Chrześcijańska biblioteka. Boska Komedia. Piekło: Pieśń IV. Chrześcijaństwo, katolicyzm, ortodoksja, protestantyzm. Boska Komedia.
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
Piekło: Pieśń IV
   

Spis Treści: "Boska Komedia"


Krąg I. Niechrzczeni. Bohaterowie, poeci, filozofowie pogańscy.

Huk tak potężny sen mi spłoszył z powiek,

Chwiałem się cały z wrażeniem niemiłem,

Jak nagle ze snu przebudzony człowiek.

Wstałem i we śnie wypoczętym okiem

Wodziłem wkoło, badając, gdzie byłem.

Byłem nad brzegiem otchłani boleści,

Z której bez końca zgiełk zmieszanej treści

Huczał jękami, westchnieniem głębokiem,

Jako huk grzmotów daleki i długi.

Spojrzałem w otchłań: mglista i głęboka,

Straszliwie ciemna jak ślepota oka.

«Wstąpmy w świat ciemny», przewodnik mój blady

Rzekł do mnie: «Wstąpmy, ja pierwszy, ty drugi».

A ja spostrzegłszy jego twarz zmienioną,

Mówiłem: «Mistrzu! Głowo do porady,

Pocieszycielu, ty, moja obrono,

Gdy ty się boisz, kto się iść odważy?».

A on: «Otchłani męczarnie i bole,

Jęk nieszczęśliwych, co tam jęczą w dole,

Litością w mojej malują się twarzy,

A którą w błędzie ty bierzesz za trwogę;

Idźmy, bo mamy jeszcze długą drogę».

I mnie wprowadził, a sam naprzód kroczył,

W krąg pierwszy, który tę otchłań otoczył.

Tam, ilem słyszał, ile pomnieć mogę,

Nie były skargi, lecz tylko westchnienia,

Od których wieczne powietrze wciąż drżało:

Był to głos jakiś smutku bez cierpienia,

Głos mnóstwa mężów i niewiast, i dzieci.

Mistrz dobry mówił: «Czemu mnie nie pytasz,

Co są za duchy, które okiem witasz?

Chcę, żebyś wiedział, nim pójdziemy dalej.

Grzech i występek tych duchów nie szpeci,

Ale na cnotach choć im nie zbywało,

Chrzest cnót nie święcił, ta brama twej wiary!

A chociaż przyszli na ziemię przed chrzestem.

Oni, jak trzeba, Boga nie kochali.

Z liczby tych duchów oto ja sam jestem!

Za to nieszczęście, nie za grzech, z kolei

Spadła kaźń na nas, a treścią tej kary,

Że pożądamy wiecznie bez nadziei».

Słysząc to, boleść uczułem tajemną,

Bom poznał wielu obecnych przede mną,

Co byli ludźmi wznioślejszego rzędu,

Dziś w sieni piekieł jakby w zawieszeniu.

«Mów», zawołałem: «Mistrzu mój i panie!

Abyś mnie w moim umocnił wierzeniu,

Które zwycięża moc wszelkiego błędu:

Czy nikt z tych duchów o własnej zasłudze

Lub za przyczyną przez zasługi cudze

Nie wstąpił kiedy w niebios pomieszkanie?»

On, który pojął skrytą myśl tej mowy,

Tak odpowiedział: «Byłem tu gość nowy,

Kiedy widziałem, jak wszedł Pan nad pany,

Znakiem zwycięstwa ukoronowany!

On stąd cień wyrwał naszego praojca

I Abla, jego syna, i Noego,

Mojżesza, sługę zakonu bożego;

Abraham, Dawid, Izrael, Rachela

Z potomstwem swoim, w triumfie wesela

Wstąpili za nim do chwały ogrojca!

Wiedz, że przed nimi w tę otchłań z wtrąconych

Zgoła dusz ludzkich nie było zbawionych».

Tak idąc, rzucał mi słowo po słowie,

A szliśmy lasem, lasem duchów, mówię.

Jeszcze byliśmy przy otchłani blisko,

Gdy zmrok tłumiące ujrzałem ognisko,

A idąc dalej, przy blasku płomienia

Spostrzegłem duchy szlachetne z wejrzenia.

«O ty, wszech nauk i sztuki zaszczycie!

Mów, kto są oni i jaka to chwała

Od drugich miejsce osobne im dała?»

A on mi na to: «Gdzie ty pędzisz życie,

Tam o nich dobra sława pozostała;

Przez wzgląd na blask jej, jakim ich otacza,

Łaska ich nieba od drugich odznacza».

Wtem: «Oto jego cień!» głos mnie doleci,

«Wraca, uczcijcie poetę, poeci!»

Na ten głos zamilkł, a od światła strony,

Wprost do nas cztery szły cienie olbrzymie,

Twarz ich ni smutna była, ni wesoła;

«Patrz no na tego», mistrz na mnie zawoła,

«Co z mieczem w ręku idący na przedzie,

Drugich za sobą niby król ich wiedzie.

To Homer, wieszczów książę urodzony!

Za nim Horacy, Owidyjusz trzeci,

Ostatni Lukan; każdy z nich na imię

Jak ja zasłużył, które niegdyś brzmiało.

Patrz, cześć mi niosą: to i dla nich chwałą».

I tak się zeszła księcia piękna szkoła,

Który nad nimi lot pieśni wysokiej

Jeden jak orzeł wznosił pod obłoki.

Zwróciwszy twarze po chwili rozmowy,

Mnie pozdrowili pochyleniem głowy;

Mistrz się uśmiechnął na mój zaszczyt nowy.

Jeszcze doznałem większego honoru,

Bo mnie przyjęli do swojego koła

I byłem szósty z genijuszów chóru.

Tak do ogniska szliśmy gronem całem.

Mówiąc o rzeczach niejednych z zapałem,

O których milczeć tak pięknie w tej chwili,

Jak było pięknie mówić, gdzieśmy byli.

Stał świetny zamek z darniowym tarasem,

Mur siedmiorakim otoczył go pasem,

Strumień okrążał falami bystremi,

Przeszliśmy po nim jak po twardej ziemi:

I przez bram siedem, i z siedmiu mędrcami

Wszedłem na łąkę usłaną kwiatami.

Tam inne cienie snuły się przed nami,

Poważne, z wzrokiem stałym i pogodnym,

Twarze myślące, spokojne ich ruchy,

Mówiły rzadko i głosem łagodnym.

I na tej łące zeszliśmy na stronę,

W miejsce otwarte, trochę podniesione,

Skąd mogłem widzieć wszystkie piękne duchy.

Na trawach świeżej i wonnej zieleni

Stoją i siedzą mężowie wsławieni;

Drżałem z radości, dumny ich widzeniem!

Wkoło Elektry mnóstwo mężów stoi:

Hektor, Eneasz, bohatery Troi,

I Cezar zbrojny sokolim spojrzeniem.

Widziałem z drugiej strony od pagórka,

Pentezyleę i króla Latyna,

Przy nim Lawinia siedzi, jego córka.

Widziałem Bruta, pogromcę Tarkwina,

Lukrecję, Julię, chlubę płci niewieściej;

Jeden Saladyn siedział na uboczy.

Potem widziałem, podniósłszy me oczy,

Mistrza uczonych z powagą na czole.

Siedział w rodzinnym filozofów kole,

Powszechnej hołdem otoczony cześci.

Sokrates, Platon, poważni z wejrzenia,

Najbliższe przy nim zajęli siedzenia.

To liczne grono Demokryt pomnożył,

Podług którego świat przypadek stworzył.

Tales, Empedokl, Heraklit z Zenonem,

Siedzieli głębiej w tym kole uczonem:

Tam był Orfeusz i Dijoskoryda,

Cyceron, Liwiusz, badacze człowieka,

I moralista znajomy, Seneka.

Tam geometrę widziałem Euklida,

Ptolomeusza i Awicenesa,

I Hipokrata, i Aweroesa,

Który napisał komentarz nie lada.

Wszystkich nie zliczę, bo wielkość przedmiotu

Od nich myśl moją porywa do lotu,

A słowa zdążyć za myślą nie mogą.

Wkrótce o dwóch nas zmniejszyła gromada:

Inną mnie powiódł mój przewodnik drogą

Z ciszy powietrza w kraj burz i zamieci

I idziem, idziem, kędy nic nie świeci.


Spis Treści: "Boska Komedia"

Pobierz: "Boska Komedia"

Źródło: http://wolnelektury.pl

Читайте також: Данте Аліг'єрі. Божественна комедія.

Читайте также: Данте Алигьери. Божественная комедия.


W górę

Poleć tę stronę znajomemu!

Przeczytaj teraz: