota,

Nie mogąc wyżej wznieść się, moją duszę

Zatliłem żądzą wiecznego żywota.

Aż do tej chwili, z wstydem wyznać muszę,

Grzech ją łakomstwa odwracał od Boga,

Za co, jak widzisz, kara jej tak sroga!

Z grzechu chciwości tak czyszczą się duchy,

Tu dopełniając czyn poczętej skruchy:

W czyśćcu ich bodaj największe katusze.

Jak w ziemskich rzeczach zatopione oko,

Spojrzeć ku niebu nie mogło wysoko,

Chce sprawiedliwość, abyśmy naszemi

Oczyma lgnęli jak krety do ziemi.

Jak w nas łakomstwo miłość dobra studzi,

W zawiązku morząc współczucie dla ludzi,

Grzech ten gładzimy w sprawiedliwej męce.

Więźnie, związani za nogi i ręce,

Nim się gniew boży przebłaga widomie,

Póty tu będziem leżeć nieruchomie».

Ukląkłem, jeszcze nim mówić zacząłem,

Duch poczuł uchem znak uszanowania:

«Co ciebie» mówił «tak do ziemi skłania?»

A ja: — «Sumienie moje słusznie radzi

Przed majestatem twym uderzyć czołem».

«Wstań, bracie!» mówił «wyprostuj kolana,

Ja, ty i drudzy z społecznej czeladzi,

Wszyscyśmy słudzy jedynego Pana.

Jeśli pojąłeś z Ewangelii świętej,

Tekst: Neque nubent w tych słowach zamknięty,

On ci zrozumieć moją myśl posłuży.

A teraz odejdź, nie chcę, byś stał dłużej;

Obecność twoja przerywa łzy ducha,

W których dojrzewa, jak mówiłeś, skrucha.

Jest tam Aglaja, domu mego chwała,

Dobra z natury, jeśli ją do winy

Nie wciągnie przykład zły naszej rodziny,

Ona mi jedna krewna pozostała».


Spis Treści: "Boska Komedia"

Pobierz: "Boska Komedia"

Źródło: http://wolnelektury.pl

Читайте також: Данте Аліг'єрі. Божественна комедія.

Читайте также: Данте Алигьери. Божественная комедия.


W górę

Poleć tę stronę znajomemu!

Przeczytaj teraz: