Chrześcijańska biblioteka. Boska Komedia. Czyściec: Pieśń XXV. Chrześcijaństwo, katolicyzm, ortodoksja, protestantyzm. Boska Komedia.
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
Czyściec: Pieśń XXV
   

Spis Treści: "Boska Komedia"


W drodze do kręgu VII. Rozprawa o powstaniu duszy, o śmierci i cieniach. Krąg VII. Rozpustnicy wśród płomieni i burzy.

Była godzina niecierpiąca zwłoki,

Bo ustąpiły kręgu południka

Noc dla Skorpiona, a słońce dla Byka.

Jak robi człowiek naglący swe kroki,

Co bądź napotka, idzie swoją drogą,

Jeśli potrzeba, bodzie go ostrogą.

Jakeśmy weszli w sklepiony loch skały,

Jeden za drugim, bo w chwili przechodu

Nas rozdzieliła zbytnia ważkość schodu.

Jak chęć latania czując bocian mały,

Podnosi skrzydła, to spuszcza koleją,

Gdy te już gniazda porzucić nie śmieją:

Tak zapytania chęć we mnie paliła,

To zapalała siebie, to gasiła,

Ażem poruszył wargą, jak gotowy

Człowiek przemówić gorącymi słowy.

A chociaż szliśmy dość szybko tą razą,

Ojciec mój rzekł mi: «Puszczaj strzałę słowa,

Widzę nagiąłeś łuk aż po żelazo».

Wtedy ja usta otworzyłem śmiało:

— «Jak można schudnąć, tam gdzie was nie bodzie

Potrzeba łaknąć pokarmu o głodzie?»

A mistrz: «To dla cię zaiste rzecz nowa,

Lecz gdybyś żywiej w swej myśli przedstawił,

Jak się trawiło Meleagra ciało,

W miarę jak ogień suche drewno trawił;

Gdybyś uważał, jako w jednym czasie,

Ledwo twa postać po zwierciadle wionie,

Cały twój obraz w jego szkle już tonie,

Co było twardym, wnet ci miękkim zda się.

Oto przeze mnie Stacyjusz wezwany

Raczy lekarzem być na twoje rany».

Stacjusz: «Jeśli widzisz być koniecznym,

Bym wobec ciebie o karaniu wiecznym

Rozprawiał przed nim, niech to mię wymówi,

Że, uczeń, nie śmiem zaprzeczać mistrzowi».

A do mnie: «Synu, słuchaj, moje słowo

Na twe pytanie rzuci światłość nową.

Krew niewypita przez spragnione żyły,

Która zostaje jak zbytnia potrawa,

Gdy syty ucztą gość od stołu wstawa,

Przeczysta, w sercu bierze treść tej siły,

Która ukształca wszystkie członki wasze

Jak ta, co wsiąkać w te członki stworzona,

Krąży po żyłach. A lepiej strawiona

Schodzi w część ciała, którą tu w mym rymie

Lepiej przemilczeć niż nazwać na imię.

Stamtąd kroplami na krew drugą wpływa

Drugiej istoty, w przyrodzoną czaszę.

Tam wspólny pociąg dwie treści ożenią,

Jedną skłonioną przyjmować wrażenia,

A drugą działać, gdy ta oddziaływa.

Wtenczas ojcowska krew działać zaczyna,

Zrazu tężejąc, w kolej treść stężałą

Ożywia jako mające żyć ciało.

Krew rodzicielska swoją treścią czynną,

Kiedy już duszą staje się roślinną

I żyć, i rosnąć pocznie jak roślina,

(Lecz z tą różnicą, gdy ta jest już w brzegu,

Tamta na drogę wchodzi w pełnym biegu),

Zrazu tak działa, że już się mocuje

Jak morska gąbka rusza się i czuje;

I wnet rozwija dane przyrodzeniem

Władze człowieka, których jest nasieniem.

Szerzy się, to się rozciąga, mój synu,

Siła, co z serca rodzica pochodzi,

A skąd natura skład członków wywodzi.

Lecz dalszy rozwój zważając jej czynu,

Jak ten zwierzokrzew mający żyć mlekiem,

Jak ssące zwierzę, staje się człowiekiem,

Nie widzisz jeszcze; oto jest punkt główny,

Gdzie mędrszy od cię wpadł w błąd niewymowny;

Umysł od duszy oddzielając w błędzie,

Że widnym jego nie było narzędzie.

Otwórz twe serce, bo doń z prawdą dążę.

Gdy już tkań mózgu w płodzie się zawiąże,

Stwórca, któremu swój twór uznać miło,

Wesół się zwraca i zstępuje z góry

Ku arcydziełu takiemu natury,

Tchnie weń duch nowy, który z taką siłą

Czynność mózgową jeszcze pół roślinną

Łączy, zespala ze swą treścią czynną,

Aż jedna dusza z nich się przeobraża,

Ta żyje, czuje i siebie rozważa.

Gdybyś ze słów mych sąd pogodził sprzeczny

I mniej się dziwił, zważ upał słoneczny,

Który złączony z sokami, co płyną

Z winnej jagody, przemienia się w wino.

Z prządki wrzeciona gdy nić życia rwie się,

Wnet z ciałem rozwód bierze dusza nasza,

Z sobą co ludzkie, co boskie, unasza;

Czujące władze krzepną w tym momencie,

Lecz za to pamięć, wola i pojęcie

Bystrzej działają i w szerszym zakresie.

Dusza z doczesnych na ziemi noclegów,

Z natchnienia woli, tej skazówki nieba,

Schodzi cudownie do jednego z brzegów,

Tam wieść odbiera, kędy iść jej trzeba.

Gdy wstąpi w miejsce swego pomieszkania,

Ją opromienia siła kształtowania,

Zarówno czynna gdy żyła w swym ciele.

A jak powietrze, gdy mży obłok dżdżysty,

Chłonąc od słońca odblask promienisty,

W rozlicznych barwach tęcz maluje wiele;

Podobnie kędy zatrzyma się dusza,

Otaczająca ją w krąg atmosfera,

Kształt, jaki na niej wyciśnie, przybiera.

A jak z ogniska buchające płomie

Za ruchem jego w ślad idzie widomie,

W kierunku duszy nowy kształt się rusza.

A że kształt tylko jest wyobrażeniem

Samego ducha, zowiemy go cieniem:

Dusza przez związek ze swym kształtem ścisły

Urządza wszystkie aż do wzroku zmysły.

Dlatego kiedy chcemy, rozmawiamy,

Śmiejem się, płaczem i głośno wzdychamy,

Co mogłeś słyszeć, idąc w krąg tej góry.

Według żądz naszych, jak słabiej lub żywiej

Czujem boleści żądło jadowite,

Cień bierze na się kształty rozmaite;

Toć jest przyczyna, co ciebie tak dziwi!»

Już do ostatniej przyszliśmy tortury,

Zwracając w prawo krok nagłym zawrotem,

Szliśmy już innym zajęci przedmiotem.

Tam z brzegu góry płomień słupem buchał,

Z brzegu otchłani wiatr na płomień dmuchał,

A wiatr wciąż płomień odpychał uparty;

Więc trzeba było od strony otwartej

Iść nam osobno i szedłem strwożony,

Tu mając ogień, otchłań z drugiej strony.

Mistrz mówił: «Trzymaj krótko wodze wzroku,

Tu łatwo, idąc, uśliznąć się w kroku!»

«Deus clementiae» przez płomie wiejące,

Słyszałem, głosów śpiewało tysiące,

Nie mniej płomienne jam oczy obrócił,

Widziałem duchy przez ogień idące,

Dlategom patrzał, myśl ważąc na dwoje,

To na ich stopy, to na stopy moje.

Z ostatnią hymnu dośpiewaną głoską

Chór w głos wykrzyknął: «Virum non cognosco».

Potem chór wolniej, coraz ciszej nucił.

Hymn ten skończywszy, chór zakrzyknął cały:

«Dyjana z gajów wygnała Helicę,

Wenery jadem zatrutą dziewicę».

Na koniec w kolej śpiewano pochwały

I żon, i mężów czystego żywota,

Co żyli, jak chce małżeństwo i cnota.

I to jest ciągłym ich zajęciem zda się,

Nim z nich rdzy płomień nie opali w czasie,

Nim z ran czyśćcowych przez takie to leki

Ostatnią ranę wygoją na wieki.


Spis Treści: "Boska Komedia"

Pobierz: "Boska Komedia"

Źródło: http://wolnelektury.pl

Читайте також: Данте Аліг'єрі. Божественна комедія.

Читайте также: Данте Алигьери. Божественная комедия.


W górę

Poleć tę stronę znajomemu!

Przeczytaj teraz: